Co napędzi rozwój fotowoltaiki w Polsce? [rozmowa]
W opublikowanym ostatnio raporcie poświęconemu fotowoltaice Instytut Energetyki Odnawialnej prognozuje znaczący wzrost zainstalowanego potencjału elektrowni PV w naszym kraju już w pespektywie roku 2020. O uwarunkowaniach rozwoju tej technologii w Polsce w wywiadzie dla Gramwzielone.pl opowiada Grzegorz Wiśniewski, prezes IEO.
Link do pierwszej części rozmowy z Grzegorzem Wiśniewskim: Blokując fotowoltaikę, niczego nie ochronimy, a tylko wzmocnimy innych [rozmowa].
W raporcie „Rynek fotowoltaiki w Polsce 2018” znajdziemy tezę, że napędem rozwoju fotowoltaiki stają się ceny energii, a nie regulacje. Na ile rozwój sektora fotowoltaicznego może już teraz bazować na tym czynniku?
– Są dwa czynniki decydujące o korzyściach z tego modelu. Pierwszy to prognoza składnika zmiennego w cenie za energię, który zależy od zużytej kilowatogodziny, a nie od stałych opłat, niezwiązanych ze zużyciem.
Firmy – autoproducenci energii przede wszystkim muszą znać te wszystkie składniki, aby tworzyć jakąkolwiek prognozę na 15 lat. Polska jest jednym z niewielu krajów, w którym oficjalnie nie ma takiej prognozy. Prosumenci nie są energetykami, a koncerny energetyczne tak skomplikowały prawo, że oni go nie rozumieją, w efekcie biorąc za punkt odniesienia ceny, które dzisiaj płacą.
W innych krajach podawane są takie prognozy, u nas nikt nie powie, że cena będzie rosła, a bez takiej prognozy nie ma możliwości podjęcia decyzji o inwestycji.
Przy bieżących cenach inwestycja ledwie się domyka i prosumentom będzie się opłacało dopiero, gdy popatrzą realnie na podstawy kształtowania kosztów – zakładając, że nikomu z ustalających zasady taryfowania nie przyjdzie do głowy, żeby wszystkie koszty stały się abonamentem. Wtedy o prosumenckich OZE i efektywności energetycznej można zapomnieć.
W kosztach energii mamy tymczasem coraz więcej stałych opłat, niepowiązanych z faktycznym zużyciem.
– W przypadku prosumentów domowych najłatwiej jest doprowadzić do abonamentu. Była taka koncepcja, aby opłata rynku mocy dla gospodarstw domowych była naliczana na kW, podobnie jak opłata przejściowa – a nie na kWh jak opłata OZE. Rośnie też część stała opłaty za przesył i dystrybucję. W takiej sytuacji sama opłata zmienna dostawcy energii coraz mniej daje, bo coraz większa część opłat jest zbierana w postaci opłat sieciowych. Nie da się takimi kosztami obarczyć dużych firm, ponieważ one mają argumenty i siłę.
Najbardziej skomplikowanymi taryfami zagrożone są małe firmy korzystające z taryf z grupy C. Te firmy dodatkowo przepłacają za moc zamówioną, ale jednocześnie to jest dla nich ratunek, jeśli ocenią, co się dzieje; jeśli przestaną traktować energię jako podatek nie do uniknięcia. Niestety ci odbiorcy są trzymani w stanie pewnej niewiedzy. Problem z podmiotami na taryfie C jest taki, że trzeba do nich dotrzeć zarówno z profesjonalną i wiarygodną informacją jak i na miarę uszytą ofertą fotowoltaiczną. To nie są specjaliści, nie mamy energetyków w gospodarstwie domowym czy małej firmie.
Kolejny wniosek z raportu IEO to powrót do koncepcji taryf gwarantowanych. W nowej wersji ustawy o OZE wprowadza się taki model, ale tylko dla mniejszych biogazowni i elektrowni wodnych. Fotowoltaika nie porazi sobie bez taryf gwarantowanych?
– Nie można mówić o prosumentach czy klastrach, jeśli nie ma grid parity. Aby to się pojawiło, trzeba najpierw nasycić rynek i spowodować, aby także w efekcie dużego wolumenu instalacji spadły koszty.
Tymczasem wprowadza się taryfy gwarantowane wyłącznie dla technologii, które jako droższe ich potrzebują, ale mają relatywnie niższy potencjał – dla biogazu i wody. Dlaczego tak się dzieje? Te technologie nie zagrażają energetyce. To nie są inwestycje „szybkie”, można ją popierać jeszcze długo, a dotychczasowi wytwórcy nie będą zagrożeni. Wyłączenie fotowoltaiki z tych taryf gwarantowanych to kolejna już gra pozorów, że niby OZE jest popierane, ale to nie zmienia obrazu rynku.
Uważam, że trzeba dywersyfikować rynek i popierać różne technologie – one niosą różne korzyści – ale nie jednocześnie blokując inne, najtańsze i najszybsze technologie.
Branża OZE sama daje się prowadzić na minę. Koniec końców energetyka zaraz będzie pokazywać, ile te odnawialne źródła kosztują. To samobój dla energetyki odnawialnej, która na to pozwala.
Co dałyby taryfy gwarantowane prosumentom?
– Taryfa gwarantowana rozwiązałaby problem z kredytem. Jeżeli chcemy, żeby był tani koszt kapitału, to musimy zagwarantować przychody. Żeby zachęcić ludzi do inwestycji, to muszą mieć gwarancję ceny i wszyscy, którzy do ustalonego okresu zainwestują, powinni otrzymać gwarancję ceny na 15 lat i wtedy otrzymają na taki sam okres odpowiedni kredyt bankowy.
Taki system pracuje na rzecz ograniczenia kosztów podatnika, bo zmniejsza koszty transferu statystycznego. Zbudujmy w ten sposób pół gigawata, bo to jest dobre dla kraju, ponieważ inaczej za energię niewyprodukowaną trzeba będzie zapłacić więcej.
Ten system w połączeniu z aukcjami to szansa dla naszych producentów i instalatorów – to fundament, na którym można budować rynek. Już nie damy rady stworzyć globalnych firm np. instalacyjnych i inżynierskich (EPC) w fotowoltaice, ale chodzi o to, aby zagospodarować rynek krajowy, który do pewnego stopnia się rozwinął, ale za chwilę może na nim dojść do zapaści, gdy skończą się dotacje z regionalnych programów operacyjnych.
Taryfy gwarantowane byłyby powszechnie dostępne, a jednocześnie małe firmy wykonawcze mogłyby tworzyć swój biznes, nie bazując tylko na dotacjach z Unii Europejskiej.
Odbiorcy energii korzystający z taryfy C mają już teraz składniki zmienne na poziomie 55-60 groszy/kWh. Dla nich – bez uwzględniania prognozy wzrostu kosztów – taryfy nie byłyby już potrzebne. Jeżeli mówimy o inwestycjach w źródła o mocy 50-100 kW, to one są w stanie zejść z kosztem wytarzania energii w ujęciu LCOE do ok. 50 gr/kWh.
W przypadku małych odbiorców zatem taryfa gwarantowana na poziomie 50 gr/kWh umożliwi przyznanie kredytu, ale gdy zobaczą oni w praktyce, że po wyższej cenie kupują energię niż sprzedają do sieci, to w naturalny sposób zaczną energię zużywać samemu. Przy takim poziomie taryfy gwarantowanej tacy odbiorcy obniżą koszty w systemie, a nie podwyższą.
Taryfa gwarantowana w przypadku tych firm nic nie zmienia, poza tym, że dostaną tani kredyt. Nasze analizy pokazały, że wzrost kosztu kredytu o 2 pkt proc., powoduje wzrost kosztów produkcji energii o 7-8 proc.
W przypadku gospodarstw domowych taki mechanizm nie jest jeszcze osiągalny?
Na poziomie gospodarstw domowych, jeśli uwzględnimy wysoką jakość komponentów, gwarancje, ubezpieczenie itp. – a teraz mogą zostać wprowadzone dodatkowe wymogi np. zastosowania droższego, trójfazowego inwertera – potrzebna taryfa powinna wynosić 60-65 gr/kWh.
Gospodarstwa domowa dojdą z małymi instalacjami do grid parity około roku 2023-24. Później korzyści z autokonsumpcji przeważą, a koszty dla systemu zaczną maleć.
Wyjście z taryf będzie dużo łatwiejsze niż wejście. Przyjmijmy, że w 2023 r. osiągamy grid-parity na składniku zmiennym taryfy G. Co się wtedy zaczyna? W tym momencie tanieją już samochody elektryczne, a odbiorca w taryfie G zaczyna konsumować produkowaną energię i prawdopodobnie ją całą skonsumuje. Ponadto jest możliwość sprzedaży bezpośredniej. Chociaż to mała skala produkcji, ale można ją zagregować.
Jakie mechanizmy są teraz jeszcze potrzebne rynkowi OZE, oprócz rozszerzenia taryf gwarantowanych z biogazu i hydroenergii także na fotowoltaikę?
– Pierwsza rzecz to nie wolno doprowadzić do dyskryminacji technologii rozwojowych, znajdujących się najbliżej rynku i siedzieć cicho.
Druga sprawa, nie można pozwalać na sytuację, kiedy OZE o mocy ponad 500 kW mają być na rynku posiadając 100-procentowe obligo giełdowe, kiedy molochy mają 30-procentowe obligo.
Postulowałbym w tym miejscu możliwość sprzedaży bezpośredniej, bo to jest rynek, którego w Polsce nie mamy. W sprzedaży bezpośredniej może zostać uwzględniony mały ryczałt dla dystrybucji, ale nie pełny. To można promować.
Kolejna możliwość to płacenie za oddawanie do sieci energii po cenie rynkowej, ale nie chodzi o średnią cenę z poprzednią kwartału, tylko o taryfę dynamiczną. W wykorzystaniu OZE trzeba szukać konkurencyjności dla firm i rolników, mając w pamięci, że w polskiej gospodarce energetyka zawodowa importuje paliwa i energię, a rozproszone rolnictwo odpowiada za 13 proc. eksportu. Musi być konkurencyjne.
Brak tych działań spowoduje, że OZE będzie się rozwijać. Natomiast nie będzie to tempo, które jest potrzebne – zarówno w kontekście ograniczenia kosztów dla firm, jak i rozwoju niskoemisyjnych źródeł.
gramwzielone.pl
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.