„RZ” o kontrowersjach wokół ustawy antywiatrakowej

„RZ” o kontrowersjach wokół ustawy antywiatrakowej
Fot. CGP Grey, flickr cc

Dzisiaj posłowie mają kontynuować prace nad ustawą o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, która ma znacząco ograniczyć możliwość stawiania elektrowni wiatrowych. Zdaniem ekspertów od akustyki, na których powołuję się „Rzeczpospolita„, restrykcyjne regulacje zawarte w projekcie tej ustawy nie znajdują uzasadnienia. 

Ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych zwana ustawą antywiatrakową lub odległościową – ze względu na wpisane do niej ograniczenie możliwości stawiania elektrowni wiatrowych w odległości od domów i obszarów chronionych odpowiadającej minimum 10-krotnej wysokości elektrowni wiatrowej – może zablokować rozwój energetyki wiatrowej w Polsce.

Pomysłodawcy tej ustawy, posłowie PiS, wskazują jednak, że procedowane rozwiązania są konieczne, aby unormować dotychczas nieuregulowane, istotne kwestie związane z budową i eksploatacją elektrowni wiatrowych. Wśród przyczyn napisania projektu ustawy odległościowej wymieniają też troskę o zdrowie ludzi mieszkających w pobliżu farm wiatrowych. Ten argument jest jednak mocno krytykowany przez branżę wiatrową, która wskazuje, że nie ma dowodów na negatywny wpływ pracy turbin na ludzkie zdrowie.

REKLAMA

Posłowie PiS forsujący w Sejmie ustawę antywiatrakową zyskali jednak wsparcie w postaci opinii wydanej przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny, w której zaleca się ograniczenie możliwości stawiania farm wiatrowych z zachowaniem dystansu 2 km od zabudowań mieszkalnych.

NIZP – PZH wymienia w swoim stanowisku szereg czynników ryzyka dla zdrowia człowieka w kontekście lokalizacji farm wiatrowych. Wśród nich znaczny nacisk kładzie się na infradźwięki. Instytut w swojej opinii pisze m. in. że czynnikiem ryzyka jest „możliwość odrywania się kawałków lodu od wirników” czy „możliwość wystąpienia awarii turbiny w postaci upadku urwanej łopaty wirnika lub jej fragmentu”.

REKLAMA

Opinię NIZP – PZH skrytykowało Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW), powołując się na opinię eksperta ds. akustyki dr Geoffa Leventhalla i oceniając, że „stanowisko NIZP – PZH jest niezadowalające, ponieważ zawiera stwierdzenia bez podania odniesień do źródła, a tym samym stwierdzeń zawartych w stanowisku nie daje się zweryfikować, a stanowisko staje się jedynie niepotwierdzoną opinią”. Więcej na ten temat w artykule: PSEW: Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego myli się ws. farm wiatrowych.

Teraz do stanowiska NIZP – PZH nawiązuje „Rzeczpospolita”, powołując się na opinię dr inż. Jacka Szulczyka, którego zdaniem wprowadzanie minimalnej odległości elektrowni wiatrowych od zabudowań, postulowanej przez NIZP – PZH, nie ma uzasadnienia.

W przypadku pojedynczych turbin już w odległości 800–900 metrów nie jesteśmy w stanie wyróżnić emitowanego przez tę instalację dźwięku od tzw. hałasu tła akustycznego, czyli np. z przejeżdżających samochodów – „Rzeczpospolita” cytuje dr Szulczyka. Jego zdaniem minimalną odległość elektrowni wiatrowych od zabudowań powinno ustalić się na poziomie 500 m., czyli czterokrotnie mniejszej od odległości postulowanej przez NIZP – PZH – „bo przy takiej hałas turbiny staje się ledwo słyszalny i daje komfort życia”. Dr Szulczyk dodaje, że w uzdrowiskach czy na obszarach chronionych powinno się stosować wyższe limity. 

RZ” cytuje też prof. Goeffa Leventhalla, na którego powoływał się wcześniej PSEW i który potwierdza opinie dr Szulczyka, wskazując na preferowany minimalny dystans ok. 500-600 m.

W najbliższych dniach Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny ma przedstawić pełną opinię na temat farm wiatrowych wraz ze wskazaniem badań, które wziął pod uwagę.  

gramwzielone.pl