Dzisiaj z rynku zniknęła marka Statoil. „Problem z reputacją”

Dzisiaj z rynku zniknęła marka Statoil. „Problem z reputacją”
Fot. Statoil

Od dzisiaj norweski koncern paliwowy nie funkcjonuje już pod nazwą Statoil. Zastąpił ją marką Equinor. Zmiana nazwy ma odzwierciedlać odchodzenie od biznesu związanego z paliwami kopalnymi. Zamiast budowy na morzu nowych platform wiertniczych, Norwegowie stawiają coraz więcej morskich wiatraków.

Wczoraj zmianę nazwy poparli akcjonariusze norweskiego koncernu, w tym norweski rząd, który posiada 67 proc. akcji.

Szefowie norweskiej firmy wskazywali, że stara nazwa – ze względu na kojarzenie z paliwami kopalnymi – zaczynała szkodzić wizerunkowi firmy i jej reputacji.

REKLAMA

Nowa nazwa została pomyślana tak, aby wywołać zainteresowanie wśród młodych ludzi, aby dostrzegli pozostałe aspekty działalności Statoil, w tym energetykę odnawialną – stwierdził Eldar Saetre, CEO norweskiego koncernu.

Koszt rebrandingu Norwegowie oszacowali na 230-250 mln koron norweskich, czyli ok. 112-116 mln złotych.

Norweski koncern, który swoją potęgę zbudował na ropie i gazie, ostatnio coraz intensywniej inwestuje w energetykę odnawialną – głównie morskie farmy wiatrowe, które chce budować nawet w Polsce. Norwegowie ostatnio podpisali wstępną umowę na zakup połowy udziałów w projektach Polenergii łącznie na 1,2 GW.

Nowa nazwa norweskiego koncernu – Equinor – ma odzwierciedlać „postępujące zmiany i wsparcie dla niskoemisyjnej strategii”.

Norweski koncern przyjął w ubiegłym roku, że do roku 2030 udział nowych technologii w energetyce będzie stanowić od 15 do 20 proc. jego biznesu. Wiadomo, że kluczowym obszarem zainteresowania Norwegów będzie morska energetyka wiatrowa, w której już są bardzo aktywni i mogą wykorzystać know-how zdobyte w swojej dotychczasowej aktywności na morzu.  

Pod koniec ubiegłego roku konsorcjum, w skład którego wchodzi Equinor/Statoil, uruchomiło na Morzu Północnym farmę wiatrową o nazwie Dudgeon i mocy 402 MW. W jej skład wchodzi 67 turbin o jednostkowej mocy 6 MW (model Siemens SWT-6.0-154). Wiatraki są zlokalizowane na obszarze 55 km2, w przeciętnej odległości 38 km od brzegu, na głębokościach sięgających 18-27 m. Statoil i arabski fundusz Masdar posiadają w tym projekcie po 35 proc. udziałów. Pozostałe 30 proc. należy do norweskiego koncernu energetycznego Statkraft.

REKLAMA

Pierwszą morską farmą wiatrową, w której budowę zaangażowali się Norwegowie, jest projekt Sheringham Shoal. W tym przypadku 88 turbin o jednostkowej mocy 3,6 MW rozpoczęło produkcję już w roku 2011. Statoil zrealizował tą inwestycję we współpracy ze Statkraft i należącym wówczas do brytyjskiego rządu UK Green Investment Bank.

Największą inwestycją wiatrową norweskiego koncernu ma być projekt Dogger Bank, który powstanie w odległości aż 125-195 km od wybrzeży Wielkiej Brytanii. W tym przypadku brytyjskie władze wydały zgodę na budowę morskich wiatraków o łącznej mocy nawet 4,8 GW.

Inny projekt offshore, który Norwegowie realizują we współpracy z niemieckim koncernem energetycznym E.ON, to morska farma wiatrowa Arkona o docelowej mocy 385 MW, której budowa trwa obecnie w odległości 35 km od wyspy Rugia na Morzu Bałtyckim. Koszt tej inwestycji ma wynieść 1,2 mld euro.

W ubiegłym roku Equinor/Statoil uruchomił u wybrzeży Szkocji pierwszą na świecie morską farmę wiatrową, w której wiatraki nie są przymocowane do morskiego dna.

Więcej o efektach pracy pierwszej, pływającej morskiej farmy wiatrowej, w artykule: Najbardziej innowacyjna farma wiatrowa na morzu. Pierwsze efekty lepsze od oczekiwań.

Norweski potentat chce realizować kolejne inwestycje w energetyce odnawialnej, wydając na ten cel do roku 2030 około 100 mld koron norweskich.

Norwegowie oceniają przy tym, że do tego czasu potencjał morskich farm wiatrowych w Europie wzrośnie z ok. 12 GW do 70 GW.

gramwzielone.pl


© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.