"Sprzedaż energii po cenie 80% nie ma sensu". II część artykułu pt.: "Zabawa w słoneczny prąd"
{więcej}- Obecnie sprzedaż energii za 80% ceny na pewno nie ma sensu dla przysłowiowego Kowalskiego. Możliwość wpięcia się do sieci energetycznej i oddawanie latem do sieci nadmiaru, a zimą branie z sieci niedoboru ma sens – ale w stosunku 1:1, czyli ile kWh oddam do sieci, tyle potem będę mógł odebrać – komentuje najnowsze zmiany w Prawie energetycznym umożliwiające sprzedaż do sieci energii wytworzonej w domowej instalacji fotowoltaicznej Pan Maciej, jeden z pierwszych w Polsce prosumentów korzystający z produkowanej przez siebie energii elektrycznej.
Pierwsza część artykułu pt.: „Zabawa w słoneczny prąd”
Ile czasu pochłania nadzorowanie pracy systemu i jego konserwacja?
– Nie ma żadnej konieczności wykonywania jakichkolwiek częstych działań konserwacyjnych. Konserwacja ogranicza się do sprawdzenia „na oko” czy wszystko jest ok. Oczywiście po każdej mocnej wichurze warto sprawdzić czy nic nie zostało uszkodzone, po prostu przejść się po ogrodzie i popatrzeć. No ale to nie jest konserwacja. Ja swoich paneli nawet nie myję, bo co jakiś czas przychodzi ulewa i wszystko spłukuje. Natomiast zimą, co oczywiste, jak napada śniegu to warto go zgarnąć. Dlatego wybrałem montaż na stojakach, a nie na dachu. Ale patrząc na nasze warunki klimatyczne i tak śnieg utrzymuje się na dachu rzadko, a pamiętajmy jeszcze, że na dachu bardziej wieje i więcej śniegu jest po prostu zwiewane z gładkiej powierzchni szkła, niż z samego dachu. W dodatku panele w czasie pracy nagrzewają się, czyli jeśli cały śnieg czy lód od razu nie spłynie, to przy pierwszym słonecznym dniu śnieg szybko znika.
A co Pan Maciej sądzi o szansach rozwoju energetyki prosumenckiej?
– Ostatnie zmiany są dopiero pierwszym malutkim krokiem do poprawy sytuacji. Model prosumencki moim zdaniem jest dobry. Produkuję dla siebie, a jak coś zostanie to sprzedam, ale wszyscy wiemy, że słoneczny prąd jest drogi. Instalacja o sensownej mocy – moim zdaniem minimum 3-5 kW, bo mniej to tylko zabawa – kosztuje dużo. Mało kogo stać na to żeby wyłożyć duże pieniądze i czekać na zwrot inwestycji powiedzmy 10 lat. Moim zdaniem zamiast inwestować niewyobrażalne pieniądze w nowe bloki Opola czy w polski atom znaczną część z tych pieniędzy powinno się przeznaczyć na różne formy zielonego prądu.
– Jeśli chodzi o rady dla potencjalnych inwestorów – prosumentów. Wiele rozwiązań można znaleźć w internecie, na forach dyskusyjnych. Trzeba poczytać i nie bać się zapytać ludzi takich jak ja, którzy mają własne działające instalacje, ale zrobione przez siebie. Często robiąc samemu i stosując niestandardowe rozwiązania można zaoszczędzić duże pieniądze rzędu kilku tysięcy złotych. A to nieraz nawet 30-40% inwestycji – zauważa nasz czytelnik.
Wśród przeszkód utrudniających rozwój rynku domowych instalacji odnawialnych źródeł energii Pan Maciej widzi przede wszystkim brak wsparcia ze strony państwa. Jego zdaniem powinno się wspierać budowę domowych systemów OZE, jednak skuteczniejsze niż dopłacanie do OZE może – jego zdaniem – okazać się udostępnianie dotacji na etapie inwestycji.
– Z małej przydomowej instalacji i tak raczej nie wyciągnie się w skali roku dużo więcej niż wynosi całe zapotrzebowanie domu w prąd. Ale powinny być prawdziwe dopłaty do inwestycji, a nie tylko za pośrednictwem kredytów bankowych – jak inwestor ma gotówkę, to dlaczego Państwo zmusza go do zaciągania kredytu? Jaki to ma sens? Powinna być możliwość otrzymania „na rękę” gotówki, tak jak się to dzieje np. przy budowie przydomowej oczyszczalni ścieków – komentuje nasz czytelnik.
A jak nasz rozmówca ocenia ostatnie zmiany w Prawie energetycznym wprowadzone wraz z małym trójpakiem, które mają ułatwić rozwój rynku domowych systemów OZE?
– Obecnie sprzedaż energii za 80% ceny na pewno nie ma sensu dla przysłowiowego Kowalskiego. Ale możliwość wpięcia się do sieci energetycznej i oddawanie latem do sieci nadmiaru, a zimą branie z sieci niedoboru ma sens – ale w stosuknu 1:1, czyli ile kWh oddam do sieci, tyle potem będę mógł odebrać. Inaczej mówiąc, licznik dwukierunkowy. Jeśli państwu tak naprawdę zależy na zwiększeniu produkcji zielonego prądu to niech też coś od siebie da. Świat powoli odchodzi od atomu, Polska za wszelką cenę do niego dąży. Świat powoli odchodzi od węgla, Polska na ślepo brnie dalej. Niemcy uruchamiają ogromne farmy wiatrowe i fotowoltaiczne, a Polska? Tylko pojedyncze i to tylko dzięki uporowi i determinacji inwestorów pokonujących „drogę przez mękę” – komentuje Pan Maciej.
– Oczywiście przy obecnych technologiach słońce, wiatr i woda nie zastąpią konwencjonalnych elektrowni, ale z biegiem lat musimy stopniowo przechodzić na zielony prąd. Nie da się tego zrobić z roku na rok. Ale przez 20-30, a może i 50 lat. Wiele osób zapomina o czynnikach trudnych do łatwego przeliczenia na złotówki. Ile można zaoszczędzić spalając mniej węgla – zanieczyszczenie środowiska, zdrowsze, a więc i bardziej produktywne społeczeństwo. Poza tym ja osobiście wolę oglądać na większości dachów różnego rodzaju panele słoneczne, niż dymiące kominy, nawet latem jak sąsiad grzeje CWU. Nawet jeśli dzięki zielonemu prądowi da się zamknąć chociaż jedną konwencjonalną elektrownię to już sukces.
gramwzielone.pl
Pierwsza część artykułu pt.: „Zabawa w słoneczny prąd”
—-
W przypadku pytań do Pana Macieja związanych z budową i eksploatacją jego instalacji fotowoltaicznej prosimy o wysłanie ich na nasz adres mailowy. Na pytania odpowiemy drogą mailową.