S. Koch-Kopyszko, UPEBI: Do tej pory nas nie doceniano [wywiad]
Biogazownie rolnicze. Nowelizacja ustawy o OZE tworzy nowy impuls do rozwoju rynku biogazowni rolniczych, a branża biogazowa już zaczyna dostrzegać sygnały mówiące o tym, że jej sytuacja może ulec poprawie. O tym, jak mogą się zmienić realia polskiego rynku biogazowego opowiada w wywiadzie dla Gramwzielone.pl Sylwia Koch-Kopyszko, prezez Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Biogazowego (UPEBI).
Gramwzielone.pl: – Regulacje przyjęte w nowelizacji ustawy o OZE dla rynku biogazowni rolniczych można określić jako obiecujące. Jaki wpływ na kształt tych regulacji miała branża biogazowa?
Sylwia Koch-Kopyszko, UPEBI: – Rozpoczęliśmy prace nad nowelizacją tej ustawy jeszcze w ubiegłym roku, od początku było jasne, że ta ustawa preferuje rozwój wyłącznie jednej technologii. Powróciliśmy do tematu zaraz po wyborach parlamentarnych, nowy rząd wykazał znacznie większe zrozumienie rzeczywistego stanu spraw OZE. Zaczęliśmy informować o problemach biogazowni rolniczych i potrzebie faktycznego rozwoju rynku. Przez dwa stowarzyszenia – UPEBI i Polskie Stowarzyszenie Producentów Biogazu Rolniczego – wpływaliśmy na świadomość rządzących co do tego, że biogaz rolniczy jest potrzebny. Pierwszy raz w naszej branży była taka jedność i wola współdziałania.
Pozostawalismy również w kontakcie z Ministerstwem Rolnictwa, gdyż biogazownie rolnicze, jako jedyny sekto energetyki, są pod opieką Agencji Rynku Rolnego, która de facto podlega Ministerstwu Rolnictwa, co w dużej mierze jest związane ze specyfiką naszej branży. Bez osobistego zaangażowania kierownictwa Ministerstwa Rolnictwa nie byłoby tak potrzebnych rozwiązań dla naszej branzy.
W jaki sposób przekonywaliście rząd do przygotowania korzystniejszych regulacji dla biogazowni?
– Przede wszystkim przekonaliśmy posłów – w tym miejscu należą się podziękowania dla p. poseł Malik reprezentującą wnioskodawców zmiany ustawy. Proszę pamietać, że biogazownie mają charakter absolutnie lokalny, typowo jednostkowy i generują miejsca pracy. To wszystko na tyle wpisuje się w program Prawa i Sprawiedliwości, że zostaliśmy dostrzeżeni jako ważny element polityki energetycznej na terenach wiejskich, a stabilność naszych źródeł została podniesiona do ważnej rangi. Znaczenie ma również utylizacja odpadów na terenach wiejskich, którą można realizować dzięki biogazowniom.
Walczyliśmy o warunki dla biogazowni do samego końca. Ministerstwo Energii, stojąc na stanowisku, że obciążenie państwa nie może być nadmierne, wyróżniło biogazownie rolnicze jako element miksu energetycznego, który ma szansę się rozwinąć. W efekcie biogazowni rolniczych może powstać przynajmniej kilkaset.
Czy wobec preferencji przyznanych sektorowi biogazowemu nie są poszkodowane inne sektory OZE?
– Łączna moc zainstalowana wszystkich biogazowni rolniczych wynosi 96,5 MW, co stanowi ok. 1 proc. mocy OZE w Polsce. Można postawić pytanie, jak wyglądały preferencje w poprzednim okresie, skoro cel Krajowego Planu Działania w zakresie biogazowni został zrealizowany w kilku procentach, a cel w zakresie źródeł niestabilnych w ponad 100 proc. – pięć lat przed terminem.
Uważam jednak, że w aspekcie spółdzielni czy klastrów energetycznych te źródła absolutnie powinny ze sobą współpracować. Myślę o lokalizacjach, gdzie te źródła mogą się bilansować, gdzie można wspólnie zarządzać energią. Tak naprawdę lokalnie, ponieważ dużej dystrybucji trudno operować na terenach wiejskich, gdzie sieci są słabe. Produkcja energii na danym terenie i zużywanie jej lokalnie ma sens.
Biogazownie rolnicze borykają się z problemami już od kilku lat. Czy na koło ratunkowe dla sektora biogazowego nie jest za późno?
– Sytuacja, która jest na rynku, jest oczywista. Od 2008 r., kiedy nastąpił ogromny rozwój współspalania i również nastąpił ponad przewidywany rozwój energetyki wiatrowej, nie zrobiono nic w sprawie podwyższenia obowiązku OZE. Było 10,4 proc. i tego poziomu nie zmieniono – mimo, że było widać, co się dzieje na rynku. Spotykam się z opinią, że było to działanie celowe. Teraz mamy nadwyżkę zielonych certyfikatów na poziomie 18 TWh, więc tak naprawdę zielony certyfikat może nawet kosztować zero złotych.
Z cała pewnością w latach poprzednich z pieniędzy zapłaconych przez odbiorców za energię z OZE ok. 2,5 mld zł nie trafiło do wytwórców energii z OZE, po drodze zasilając budżet lub kieszenie firm pośredniczących.
Kto może kupować dzisiaj zielone certyfikaty? Mogą je kupować ludzie szukający papierów wartościowych, w które można inwestować. Dzisiejsza cena certyfikatów jest ceną utrzymywaną sztucznie.
Państwo polskie ma prawo, ale i obowiązek kształtowania swojego miksu energetycznego. Preferowane powinny być źródła stabilne i rozproszone zarazem, ponieważ w rzeczywistym rachunku są najtańsze i najbardziej korzystne dla systemu energetycznego.
Gdyby biogazownie pozostały w dotychczasowym systemie świadectw pochodzenia, po prostu mielibyśmy serię upadłości. Liczymy, że obecny system przywróci stan zbliżony do tego, jakiego oczekiwaliśmy podejmując kilka lat temu decyzje inwestycyjne.
Wprowadzane przez nowelizację ustawy o OZE, oddzielne certyfikaty dla biogazowni przyjęło się już nazywać certyfikatami błękitnymi. Czy dodanie nowego „koloru” rozwiąże problemy sektora biogazowego?
– To nadal ten sam certyfikat, z tym że w nowych warunkach każde przedsiębiorstwo, które musi spełnić 15-procentowy obowiązek, powinno mieć 0,65 pkt proc. wykazane w postaci świadectw pochodzenia biogazu rolniczego. Nie jest to dodatkowy obowiązek. W związku z wprowadzeniem świadectw „błękitnych” zmniejszy się podaż świadectw „zielonych”, co będzie miało pozytywny wpływ na ich cenę. W ustawie znalazły się również mechanizmy, które mają ograniczać proceder wnoszenia opłaty zastępczej w sytuacji, gdy te świadectwa będą dostępne na rynku.
Na tą chwilę jest duże zainteresowanie świadectwami z biogazowni, więc oczekujemy, że te świadectwa będą bardziej poszukiwane.
Czy bazując na dostępnych informacjach można oszacować, jak może wzrosnąć cena certyfikatów dla biogazowni?
– Oczekujemy, że będzie zbliżona do zakładanej w naszych biznes planach, z których jesteśmy notabene rozliczani np. przez NFOŚiGW. Pierwsze transakcje na rynku za nowe świadectwa pochodzenia powinny mieć miejsce w końcu sierpnia. W pierwszej kolejności umawiamy się na sprzedaż tych świadectw polskim koncernom energetycznym.
Politykę w tym zakresie koordynujemy w ramach naszych stowarzyszeń, jest już dużo zapytań w tej sprawie, co wskazuje, że jest to towar poszukiwany. Chodziło o to, aby do momentu przejścia biogazowni rolniczych do systemu aukcyjnego dać im trochę odetchnąć w starym systemie.
Jaki jest dominujący na rynku model sprzedaży certyfikatów za energię z biogazu?
– Cześć biogazowni miało umowy długoterminowe, ale dosłownie kilka. Większość certyfikatów z biogazowni była elementem gry giełdowej i podlegała fluktuacjom. W czasie, gdy duże spółki budowały farmy wiatrowe, biogazownie jeszcze raczkowały, a to właśnie wtedy na rynku zawierano dobre kontrakty. Wtedy ceny zielonych certyfikatów były bardzo korzystne, przewyższające nawet opłatę zastępczą. Późniejsze fluktuacje na rynku certyfikatów, które miały miejsce od 2012 r., i spadek cen poniżej 100 zł/MWh, tak naprawdę tych inwestycji nie dotknął.
Natomiast biogazownie zaczęły powstawać później. Najwięcej z nich powstało w latach 2009-2013. W tym okresie już nikt o takich umowach nie rozmawiał. Tak więc wszyscy byliśmy elementami gry giełdowej i to spowodowało problemy biogazowni. W niektórych przypadkach rozmowy z bankami kończyły się nawet wnioskami o upadłość.
Czy wydzielenie dodatkowego obowiązku dla biogazowni w ramach zielonych certyfikatów przekona właścicieli biogazowni do pozostania w „starym” systemie?
– Jestem przekonana, że część biogazowni będzie chciało przejść do systemu aukcyjnego, ponieważ ten system daje duże korzyści. W systemie aukcyjnym cena będzie nie mniejsza niż 550 zł/MWh, bo taki jest zapis w nowelizowanej ustawie, biogaz rolniczy będzie mógł uzyskiwać stabilną cenę.
Z bankami rozmawia się łatwiej, gdy mamy podpisaną umowę z państwem na oferowaną cenę. Firma posiadająca taką umowę jest w oczach banku wiarygodnym partnerem. Jeżeli cena referencyjna będzie na dostatecznym poziomie, to znajdą się podmioty zainteresowane wejściem do tego systemu – zarówno istniejące biogazownie jak i nowe. Zapewnienie dobrej ceny referencyjnej sprawi, że ten rynek będzie się dobrze rozwijał.
Oczywiście wszystko rozbije się o wolumen energii, który państwo będzie chciało zakontraktować w poszczególnych koszykach aukcyjnych. Inwestorzy muszą pamiętać, że o wsparcie będą ubiegać się także inni uczestniczy rynku. W związku z tym będą musieli przemyśleć, czy proponowana cena nie będzie za wysoka, zważywszy, że aukcje nie będą organizowane zbyt często. Ministerstwo Energii zapowiada, że mają być maksymalnie dwie aukcje w roku. W związku z tym ceny powinny być rozsądne.
Druga część wywiadu z Sylwią Koch-Kopyszko (link).
gramwzielone.pl