Dziury w energetycznych planach Polski

Dziury w energetycznych planach Polski
Fortum press

{więcej}Wiemy już jak – według planów rządu – ma wyglądać polska energetyka w 2030 roku. Wkrótce poznamy miks energetyczny do 2050 roku. Co dalej z polskim węglem, atomem i OZE?
 
Planowanie polityki energetycznej Polski do 2050 roku przypomina strzelanie z pistoletu do tarczy oddalonej o setki metrów, gdzie jeden mierzy, a drugi strzela. Obaj z zawiązanymi oczami.
 
Cele 2020, 2030
 
W ciągu kolejnych 15 lat udział węgla w produkcji energii elektrycznej ma stopnieć z 90 do 53 proc. Tak rewolucyjne zmiany to nie pobożne życzenia ekologów, tylko plan zaakceptowany w styczniu przez rząd. Zgodnie z Programem polskiej energetyki jądrowej (PPEJ) miejsce węgla zajmą atom, odnawialne źródła energii (OZE) i gaz ziemny. Co piątą kilowatogodzinę dostarczać mają dwie polskie elektrownie jądrowe. Tyle samo wytworzą źródła odnawialne. Z niespełna 3 do 7 proc. wzrośnie udział gazu ziemnego.
 
Podczas gdy premier Donald Tusk jak mantrę powtarza, że „przyszłością polskiej energetyki są węgiel kamienny i brunatny oraz gaz z łupków”, te zmiany mogą brzmieć rewolucyjnie. Jednak w rzeczywistości to wypełnianie polityki energetycznej kraju przyjętej jeszcze w 2009 roku. Ich realizacja oznacza, że produkcja prądu z węgla pozostanie na dzisiejszym poziomie. Nowe elektrownie węglowe jedynie zastąpią stare, a wzrost mocy wytwórczych następować będzie w alternatywnych technologiach.
 
Aby wypełnić zobowiązania wynikające z unijnego pakietu energetyczno-klimatycznego w 2020 roku powinniśmy wytwarzać ok. 19 proc. prądu ze źródeł odnawialnych. Zgodnie z pierwotnymi planami i nadal obowiązującą polityką energetyczną na koniec dekady mieliśmy także produkować energię z atomu, co pomogłoby Polsce wypełnić drugi cel – redukcję o 20 proc. emisji dwutlenku węgla. PPEJ przewiduje już jednak, że pierwszy blok w pierwszej elektrowni jądrowej ruszy w 2024 roku, a kolejne powstaną do końca 2030 roku. Druga elektrownia ma zostać uruchomiona do końca 2035 roku.
 
OZE szybciej od planów, ale…
 
Szybciej niż zakładano rozwija się za to energetyka odnawialna. Polska już prawie zrealizowała plan na 2015 rok w zakresie rozwoju energetyki wiatrowej (3400 MW w 2013 r.) i biogazowni (220 MW). Zgodnie z założeniami rozwija się wykorzystanie biomasy (940 MW).
 
Tyle że dotychczasowa ścieżka realizacji tych celów pokazuje, iż mierniczy nie do końca wiedział, gdzie strzelać. Wsparcie OZE, na które odbiorcy prądu wydali w ciągu ostatnich dziewięciu lat ok. 20 mld zł, nie było efektywne. Najpierw obowiązki zakupu „zielonej” energii były wyższe niż możliwości produkcji, a w 2012 roku to produkcja przekroczyła zapotrzebowanie. Zarówno rządowi, jak i przedsiębiorcom brakowało bieżących informacji o tym, ile „zielonej” energii rzeczywiście produkujemy, w efekcie na rynku pojawiła się nadwyżka ekoenergii, która mocno zachwiała wsparciem dla branży – opartym na rynkowym popycie i podaży tzw. zielonych certyfikatów. Nadwyżka pokazuje jeszcze jedno – że wsparcie było zbyt wysokie w stosunku do potrzeb albo – jak tłumaczą inni – trafiało nie tam, gdzie powinno.
 
W końcu Ministerstwo Gospodarki, odpowiedzialne za politykę energetyczną państwa, postanowiło zdjąć opaskę z oczu. Zleciło analizy, które pokazały, ile poszczególne technologie OZE powinny dostawać, aby rządowe plany były realizowane. Tańszym technologiom planowano obcięcie pomocy, droższym dodanie. Saldo i tak miało być korzystne dla odbiorców, którzy za wszystko ostatecznie płacą. Mieliśmy oszczędzać 1 mld zł rocznie.
 
Ale na stanowisku pojawił się mierniczy, który twierdzi, że wyceluje lepiej niż sam strzelec. O walce o wpływy w energetyce i problemach w realnym uwzględnieniu węgla i gazu łupkowego w polskim miksie energetycznym przeczytasz w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl

REKLAMA

Bartłomiej Derski

REKLAMA