Jak będzie wyglądać feed-in tariffs po polsku?
Taryfy gwarantowane (ang. feed-in tariffs) będą nowością w polskim sytemie wsparcia dla zielonej energii. Dzięki nim {więcej}może rozwinąć się w naszym kraju rynek produkcji energii z OZE w mikro i małej skali. Proponowane przepisy nie do końca zgadzają się jednak z praktyką stosowaną przez inne kraje, które już wcześniej przyjęły w zakresie wsparcia dla OZE systemy feed-in tariffs.
Nowy projekt ustawy o OZE został przyjęty przez branżę energetyki odnawialnej z reguły z zadowoleniem i ulgą w kontekście opracowanego w grudniu 2011 r. pierwszego projektu. Mimo to, w ostatecznym projekcie ustawy o odnawialnych źródłach energii z 26 lipca br., który według Ministerstwa Gospodarki jest projektem ostatecznym, znalazło się kilka kontrowersyjnych zapisów.
Jednym z nich jest artykuł 130, czyli przepis mówiący, że dopłaty w postaci taryf gwarantowanych dla mniejszych instalacji OZE mają obowiązywać tylko do 31 grudnia 2027. Oznacza to, że tylko instalacje OZE oddane do użytku 1 stycznia 2013 r. (o ile ustawa wejdzie w tym czasie w życie) będą mogły skorzystać ze stałego 15-letniego okresu dopłat. Tymczasem dla instalacji oddanych w późniejszym terminie okres preferencyjnych dopłat będzie się systematycznie skracał.
Zasada ta nie jest zgodna z funkcjonującymi w innych krajach systemami taryf gwarantowanych, gdzie inwestor ma pewność wieloletniego i stałego okresu wsparcia wynoszącego w zależności od kraju od 15 do ok. 25 lat.
Ministerstwo Gospodarki przygotowując projekt ustawy o OZE wyszło z założenia, że polskiemu rynkowi zielonej energii wystarczy wsparcie 15-letnie, podczas gdy w Niemczech taryfy przysługują przez 20 lat.
W przypadku większych instalacji OZE wsparcie ma szansę rzeczywiście obowiązywać przez 15 lat – system zielonych certyfikatów zgodnie z projektem ustawy o OZE ma bowiem obowiązywać do roku 2035. Oznacza to, że nawet instalacje oddane w 2020 roku zachowają wsparcie 15-letnie.
Inaczej ma być w przypadku mniejszych instalacji OZE, które mają być wspierane taryfami gwarantowanymi. Tutaj ma przysługiwać wsparcie tylko do roku 2027. Oznacza to, że np. dla instalacji oddanych do użytku na początku 2017 roku taryfy będą przysługiwać tylko przez 10 lat.
Dodatkowo z czasem będzie spadać ich wartość – ale tylko dla instalacji oddanych po terminie, w którym zmiany zostały wprowadzone. To akurat jest normą w przypadku działających w innych krajach feed-in tariffs, gdzie wartość dopłat jest systematycznie obniżana – zwłaszcza w przypadku taniejących w błyskawicznym tempie instalacji fotowoltaicznych. Zawsze jednak inwestor oddający daną instalację do użytku w danym roku ma pewność, że wysokość obowiązującego w danym okresie wsparcia będzie stała np. przez 20 lat (Niemcy), a późniejsze cięcia taryf nie będą go dotyczyć.
To właśnie zalety systemu feed-in tariffs, gdzie inwestor ma jasno określony poziom przychodów, który może generować produkcja energii z OZE – choćby w przeciwieństwie do nieco skomplikowanego i nieprzewidywalnego systemu zielonych certyfikatów (przykładem mogą być choćby obecne, niskie ceny zielonych certyfikatów na Towarowej Giełdzie Energii).
Podanie w projekcie ustawy o OZE taryf gwarantownych na kolejne dwa lata wydaje się rozwiązaniem sensowym (później o wysokości taryf na kolejne lata ma decydować resort gospodarki). Inwestorzy otrzymają bowiem pewność co do prognozowanych przychodów dla projektów, które mogą zostać oddane do użytku do końca 2014 roku. Ważne jest jednak, aby także dla systemów OZE oddawanych do użytku nie w przyszłym, ale w kolejnym roku okres stałego wsparcia był stały i wynosił 15 lat.
Kolejne problematyczna kwestia w zakresie polskiego systemu feed-in tariffs to sprawa podatku VAT. W projekcie ustawy podaje się taryfy bez doprecyzowania, czy dotyczą one tylko gospodarstw domowych, które VAT-u od sprzedanej energii nie muszą odprowadzać do Urzędu Skarbowego (ale także nie mogą go odliczyć w przypadku zakupu instalacji OZE), czy także przedsiębiorstw, które będą eksploatować małe instalacje OZE – w tym wypadku do podanej w ustawie taryfy gwarantowanej trzeba dodać VAT, który trafiałby następnie do US (pomniejszony o VAT od kosztów działalności).
Przykładem takiego rozwiązania mogą byc Niemcy – tam inwestor prywatny ponosi koszty VAT przy zakupie i instalacji domowego systemu OZE, ale także cena sprzedaży energii, jaką dostaje, jest powiększona o VAT, którego odprowadzać nie musi. Z drugiej strony, w przypadku firm – dany podmiot może odliczać VAT od zakupionej instalacji, ale musi też płacić VAT od sprzedaży energii. Przed wejściem w życie polskiego systemu taryf gwarantowanych także ta kwestia wymaga doprecyzowania.
pp, gramwzielone.pl