Nadal brakuje kluczowych rozwiązań dla energetyki rozproszonej [rozmowa]
Aktualne uwarunkowania rozwoju rozproszonych, odnawialnych źródeł energii, do których doszedł ostatnio ważny czynnik w postaci rosnących cen energii, w rozmowie z portalem Gramwzielone.pl ocenia Arnold Rabiega, prezes Krajowego Instytutu Energetyki Rozproszonej.
Gramwzielone.pl: – Podstawowy system wsparcia odnawialnych źródeł energii, czyli system aukcyjny, pokazuje, że dobrze mogą w nim zafunkcjonować elektrownie wiatrowe i fotowoltaiczne. Gorzej jest z innymi technologiami, w przypadku których przeprowadzone w 2018 roku aukcje nie cieszyły się zbyt dużą popularnością. Z czego może to wynikać?
Arnold Rabiega: – Z momentem ogłoszenia sukcesu aukcji dla wiatru i fotowoltaiki poczekałbym do momentu, w którym inwestorzy będą mieli szansę uruchomić swoje projekty. Należy pamiętać, że nasz system aukcyjny nie jest wyposażony w mechanizmy zapobiegające zjawisku tzw. underbiddingu, czyli sytuacji, w której inwestorzy zgłaszają zbyt optymistyczne oferty cenowe. Z tego typu sytuacjami mieliśmy do czynienia wielokrotnie w różnych krajach Europy, takich jak Holandia, Włochy czy Wielka Brytania, gdzie finalnie realizowano tylko część zakontraktowanych projektów.
Zagrożenie underbiddingiem jest szczególnie silne w branży wiatrowej, gdzie ze względu na niesprzyjające otoczenie prawne i brak aukcji w ostatnich latach, inwestorzy gotowi są podejmować większe ryzyko, byle tylko mieć jakąkolwiek szansę na realizację swoich projektów, przed wygaśnięciem warunków przyłączeniowych czy decyzji o pozwoleniu na budowę, których ze względu na tzw. ustawę odległościową nie mogliby już przedłużyć.
W tym miejscu warto przywołać wyniki aukcji próbnych przytoczonych w raporcie Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, gdzie stwierdzono, że zgłoszone oferty w przedziale 240-323 PLN/MWh noszą znamiona underbiddingu. W kontekście ofert z aukcji dla wiatru w roku 2018, które mieszczą się w przedziale 157,18-269,99 PLN/MWh, zachowałbym dużą ostrożność przy ogłaszaniu pełnego sukcesu energetyki wiatrowej na polu zmagań aukcyjnych.
Warty omówienia jest także koszyk dla biogazu rolniczego dla projektów o mocy do 1 MW, w którym można zaobserwować pełną dominację instalacji o mocach zbliżonych do 1 MW. Mniejsze instalacje zostały całkowicie wypchnięte z koszyka aukcyjnego i na dzisiaj należy przyjąć, że jedyną realną formą rozwoju mniejszych instalacji biogazowych są taryfy gwarantowane, które choć oferują bardzo korzystne warunki rozliczeń, to obarczone są pewnym ryzykiem związanym z brakiem pewności co do obowiązku notyfikacji tego systemu wsparcia.
Biorąc pod uwagę doświadczenia innych państw, należy spodziewać się, że wysokość średniej ceny ofertowej w kolejnych aukcjach będzie spadać, niekoniecznie proporcjonalnie do spadku kosztów samej technologii. Co za tym idzie, spodziewałbym się zdominowania kolejnych aukcji przez podmioty wchodzące na rynek z dużym wolumenem, które dzięki temu mają niższy apetyt marżowy przy jednocześnie znacznie lepszych warunkach zakupu sprzętu. Tego typu zjawisko mogliśmy zaobserwować także w ostatnich aukcjach.
Ostatnio polski rynek OZE żył głównie aukcjami, tymczasem wokół promowanej wcześniej przez Ministerstwo Energii koncepcji klastrów energii zrobiło się cicho. Na jakim etapie jest ten projekt i jakie są dotychczasowe efekty działań Ministerstwa Energii w tym obszarze.
– W drodze nowelizacji ustawy o OZE słusznie zdecydowano się uchylić ustęp pierwszy artykułu 38a, który mówił, że członkowie klastra mogą korzystać z koncesji udzielonej koordynatorowi. Jest to niestety tylko jeden punkt z kilkunastu propozycji, jakie przygotowaliśmy dla Ministerstwa Energii w ramach ekspertyzy pt. ”Koncepcja funkcjonowania klastrów energii w Polsce”.
Do dzisiaj brak jest kluczowych rozwiązań legislacyjnych, które dałyby solidne podstawy do rozwoju tego typu organizacji. W ciągu dwóch lat mieliśmy dwa konkursy na certyfikację klastrów oraz kilka okazji do dofinansowania inwestycji klastrowych z takich programów jak POIiŚ czy niektóre RPO.
Z jednej strony pozytywnie należy ocenić inicjatywę Ministerstwa Energii w zakresie próby ustanowienia podstawowych standardów dla klastrów energii, poprzez konkursy certyfikacyjne. Z drugiej jednak strony, konkursy nie zostały oparte na żadnych podstawach prawnych, a procedury oceny klastrów były przeprowadzane w sposób nieprzejrzysty i całkowicie arbitralny, bez możliwości składania odwołań na jakimkolwiek etapie. Jest to tym bardziej niepokojące, że w oparciu o wydany w ten sposób certyfikat NFOŚiGW gotów był przyznać pomoc inwestycyjną w programie POIiS 1.1.1, w którym dla klastrów certyfikowanych przyznano odrębną pulę środków.
W mojej opinii, niezbędnym jest upublicznienie przynajmniej projektu założeń do zapowiadanej jeszcze w 2017 roku ustawy o energetyce rozproszonej.
Niezależnie od tego, w niektórych klastrach projekty są rozwijane niezależnie od działań rządu, co jest dowodem na dojrzałość tych inicjatyw. Sami realizujemy w Polsce kilka projektów związanych z uruchomieniem instalacji prosumenckich we współpracy z systemami inteligentnego opomiarowania. Tego typu działania są w stanie przynieść wymierne korzyści nawet bez ustawy, dofinansowań czy konkursów, bazując na samym efekcie synergii.
W ustawie o OZE, oprócz definicji klastrów, pojawiła się także koncepcja spółdzielni energetycznych. Na czym ma ona polegać i czego potrzeba, aby tę koncepcję przekuć w rzeczywiste projekty?
– Jestem jednym z założycieli pierwszej spółdzielni energetycznej, która promowała ideę lokalnych obszarów energetycznych na długo przed wprowadzeniem do ustawy o OZE przepisów dotyczących klastrów energii. Niestety obawiam się, że idea spółdzielni energetycznych nie ma na dzisiaj zbyt wielu zwolenników w resorcie energii.
W gruncie rzeczy mamy do czynienia z pewnym dualizmem, ponieważ spółdzielnia energetyczna wydaje się być tylko pewnym rodzajem klastra, wobec którego stawia się pewne specyficzne wymagania, nie oferując niczego w zamian.
Czy klastry i spółdzielnie to dobre kierunki w rozwoju energetyki rozproszonej? Ministerstwo Energii sygnalizowało w ubiegłym roku, że chce się przyjrzeć innym koncepcjom rozwoju rozproszonych źródeł energii. Na czym takie koncepcje mogą polegać i które warto promować?
– Sądzę, że lokalne obszary bilansowania – niezależnie od tego czy nazwiemy je spółdzielniami czy klastrami, mają szansę na odegranie ważnej roli w sektorze energetycznym. Liczne przykłady pokazują jednak, że tego typu lokalne inicjatywy wymagają przede wszystkim stabilnego i przyjaznego otoczenia regulacyjnego oraz braku bezpośredniej ingerencji w ich rozwój ze strony instytucji publicznych.
Tymczasem mam wrażenie, że drogę w tym kierunku zaczynamy od środka, oferując wsparcie inwestycyjne dla projektów klastrowych, dla których nie można stworzyć wiarygodnych modeli biznesowych w oparciu o formułę klastra. Jestem przekonany, że kilka dobrze napisanych jednostek redakcyjnych w stosownych ustawach załatwiłoby sprawę i pozwoliłoby osiągnąć oczekiwany efekt. Ministerstwo Energii powinno skupić się na rozwiązaniach systemowych, pozostawiając opiekę merytoryczną, doradztwo i promocję samym zainteresowanym.
Jeżeli zaś chodzi o inne koncepcje rozwoju OZE, które powinny zostać wdrożone bezzwłocznie, to przede wszystkim objęcie definicją prosumenta także przedsiębiorstw z sektora MŚP.
Czy energetyka rozproszona rzeczywiście może być rozwiązaniem problemu rosnących ceny energii?
– W mojej ocenie zdecydowanie tak. Zarówno w ujęciu długofalowym, jak i w formie bieżących działań zmierzających do złagodzenia skutków wzrostu cen. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że działania rządu w kontekście utrzymania cen energii na dotychczasowym poziomie mają charakter tymczasowy i doraźny, umotywowany bardziej politycznie niż merytorycznie.
W perspektywie roku 2020 nie ma szans na zamrożenie cen na obecnym poziomie, co wynika po pierwsze z wysokiego stopnia emisyjności polskiego sektora wytwórczego, a po drugie z koniecznych do poniesienia nakładów na modernizację całego systemu elektroenergetycznego, co ma istotne przełożenie także na koszty dystrybucji. W tym kontekście warto stawiać na energetykę odnawialną i źródła rozproszone. Zwłaszcza, jeżeli źródła te zostały zaprojektowane w odniesieniu do konkretnego zapotrzebowania, tak jak w przypadku wszelkiego rodzaju autoproducentów energii.
Własne źródła wytwórcze to, jak wspomniałem, także niezły sposób na złagodzenie bolesnych skutków podwyżek cen energii, zarówno dla firm, jak i gospodarstw domowych. Doświadczenie pokazuje, że własne instalacje wytwórcze, zwłaszcza przy wysokich cenach energii, są w stanie zwrócić się niekiedy w 5-6 lat i to bez żadnych dotacji i kredytów preferencyjnych, z których zresztą autoproducenci niekoniecznie mają potrzebę korzystać.
Szeroka oferta finansowania komercyjnego jest na tyle atrakcyjna, że inwestorzy niekoniecznie mają motywację do uczestnictwa w skomplikowanych i czasochłonnych procedurach związanych z ubieganiem się o pomoc publiczną.
W mojej ocenie jedynym skutecznym narzędziem w walce o utrzymanie konkurencyjności gospodarki poprzez utrzymanie cen energii na akceptowalnym poziomie jest zapewnienie dobrych i stabilnych warunków do rozwoju energetyki rozproszonej i prosumenckiej.
redakcja@gramwzielone.pl
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.