Czy wzrost kosztów wykonawców zagrozi inwestycjom w OZE? [rozmowa]

Czy wzrost kosztów wykonawców zagrozi inwestycjom w OZE? [rozmowa]
Marta Popławska, wiceprezes zarządu Electrum

Czy rosnące koszty usług i materiałów budowlanych w Polsce mogą zagrozić inwestycjom w energetyce odnawialnej, które ruszą dzięki ostatnim aukcjom, szczególnie inwestycjom w wiatraki, w przypadku których inwestorzy zaproponowali rekordowo niskie ceny za energię? Nie martwilibyśmy się o to, że zmora wielu inwestorów, czyli wzrost cen na rynku budowlanym spowoduje brak opłacalności niektórych inwestycji, gdyż tzw. BoP stanowi zaledwie mniejszą część kosztów inwestycyjnych. Dużo większe znaczenie ma koszt zakupu turbin oraz koszty finansowe. Jednak nieco inaczej sytuacja wygląda w przypadku projektów fotowoltaicznych oceniają w wywiadzie dla portalu Gramwzielone.pl Marta Popławska oraz Marcin Bartnicki, wiceprezesi zarządu w firmie Electrum.

Gramwzielone.pl:Dzięki ostatniej aukcji trwająca od kilku lat stagnacja w inwestycjach wiatrowych dobiega końca. Jak bardzo odczuło ją Electrum?

Marta Popławska: – W 2016 roku byliśmy firmą, która w konsorcjum z PBDI S.A. oraz ERBUD S.A. zrealizowała ostatni istotny projekt wiatrowy w Polsce, czyli farmę wiatrową Banie II, gdzie wykonywaliśmy prace energetyczne, zaś za prace budowlane odpowiadał nasz konsorcjant PBDI S.A.

REKLAMA

Jednak w 2017 r. rozpoczęliśmy realizację pierwszych projektów fotowoltaicznych, zaś w ubiegłym roku staliśmy się zdecydowanym liderem w branży PV. Oceniamy, że w 2018 roku mieliśmy około 25 proc. udziału w rynku projektów fotowoltaicznych, co daje nam doświadczenie, wiedzę, know-how i zasoby największe w kraju, czego logiczną konsekwencją będzie zwiększenie tego udziału w roku 2019.

Dodatkowo liczymy na zlecenia w branży wiatrowej. Warto odnotować zresztą, że rozpoczęliśmy już – też jako pierwsi – budowę pierwszych dużych farm wiatrowych z pierwszej aukcji. Chodzi o projekty Potęgowo oraz Barwice, realizowane również w konsorcjum z PBDI S.A. i ERBUD S.A., gdzie Electrum odpowiada za prace energetyczne.

Jak z punktu widzenia wykonawcy inwestycji w energetyce odnawialnej wyglądają perspektywy polskiej branży OZE na rok 2019?

Marcin Bartnicki: – Z oczywistych powodów zdecydowanie bardziej optymistycznie niż w poprzednich latach. Przede wszystkim odbyły się kolejne aukcje, których zwycięzcami są zarówno inwestorzy posiadający projekty fotowoltaiczne jak i wiatrowe, to zaś samo w sobie oznacza już duży postęp. Niemniej jednak sądzimy, że zbyt duży optymizm co do kondycji branży byłby co najmniej przedwczesny. Na w pełni wiarygodne oceny poczekajmy, obserwując, jak dalej będzie rozwijał się rynek.

Część projektów nagrodzonych wsparciem w pierwszych aukcjach z lat 2016-17 nie zostanie zrealizowanych. Czy takie ryzyko widzicie także  w przypadku inwestycji, które mają powstać w wyniku aukcji z listopada 2018 r.?

Marcin Bartnicki: – W naszej działalności w obszarze OZE koncentrujemy się na branży wiatrowej oraz PV, choć rozważamy także wejście na rynek biogazowni. Projekty z pierwszych dwóch akcji „fotowoltaicznych” zostały już zrealizowane, albo są już zakontraktowane, ale projekty z ostatniej aukcji „fotowoltaicznej” oraz „wiatrowej” w przeważającej części dopiero są w trakcie kontraktacji lub kontraktacja nawet się jeszcze nie rozpoczęła.

Można dyskutować, czy część inwestorów nie zaproponowała zbyt niskich cen w aukcji, ale naszym zdaniem przeważająca większość z nich to profesjonalni inwestorzy, którzy umieli właściwie zarówno wycenić ryzyko, jak i odpowiednio oszacować wszystkie koszty – zarówno inwestycyjne jak i te ponoszone w czasie działania projektu. Reasumując, oznacza to, że na rynku pojawiło się ponad 500 projektów fotowoltaicznych oraz kilkadziesiąt projektów wiatrowych.

Projekty fotowoltaiczne to bez wyjątku farmy o mocy do 1 MW, rzadko pogrupowane w jednej lokalizacji, zaś w przypadku farm wiatrowych mamy do czynienia z inwestycjami bardzo dużymi, nawet o mocy około 200 MW i przyłączanymi do sieci przesyłowej, średniej wielkości przyłączonymi do sieci dystrybucyjnej 110 kV jak i projektami niewielkimi, przyłączanymi na poziomie średniego napięcia.

Dodatkowo w tym roku spodziewane są jeszcze następne aukcje, w efekcie których na rynku pojawią się kolejne projekty zarówno fotowoltaiczne jak i wiatrowe, o podobnej specyfice jak te, które wygrały w ostatnich aukcjach.

Ostatnia aukcja „wiatrowa” to wyjątkowo niskie ceny za energię, którymi branża wiatrowa udowodniła, że w tym aspekcie jest bezkonkurencyjna na rynku energii. Pojawiają się jednak pytania o opłacalność i sens realizacji inwestycji przy tak niskich cenach.

Marcin Bartnicki: – Zdecydowana większość inwestorów wiatrowych jest świetnie przygotowana od strony merytorycznej do przeprowadzenia inwestycji, więc spodziewamy się, że zwycięskie projekty powstaną. Nie martwilibyśmy się też o to, że zmora wielu inwestorów, czyli wzrost cen na rynku budowlanym spowoduje brak opłacalności niektórych inwestycji, gdyż tzw. BoP stanowi zaledwie mniejszą część kosztów inwestycyjnych. Dużo większe znaczenie ma koszt zakupu turbin oraz koszty finansowe.

Nieco inaczej sytuacja wygląda w przypadku projektów fotowoltaicznych. Pamiętajmy, że mamy tu do czynienia ze znaczną ilością małych, jednomegawatowych projektów, rozsianych po całym kraju. Realizacja takich projektów wymaga relatywnie dużych zasobów kadrowych, jest kłopotliwa zarówno od strony zarządzania jak i od strony formalnej, w zakresie ewentualnych projektów zamiennych, procedury przyłączeniowej, uzyskiwania koncesji itp., zaś zwycięzcy aukcji mają zaledwie 18 miesięcy, liczonych od 15 listopada, aby te projekty ukończyć, w tym uzyskać koncesję. Czasu nie jest dużo, w szczególności, gdy uwzględnimy fakt, że niektórzy inwestorzy zakładali finansowanie bankowe dla realizacji tych inwestycji, pozyskanie takiego finansowania zajmuje sporo czasu, a na dodatek wiele banków oczekują także „buforu” bezpieczeństwa w harmonogramie realizacji.

Zaznaczyć należy, iż konieczność zmieszczenia się w tym terminie także z uzyskaniem koncesji rodzi dodatkowe ryzyko zarówno z uwagi na formalności, jakie należy spełnić, jak i na oblężenie takimi wnioskami w tym czasie we wszystkich terenowych jednostkach Urzędu Regulacji Energetyki. 

Podsumowując, boimy się, że niektóre z tych projektów mogą nie powstać w wymaganym terminie 18 miesięcy, a to oznacza ich porażkę. Dlatego też oprócz usługi stricte energetycznej pomagamy naszym klientom także przy wszystkich formalnościach, na każdym etapie.

REKLAMA

Kiedy możemy zobaczyć efekty ostatnich aukcji w postaci uruchomionych instalacji? Ile obecnie zajmuje postawieni farmy fotowoltaicznej o mocy do 1 MW, a ile dużej farmy wiatrowej? Jakie czynniki mają na to wpływ?

Marta Popławska: – W przypadku farm wiatrowych czas realizacji uzależniony jest od komponentów o najdłuższym czasie dostawy, a więc turbin wiatrowych. Typowy czas realizacji farmy wiatrowej to około 12 miesięcy, przy czym tzw. energetyzacja kluczowej infrastruktury następuje oczywiście z reguły wcześniej. Niemniej jednak wiemy, że pierwsze projekty – np. te realizowane z naszym udziałem –  wejdą w fazę rozruchu jeszcze w tym roku.

W przypadku farm fotowoltaicznych cykl realizacji powinien trwać około 8 miesięcy, z tego jednak realnie prace budowlane trwają około 1,5 miesiąca. Pozostały czas jest niezbędny do wykonania projektu, uzyskania ewentualnych pozwoleń zamiennych czy budowy przyłącza przez operatora sieci dystrybucyjnej. Dodatkowo warto zwrócić uwagę, że przyłączenie farmy fotowoltaicznej do sieci jest warunkowane gotowością operatora sieci dystrybucyjnej. Ci zaś bardzo często potrzebują więcej czasu, by zmodernizować swoją sieć w niezbędnym zakresie. W efekcie gotowość OSD bardzo często znajduje się na ścieżce krytycznej projektu.

Artykuł opublikowany na Gramwzielone.pl 8 stycznia pt. „Firmy z Niemiec zdominują inwestycje w polskim wietrze” rozległ się szerokim echem w branży OZE. Czy zgadzacie się z tezą postawioną w tytule artykułu?

Marta Popławska: – Sami jesteśmy dowodem, że nie tylko firmy z Niemiec korzystają na aukcjach „wiatrowych”. W Polsce istnieje spora ilość przedsiębiorstw, które zarabiają na działalności w obszarze OZE – są to biura projektowe, firmy wykonawcze, dostawcy kabli i aparatury, producenci elementów składowych turbin wiatrowych, firmy transportowe, firmy świadczące usługi utrzymania, firmy nadzorujące inwestycje – nie szacowaliśmy tego precyzyjnie, ale są to firmy zatrudniające łącznie tysiące ludzi, którzy płacą podatki w tym kraju.

Również rozwój branży fotowoltaicznej powoduje rozwój wielu przedsiębiorstw – producentów stacji transformatorowych, konstrukcji stalowych, a nawet programistycznych – np. Electrum inspirując się perspektywami branży PV, opracowała własny system zarządzania źródłami OZE i innymi źródłami – system jest elastyczny i pozwala na definiowanie elementów w zależności od potrzeb klienta.

Poza tym bez wątpienia największym beneficjentem ostatniej aukcji jest polski konsument energii elektrycznej, gdyż zaoferowane ceny są znacząco niższe od obecnych cen energii na giełdzie.

Jak w takim razie Electrum ocenia możliwość realizacji dużych źródeł odnawialnych bez wsparcia, w których energia będzie sprzedawana na warunkach rynkowych? Czy na polskim rynku widać już takie projekty i jaki jest w ich przypadku model biznesowy?

Marcin Bartnicki: – Problem z cenami energii jest taki, że niby wszyscy wiedzą „że będzie drożej”, ale nikt nie kwapi się, by na to postawić znaczącą kwotę. Opieranie modeli biznesowych na prognozach cen energii budzi wątpliwości instytucji finansowych, wymagają one twardych dowodów, że projekt będzie stale rentowny, zatem alternatywą do systemu wsparcia organizowanego przez państwo mogłyby być kontrakty prywatne na sprzedaż energii. Warunkiem „bankowalności” takiego kontraktu jest jednak to, aby zawarty był z bardzo stabilnym partnerem, a także aby był długoterminowy.

Wielu inwestorów, także tych, którzy nie wygrali w czasie pierwszej aukcji, poszukuje „bankowalnych” partnerów do zawarcia tego typu kontraktów i naszym zdaniem szanse na to, że im się uda, są coraz większe, aczkolwiek ciężko jeszcze jednoznacznie powiedzieć, kiedy powstanie pierwszy projekt wybudowany w oparciu o tego typu model finansowy.

Jakie kompetencje w takich warunkach rynkowych powinny rozwijać krajowe firmy obsługujące inwestycje w energetyce odnawialnej?

Marta Popławska: – Miejmy świadomość, że obszar OZE w Polsce próbuje odżyć po paru latach zastoju. Świat idzie do przodu, zmienia się technologia, zmieniają przepisy, otoczenie regulacyjne. Naszym zdaniem jedyną metodą na odniesienie sukcesu jest umiejętność dostarczenia kompletnej usługi, obejmującej zarówno zaprojektowanie, wybudowanie jak i utrzymanie obiektów OZE. W Electrum idziemy jeszcze dalej, organizując obecnie dział kompetencji regulacyjnych, aby pomagać inwestorom w odnalezieniu się w gąszczu przepisów, nader często niejasnych i często zmieniających się, aby skutecznie pomagać klientom przy formalnościach administracyjnych.

Patrząc zaś w przyszłość, dla nas prawdziwy sukces w obszarze OZE będzie miał miejsce wówczas, kiedy można będzie „uszyć” pod klienta system obejmujący wszelkie przydatne aktywa energetyczne, aby spełnić wymóg optymalizacji funkcjonalnej i kosztowej, a do tego by był to system możliwie jak najbardziej ekologiczny i samoregulujący się, przy założeniu rzeczywistego wsparcia legislacyjnego, urzędowego i bankowego.

Jesteśmy świadkami ciekawej przemiany – przechodzimy od tradycyjnego, statycznego podejścia do energetyki do aktywnego, kreatywnego zarządzania tym obszarem. Do tej pory media były brane pod uwagę jako koszty niezbędne do zrealizowania i funkcjonowania potencjalnej inwestycji. Teraz zaś można już mówić o pierwszoplanowej ich roli w procesie planowania na równi z innymi elementami. Od nich często bowiem zależy okres zwrotu kosztów będący podstawą wszelkich biznesplanów. To właśnie jest ta optymalizacja, o której wspomnieliśmy. Nas kręci to, co robimy – mimo przeszkód, jakie spotykamy, a może nawet im wbrew, fascynuje nas to coraz bardziej.

Rynek energii jest rynkiem regulowanym, niewiele dzieje się tutaj bez udziału państwa. Zasadnicze pytanie brzmi, czy tak będzie w przyszłości? Ponadto, co z wyspami energetycznymi? Co z prosumentami? Na ile „niezależna” energetyka rozwinie skrzydła i będzie w stanie zapewnić ten sam co energetyka „tradycyjna” poziom bezpieczeństwa i pewności zasilania przy zachowaniu atrakcyjnych cen? Czy rosnące ceny energii spowodują zmianę zwyczajów konsumenckich? Czas to wszystko pokaże.

Uważamy, że miks energetyczny w zakresie OZE powinien być kształtowany w oparciu o możliwe zróżnicowanie dostępnych źródeł – farm PV, energetyki wiatrowej na lądzie i morzu, biogazowni, źródeł prosumenckich itd. Żadnego z tych źródeł nie można marginalizować, a przede wszystkim musimy skończyć z myśleniem, że OZE jest przeciwwagą do wytwarzania konwencjonalnego. Oba te obszary muszą się wzajemnie uzupełniać, a nie konkurować. Należy mieć na względzie zasadniczy cel w postaci zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, a gwarancję jej uzyskania można założyć tylko i wyłącznie przy wzajemnym współistnieniu i obustronnej asekuracji „konwencjonalnych” metod z odnawialnymi.

redakcja@gramwzielone.pl


© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.