Cena zielonych certyfikatów na TGE spada przez luki w prawie?

Pierwszy raz od dwóch miesięcy ceny zielonych certyfikatów poszły w górę. Jednak ich cena nadal znacznie odbiega od tych notowanych na przełomie roku. Co może być przyczyną wzrostu? 
Po dziesięciu tygodniach nieustannych spadków branża energetyki odnawialnej może złapać oddech. Giełdowe ceny zielonych certyfikatów, na których opiera się wsparcie dla OZE, podrożały. Ich średnia cena na Towarowej Giełdzie Energii wzrosła o 1 zł, do 237.16 zł/MWh. Tymczasem jeszcze we wtorek obracano nimi nawet po 230 zł za megawatogodzinę.

Tymczasem pod koniec ubiegłego roku zielone certyfikaty wyceniano o 20 proc. drożej. W listopadzie ich cena na TGE przekraczała 285 zł/MWh. To o ponad 10 zł więcej niż, obowiązująca w 2011 roku, opłata zastępcza. W tym roku opłata, którą można uiścić zamiast kupowania zielonych certyfikatów, wzrosła jeszcze do 281 zł/MWh. Jednak taką cenę za zielone certyfikaty płacono ostatnio w lutym. 

REKLAMA

Z czego może wynikać czwartkowe odbicie na TGE? Delikatny wzrost ceny certyfikatów mógł być efektem niedawnej publikacji projektu ustawy nowelizującej Prawo energetyczne. W obszernym poselskim projekcie znalazł się m.in. mechanizm, który może znacząco zwiększyć zapotrzebowanie na świadectwa pochodzenia.

REKLAMA

Projekt ustawy ma załatać lukę w systemie wsparcia energii z OZE. Obecnie najwięksi odbiorcy energii muszą wykazywać sie zakupem odpowiedniej liczby zielonych certyfikatów jedynie wówczas, gdy kupują energię na giełdzie lub od hurtowego sprzedawcy. Ustawa nie nakłada na nich jednak tego obowiązku w sytuacji, gdy energia kupowana jest na Rynku Bilansującym.

To tzw. rynek techniczny, który służy rozliczaniu energii pobranej z sieci w ilości większej, niż została zakontraktowana przez odbiorcę. Jego celem jest awaryjna dostawa energii tym, którzy nie kupili jej wystarczająco dużo. Jednak część odbiorców korzysta z niego z premedytacją, niekontraktując wystarczającej ilości energii. Chociaż „zakup” na Rynku Bilansującym (RB) obarczony jest większym ryzykiem, ponieważ cena na nim znana jest dopiero po fakcie, to brak konieczności zakupów zielonych certyfikatów na energię pobraną z RB jest wystarczającą zachętą do korzystania z niego.

Z powstałej w ten sposób luki w prawie korzysta stosunkowo niewielu odbiorców, którzy sami bilansują swoje dostawy energii. Jednak są to firmy o największym poborze. Zużycie u niektórych z nich przekracza zapotrzebowanie na energię średniej wielkości miast. To pokazuje jak istotne dla systemu może być załatanie prawa. 

Dzięki zmianom w ustawie do systemu wsparcia jeszcze w tym roku może wrócić wiele gigawatogodzin energii, dla której potrzebne będą dodatkowe świadectwa pochodzenia. To powinno zwiększyć popyt, a ten może przełożyć się na wzrost cen. 

Prace nad ustawą dopiero się jednak rozpoczęły i nie wiadomo, czy zostaną zakończone zgodnie z deklaracjami jeszcze przed końcem roku. Niemniej jednak szanse na załatanie luki są duże, ponieważ oczekuje tego także operator systemu przesyłowego. Źle skonstruowane prawo zwiększa zapotrzebowanie na energię z RB i niekorzystnie wpływa na bezpieczeństwo energetyczne.