Trump to problem dla polityki klimatycznej i OZE, ale postępu nie zatrzyma

USA pod wodzą Baracka Obamy były motorem napędowym światowego procesu walki z globalnym ociepleniem. To dzięki działaniom amerykańskiej administracji, która przekonała Chińczyków do zaangażowania się w politykę klimatyczną, możliwe było zawarcie w Paryżu w grudniu 2015 r. globalnego porozumienia klimatycznego. Teraz realizacja tego porozumienia staje jednak pod znakiem zapytania po wygranej w prezydenckich wyborach w USA Donalda Trumpa. Na realizację hasła „Make coal great again” jest już jednak za późno.
Lata prezydentury Baracka Obamy były w USA okresem, w którym szybko rozwijały się odnawialne źródła energii, a Stany Zjednoczone stały się liderem procesu, który przypieczętowano w ubiegłym roku w Paryżu, podpisując nową, globalną umowę klimatyczną.
Globalne porozumienie klimatyczne nie wydarzyło się wcześniej, ponieważ do podjęcia wyrzeczeń nie byli chętni najwięksi emitenci CO2 na świecie, czyli Chiny i USA. Podpisanie umowy klimatycznej w grudniu 2015 r. nie byłoby możliwe, gdyby nie skłonienie Chińczyków do podjęcia wysiłków w walce ze zmianami klimatu – co nastąpiło w drodze bilateralnej, amerykańsko-chińskiej współpracy rozpoczętej na wiele miesięcy przed paryskim szczytem COP21.
Teraz podpisana w ubiegłym roku w Paryżu umowa klimatyczna, która obowiązuje od kilku dni m.in. dzięki ratyfikacji USA i Chin, musi znaleźć odzwierciedlenie w konkretnych mechanizmach, które skłonią poszczególne kraje do redukcji swoich emisji.
Samo wyznaczenie celu to za mało. Potrzebne są jeszcze środki, aby go osiągnąć, a tych na razie nie ustalono.
W momencie, gdy przedstawiciele państw członkowskich ONZ spotykają się na kolejnym szczycie klimatycznym COP22 w Marrakeszu, aby rozpocząć prace nad konkretnymi mechanizmami, które mają dać nadzieję na powstrzymanie globalnego ocieplenia i utrzymanie wzrostu globalnej temperatury w granicach określonych w Paryżu, z USA – kraju, który przez ostatnie lata dawał przykład jak rozwijać gospodarkę niskoemisyjną, inwestował w energetykę wiatrową i słoneczną – nadchodzą informacje stawiające pod znakiem zapytania dalsze, globalne wysiłki na rzecz walki z globalnym ociepleniem.
W Białym Domu nastąpi wielka zmiana, która nie pozostanie bez wpływu na realizację globalnej polityki klimatycznej. Wybrany wczoraj przez Amerykanów nowy prezydent Donald Trump otwarcie kwestionuje fakt ocieplania się klimatu i zagrożenia, które mogą pojawić się na skutek dalszego wzrostu temperatury.
Wystarczy porównać, co na ten temat mówili ostatnio Barack Obama i Donald Trump.
– Anuluję wszystkie niepotrzebne wydatki na zmianę klimatu przyznane przez duet Obama-Clinton. Wydajemy miliardy dolarów i nie mamy pojęcia na co. Inni nie robią tak wiele. Uwierzcie mi, śmieją się z nas. Uwzględniając wszystkie wydatki dla Narodów Zjednoczonych, które są związane z globalnym ociepleniem, to miliardy dolarów – mówił w ubiegłym miesiącu Donald Trump.
Na co dotychczasowa amerykańska administracja wydawała miliardy dolarów? Powody Barack Obama wymieniał choćby w filmie dokumentalnym „Before the flood”.
– Ogromna część ludzi na świecie żyje w pobliżu oceanów. Jeśli oni zaczną się przemieszczać, zobaczymy ograniczone zasoby oraz konkurowanie o nie między populacjami. (…) To kwestia bezpieczeństwa narodowego. To nie tylko kwestia środowiska. (…) W dodatku do smutku, który poczułbym, gdyby moje dzieci nie mogły zobaczyć lodowca – takiego, jaki widziałem jadąc na Alaskę – to romantyczna strona. (…) Nawet jeśli nie będzie mieć to dla ciebie znaczenia, musisz martwić się implikacjami tego stanu rzeczy dla bezpieczeństwa narodowego – mówi w dokumencie „Before the flood” Barack Obama.
– Nie chcę, aby moje dzieci nie mogły pływać na Hawajach czy zobaczyć lodowca, ponieważ nic z tym nie zrobiliśmy. To byłby dla nas wstyd. To jest nasz moment, aby zrobić coś dobrego – Barack Obama mówił podczas prezentacji tzw. Clean Power Plan, dodając, że w zakresie zmian klimatu „nie ma planu B”.
Co wybór Trumpa może oznaczać dla amerykańskiego rynku OZE?
W ostatnich latach rynek odnawialnych źródeł energii w USA rozwijał się w spektakularnym tempie.
Łączny potencjał farm wiatrowych w USA na koniec ubiegłego roku wzrósł do 74 GW – to najwięcej po Chińczykach, a potencjał fotowoltaiki na koniec I kwartału 2016 r. zwiększył się do 29,3 GW, z czego 1,665 GW zainstalowano w pierwszych trzech miesiącach br.
Jak amerykański rynek OZE będzie rozwijać się od przyszłego roku, kiedy gospodarzem Białego Domu zostanie Donald Trump? Nowy prezydent, otwarcie wspierany przez amerykańskie lobby węglowe, ma kilka możliwości, aby ograniczyć rozwój odnawialnych źródeł.
Przede wszystkim na celowniku Trumpa mogą znaleźć się wprowadzone przez Obamę ulgi w zakresie inwestycji w OZE – m.in. przyznawane inwestorom budującym elektrownie fotowoltaiczne w ramach tzw. mechanizmu ITC.
Amerykański Kongres w grudniu 2015 r. przyjął regulacje zakładające utrzymanie obecnego poziomu ulg podatkowych dla sektora PV (30 proc.) łącznie do roku 2019, zmniejszenie go do 26 proc. w roku 2020 i 22 proc. w roku 2021, a w kolejnych latach utrzymanie go na stałym poziomie w wysokości 10 proc. To powinno zapewnić dalszy stabilny rozwój rynku solarnego – do czasu, w którym amerykańska branża PV do szybkiego rozwoju takich ulg nie będzie już potrzebować.
Po wyborze Trumpa na prezydenta USA pojawia się jednak ryzyko, że mechanizm ITC przestanie obowiązywać dużo szybciej, co istotnie wpłynie na dynamikę amerykańskiego rynku solarnego.
Wspierany przez lobby paliwowe Donald Trump może też skasować ulgi podatkowe przy zakupie elektrycznych aut. Jeśli tak się stanie, Elon Musk może mieć problem ze zrealizowaniem celów, jakie postawił przed produkującą elektryki Teslą.
W trudnej sytuacji może znaleźć się amerykański sektor wiatrowy, który w ostatnich latach był wielokrotnie brany na cel przez Trumpa. Nowy prezydent USA pisał na Twitterze m.in., że „elektrownie wiatrowe nie tylko zabijają miliony ptaków, zabijają również finanse i środowisko wielu krajów i społeczności”.
Kiedy indziej Trump mówił, że „farmy wiatrowe to klęska dla środowiska, są bardzo drogie jeśli chodzi o produkowaną energię i są robione w Chinach”.
200 tys. miejsc pracy w amerykańskim sektorze PV
Administracja Obamy wprowadziła szereg federalnych programów mających wspierać rozwój nowych technologii w obszarze czystej energii – takich jak na przykład program SunShot Initiative, którego cel to zejście z kosztami instalacji PV do 2020 r. do poziomu 1 USD/W w przypadku dużych, przemysłowych farm fotowoltaicznych, a także 1,5 USD/W w przypadku mniejszych systemów dachowych (w ubiegłym miesiącu amerykański departament energii opublikował raport, z którego wynika, że od 2011 r. koszt montowanych w USA systemów fotowoltaicznych zmalał przeciętnie o 65 proc., a branża fotowoltaiczna zrealizowała już 70 proc. wyznaczonego na 2020 r. celu SunShot Initiative).
Biały Dom wspierał też programy przyczyniające się do wzrostu zatrudnienia w sektorze fotowoltaicznym, rekrutując i szkoląc na instalatorów m.in. weteranów wojskowych czy osoby wywodzące się z biedniejszych społeczności.
Dzięki dynamicznemu rozwojowi branży fotowoltaicznej w USA, zatrudnienie w niej znalazło już ponad 200 tys. osób, z czego ok. 120 tys. to instalatorzy. Kolejne miejsca pracy tworzyły inne sektory związane z OZE – w tym zwłaszcza amerykański sektor wiatrowy – największy na świecie po chińskim.
Donald Trump z pewnością wyrzuci do kosza forsowany przez Baracka Obamę Clean Power Plan, dzięki któremu USA miały zmniejszyć swoje emisje CO2 o 30 proc. do roku 2030 w stosunku do poziomu emisji zanotowanego w roku 2005. W ten sposób Obama wyznaczył pierwszy w historii USA cel redukcji emisji CO2. Wcześniejsze regulacje amerykańskiej administracji dotyczyły tylko standardów emisyjnych dla nowych jednostek wytwarzania.
W zakresie obalenia Clean Power Plan nowy prezydent USA może mieć zresztą ułatwione zadanie. Obama forsował swój plan w dosyć problematyczny sposób – z pominięciem Kongresu, w którym większość mają Republikanie – a sposób procedowania został zakwestionowany przez amerykański Sąd Najwyższy.
Donald Trump może też anulować inicjatywę przyjętą ostatnio przez Obamę wspólnie z przywódcami Kanady i Meksyku, którzy zobowiązali się do zwiększenia udziału czystej energii w miksach energetycznych swoich krajów do 50 proc. już do roku 2025.
Amerykański rynek OZE nie powinien jednak stracić wszystkich narzędzi, dzięki którym może się rozwijać. O ile Donald Trump może szybko wycofać mechanizmy działające na poziomie federalnym – takie jak mechanizm ITC – o tyle poszczególne stany, zwłaszcza te zarządzane przez Demokratów, w tym najważniejsze – Nowy Jork i Kalifornia – z pewnością będą kontynuować wsparcie inwestycji w OZE. Wiele amerykańskich stanów i miast zapowiedziało już własne, ambitne cele w zakresie zwiększania udziału OZE w stanowych miksach energetycznych.
Kolejne amerykańskie metropolie wprowadzają regulacje ustanawiające cel przejścia w 100-proc. lub 50-proc. na energię pochodzącą ze źródeł odnawialnych. Celem San Francisco jest zwiększenie do 2025 roku udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym do 100 proc. Los Angeles w tym roku przyjęło decyzję o zwiększeniu do 50 proc. udziału OZE w swoim miksie energetycznym. Podobne zobowiązania przyjął Waszyngton.
Wcześniej władze stanu Hawaje przyjęły cel 100-procentowego udziału energii z OZE w stanowym miksie energetycznym do roku 2045, władze Vermont przyjęły cel 75 proc. do roku 2032, a stany Kalifornia i Nowy Jork wyznaczyły poziom 50 proc. do roku 2030.
Chińczycy strofują Trumpa
Donald Trump z pewnością osłabi, ale nie zabije polityki klimatycznej i rozwoju odnawialnych źródeł energii. Dzisiaj po stronie walki z globalnym ociepleniem znalazły się niemal wszystkie największe gospodarki na świecie. Jeśli Trump przejdzie na drugą stronę, trudno mu będzie znaleźć sojuszników i będzie się musiał liczyć z dużą presją zarówno za granicą jak i w Stanach Zjednoczonych.
Symptomatyczna jest chińska odpowiedź na propozycję złożoną niedawno przez Donalda Trumpa, aby USA i Chiny wycofały się z porozumienia klimatycznego.
– Jeśli [Amerykanie – red.] odrzucą ten trend, nie sądzę, aby zyskali poparcie swoich obywateli, a postęp ekonomiczny i socjalny ich kraju na tym ucierpi (…) Sądzę, że mądry polityczny lider powinien przyjmować postawy, które są zgodne z globalnymi trendami – powiedział cytowany przez Reutersa Xie Zhenhua, przedstawiciel chińskiego rządu ds. klimatu.
Pytaniem pozostaje, na ile wyborcze, populistyczne zapowiedzi w zakresie klimatu i OZE kandydata na prezydenta USA Donalda Trumpa zostaną utrzymane przez prezydenta USA Donalda Trumpa, który być może dostrzeże ogromne korzyści, które rozwój OZE i innych niskoemisyjnych technologii daje amerykańskiej gospodarce i amerykańskiemu rynkowi pracy.
– Nawet jeśli pojawi się ktoś, kto neguje naukę o klimacie (…) myślę, że opinia społeczna zaczyna zdawać sobie sprawę z nauki – po części dlatego, że jest ona niekwestionowalna – mówił w filmie „Before the flood” Barack Obama.
red. gramwzielone.pl