Wiatrak, którego nie ma, uniemożliwia budowę domu
Mieszkanka wsi Komorniki na Dolnym Śląsku chce zbudować dom na rodzinnej działce. Choć od kilku lat stara się o warunki zabudowy, nie może ich uzyskać, ponieważ nieopodal wyznaczono miejsce pod elektrownię wiatrową.
Portal tulegnica.pl opisuje historię mieszkanki wsi Komorniki, która nie może zbudować domu na własnej działce z uwagi na obecność wiatraka w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Pani Monika skarży się, że nie dość, że wiatrak fizycznie nie istnieje, to w miarę zmian w przepisach jego lokalizacja na papierze przesuwa się coraz bliżej jej działki.
Na przeszkodzie staraniom o wydanie warunków zabudowy stoją zamierzenia inwestora, który kilkanaście lat temu zgłosił w gminie zamiar wybudowania farmy wiatrowej. W 2009 r. radni zatwierdzili miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, w którym zaznaczono lokalizację elektrowni wiatrowych. Jedna z turbin miała stanąć kilkaset metrów od działki pani Moniki.
Jednak realizację farmy wiatrowej wstrzymano, gdy wprowadzono tzw. ustawę odległościową, uniemożliwiającą umieszczanie turbin w odległości mniejszej niż 10-krotność wysokości wieży elektrowni wiatrowej. Kobieta poprosiła wówczas o wyliczenie odległości swojej działki od miejsca pod wiatrak. Wynosiła ona 817 m.
Gdy na wiosnę ubiegłego roku zmieniono ustawę, a wraz z nią minimalną odległość wiatraków od zabudowań mieszkalnych do 700 m, kobieta ponownie złożyła wniosek o warunki zabudowy. Wówczas uzyskała odpowiedź, że odległość wiatraka od działki zmniejszyła się na 525 m. Różnicę 300 m wyjaśniono pomyłką geodetki przy pomiarze.
Odmowa wydania warunków zabudowy
Z uwagi na zbyt bliską odległość działki do wiatraka figurującego na papierze wójt gminy Ruja odmówił mieszkance Komornik wydania warunków zabudowy. Kobieta odwołała się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego (SKO) w Legnicy. Niekorzystną decyzję uchylono, a sprawa wróciła do wójta do ponownego rozpatrzenia.
SKO uznało, że nie ma nigdzie informacji, czy wiatrak ma pozwolenie na budowę. Kolegium zarzuciło też gminie, że nie trzyma się ustaleń graficznych z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, sugerując przesunięcie lokalizacji wiatraka względem działki pani Moniki.
Pani Monika poinformowała, że otrzymała z gminy projekt nowej decyzji, w której jedynym nowym zapisem jest, że gmina wystąpiła do Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego z pytaniem, czy wiatrak ma pozwolenie na budowę, i nie otrzymała odpowiedzi. Wójt podtrzymuje swoją decyzję, sugerując pani Monice ponowne zaskarżenie jej do SKO, jeśli się z nią nie zgadza. Zapewnia przy tym, że zależy mu na pomyślnym dla mieszkanki załatwieniu sprawy. Jak twierdzi, wyliczenia geodety nie dają mu jednak pola manewru.
Lokalny włodarz widzi jednocześnie szansę w zapowiadanej przez rząd zmianie przepisów. Ma nadzieję, że dojdzie do niej szybko, jeszcze w tym roku.
Jeśli nowelizacja ustawy zmniejszy minimalną odległość domów mieszkalnych od wiatraka z 700 do 500 m, nie będzie problemu – mówi Paweł Gregorczuk.
Pani Monika ma obawy, że wiatrak, który raz już udało się „przesunąć” o blisko 300 m, z łatwością może pokonać kolejne metry, na zawsze uniemożliwiając budowę domu. W miejscu mogłyby go przytrzymać fundamenty, których na razie nie ma i nie wiadomo, kiedy będą. Portal tulegnica.pl za sugestią SKO sprawdził w gminie, czy inwestor ma pozwolenie na budowę wiatraka koło domu pani Moniki i uzyskał odpowiedź negatywną.
Zdaniem wójta za 2-3 lata elektrownie wiatrowe w gminie Ruja staną, bo są już decyzje środowiskowe.
Katarzyna Poprawska-Borowiec
katarzyna.borowiec@gramwzielone.pl
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.
To dość absurdalna i frustrująca sytuacja, która pokazuje, jak złożone i niekiedy nielogiczne przepisy mogą utrudniać życie obywatelom, a także wstrzymywać rozwój inwestycji. Problem pani Moniki idealnie ilustruje, jak MPZP oraz zmienne przepisy mogą zdominować i zablokować prywatne inicjatywy.
Warto zwrócić uwagę na to, że problematyczny wiatrak jest tylko wirtualny, istnieje jedynie na mapie i nie ma pozwolenia na budowę. Przez to wydaje się, że wójt nie ma w pełni uzasadnionej podstawy do odmowy wydania warunków zabudowy. SKO słusznie uchyliło decyzję wójta, argumentując, że lokalizacja wiatraka jest w pewnym sensie niepewna, skoro nie uzyskał pozwolenia.
Wójt z jednej strony podtrzymuje swoje stanowisko, a z drugiej zapewnia, że zależy mu na rozwiązaniu sprawy na korzyść mieszkanki – ale wiąże to z nadchodzącymi zmianami prawnymi, które mogą znów zmienić minimalną odległość dla takich instalacji.
To przykład na to, że przestarzałe plany oraz braki w regulacjach wpływają na decyzje administracyjne, gdzie techniczne pomyłki (jak błąd geodetki) mogą mieć poważne konsekwencje. Być może bardziej elastyczne podejście, przy równoczesnym nacisku na transparentność i aktualność danych, mogłoby pomóc uniknąć takich absurdalnych sytuacji.
Gmina „zapomniala” uchwalic plan miejscowy w strefie od wirtualnych wiatrakow
Czy nie można postawić domu bez zezwolenia? Takiego do 70 m².
W Gminie Głubczyce cześć radnych i Burmistrz też chcą postawić wiatraki . Wstrzymali wydawanie decyzji o warunkach zabudowy nie mogę postawić domu ani rozbudować gospodarstwo. Nie liczą się z protestami mieszkańców szkoda tylko że ludzie na nich głosowali, zapomnieli już dzięki komu są radnymi.
Gdy nie ma planu zagospodarowania przestrzennego dom bez pozwolenia wymaga uzyskania warunków zabudowy i koło się zamyka