Kontrakty DSR receptą na elastyczność systemu elektroenergetycznego

Kontrakty DSR receptą na elastyczność systemu elektroenergetycznego
Fot. Newseria

Kontrakty DSR, czyli Demand Side Response, to w Polsce coraz popularniejszy mechanizm bilansujący i zwiększający elastyczność systemu elektroenergetycznego. Polegają na dobrowolnym, czasowym i – co istotne – odpłatnym ograniczeniu poboru mocy przez dużych odbiorców energii na wezwanie operatora systemu. Na takie rozwiązanie zdecydowało się już ponad 600 dużych firm i przedsiębiorstw przemysłowych, które w ten sposób mogą nie tylko zapewnić sobie dodatkowe przychody, ale i zwiększyć swoją odporność na krytyczne sytuacje.

– Wcześniej mieliśmy tylko hipotetyczne procedury, teraz sama obecność w programie DSR powoduje, że jesteśmy ciągle przygotowani – mówi Dariusz Gawlak, prezes Cementowni Warta SA.

– Rola aktywnych odbiorców energii w systemie na Zachodzie trwa już od kilkunastu lat, a w Polsce zaczęła się kilka lat temu i rośnie, zwłaszcza w kontekście transformacji energetycznej. Odbiorcy mogą zabezpieczać system przed blackoutem, ale i obniżać koszty systemu elektroenergetycznego oraz umożliwiać włączanie większej liczby źródeł odnawialnych. A co najważniejsze, jest to dla nich atrakcyjny sposób zarabiania dodatkowych pieniędzy – wyjaśnia w rozmowie z agencją Newseria Biznes Jacek Misiejuk, prezes zarządu Enel X Polska.

REKLAMA

W Polsce za bilansowanie systemu elektroenergetycznego – czyli dostosowywanie podaży energii do zmieniającego się w ciągu doby zapotrzebowania – odpowiadają Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Spółka w ostatnich latach kilkukrotnie informowała o niedoborach naruszających margines bezpieczeństwa i rekordowym zapotrzebowaniu na moc, którego przyczyną były np. wysokie temperatury i urządzenia klimatyzacyjne włączane w trakcie upałów. Ryzyko rośnie też przy bezwietrznej pogodzie, która ogranicza produkcję prądu w farmach wiatrowych i w przypadku dużych awarii lub przestojów w pracy elektrowni.

Zmiany, jakie zaszły na polskim rynku energetycznym w ostatnich latach, marginalizują co prawda ryzyko blackoutu, ale w razie problemów PSE dysponują szeregiem narzędzi służących do bilansowania systemu. Mogą m.in. uruchomić import interwencyjny, ogłosić okresy przywołania na rynku mocy – co oznacza, że wytwórcy energii powinni uruchomić pozostające w rezerwie bloki energetyczne albo zadbać o zmniejszenie zapotrzebowania na prąd, wymuszając je poprzez podnoszenie stopni zasilania do 20. włącznie. To rozwiązanie jest jednak kosztowne dla gospodarki i wywołuje duże straty po stronie przedsiębiorstw.

Alternatywą zmniejszającą zapotrzebowanie na prąd są usługi DSR (Demand Side Response) świadczone w ramach rynku mocy – czyli po prostu dobrowolne, czasowe ograniczenie poboru mocy przez dużych odbiorców energii na wezwanie operatora systemu. To jeden z mechanizmów bilansujących i zwiększających elastyczność systemu elektroenergetycznego, w którym przybywa zmiennych, zależnych od pogody źródeł odnawialnych.

– Usługi Demand Side Response to odpowiedź strony popytowej, czyli zdolność odbiorców do reagowania – mówi Jacek Misiejuk. – Kiedyś tylko wytwórcy energii reagowali na zmiany zapotrzebowania, ale teraz doszła nam m.in. zmienność generacji źródeł pogodozależnych i potrzebna jest większa elastyczność. Z drugiej strony przekonano się, że ta elastyczność – czyli możliwość reakcji na potrzeby systemu po stronie odbiorców – jest do pewnego stopnia tańsza i korzystniejsza dla systemu energetycznego niż na przykład budowanie nowych elektrowni.

W Polsce usługi DSR z płatnością za zdolność do redukcji popytu pojawiły się w 2017 roku i od tego czasu zainteresowanie nimi rośnie. Obecnie na pozostawaniu w gotowości do zmniejszenia swojego zapotrzebowania na prąd zarabia już ponad 600 podmiotów. To na ogół duże firmy i przedsiębiorstwa przemysłowe, jak m.in. zakłady odlewnicze, przetwórcze czy firmy wydobywcze, które w kryzysowej sytuacji, na prośbę operatora, są w stanie dobrowolnie ograniczyć swoje zużycie energii elektrycznej, np. przekładając część procesów technologicznych na godziny poza szczytem poboru z krajowego systemu. W praktyce takie wezwania występują bardzo rzadko i w zasadzie nijak nie wpływają na działalność operacyjną przedsiębiorstw.

REKLAMA

Mimo to za utrzymywanie gotowości do ograniczenia poboru energii firmy mogą zarobić od kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy do nawet kilku milionów złotych rocznie. Dla operatora systemu to i tak niższy koszt niż opłacanie utrzymywania rezerw mocy w przestarzałych elektrowniach czy budowa nowych jednostek wytwórczych. Udział w programie DSR nie jest też obarczony ryzykiem kar, więc przedsiębiorstwa nie muszą się bać, że w jakikolwiek sposób na tym stracą. To powoduje, że udział w DSR jest dla nich coraz popularniejszym sposobem na optymalizację rosnących kosztów energii, ale dodatkową zaletą jest też lepsze przygotowanie na sytuacje kryzysowe.

– Wcześniej byliśmy tylko biernym użytkownikiem i mogliśmy bezczynnie czekać na wprowadzenie stopni zasilania. Natomiast teraz możemy być aktywnym uczestnikiem wpływającym na bezpieczeństwo sieci. My nawet rozwijamy swoje zdolności redukcji, analizujemy, czy nie możemy przedstawić więcej mocy do zredukowania, bo to przekłada się też na zwiększenie naszego marginesu bezpieczeństwa – mówi Dariusz Gawlak, prezes Cementowni Warta SA w Trębaczewie. – Przychód finansowy to tylko część korzyści, jakie odnosimy z tego tytułu. To nie tylko samo wynagrodzenie za gotowość do ograniczenia poboru prądu, ale i fakt, że jesteśmy ciągle testowani i mamy zdolność do reagowania na załamanie systemu, na ograniczenie mocy. To jest bezcenne, bo kiedy przychodzą sytuacje krytyczne – choćby taka jak niedawno, podczas dużej awarii elektrowni w Bełchatowie, pod którą jesteśmy bezpośrednio podpięci – wtedy procedury, które wprowadziliśmy, analizy naszego systemu przeprowadzone na potrzeby DSR zadziałały i ograniczyły nasze szkody.

Programy DSR funkcjonują w wielu krajach na świecie – wszędzie tam, gdzie zaistniały problemy związane z bilansowaniem systemu przy krytycznych deficytach mocy. W Polsce okresy zagrożenia są ogłaszane w wyjątkowych okolicznościach, ale systemy DSR standardowo raz na kwartał są poddawane krótkim testom, które mają wykazać i zoptymalizować ich działanie. Szacuje się, że mogą one wspomagać inne rozwiązania redukcji zapotrzebowania energii nawet na poziomie 10 proc.

– W Polsce jest stosowany bardzo prosty, podstawowy system strategicznej rezerwy mocy. Dopiero w sytuacji drastycznego deficytu odbiorcy – jako przedostatnia deska ratunku – mogą zareagować, broniąc system przed blackoutem. Dzięki temu nie trzeba budować nowych elektrowni, a odbiorcy w zasadzie bez ryzyka mogą zarabiać za zdolności do czasowego ograniczenia poboru energii elektrycznej – mówi Jacek Misiejuk.

Usługi DSR już raz się sprawdziły w Polsce pod koniec września 2022 roku, kiedy PSE poinformowały o okresach zagrożenia na rynku mocy, co wynikało z braku wystarczającej rezerwy w systemie, spowodowanego przestojem konwencjonalnych bloków i bezwietrzną pogodą, która ograniczyła produkcję prądu w farmach wiatrowych. Początkowo PSE wspomagały się importem, ale w końcu spółka ogłosiła okres zagrożenia i wystąpiła o czasowe uruchomienie zakontraktowanych na rynku mocy rezerw w elektrowniach i u odbiorców. Ta sytuacja potwierdziła praktyczne możliwości DSR – planowane zapotrzebowanie na energię w kryzysowych godzinach według PSE spadło o blisko 5 proc. (znacznie przekraczając wolumen zakontraktowany w usługach DSR), a gospodarka przetrwała krytyczne godziny bez szwanku.

– Ta rola dużych, aktywnych odbiorców w rynku energii wciąż nie jest doceniana – podkreśla Dariusz Gawlak.

– Rolę odbiorców w bilansowaniu systemu można zwiększyć poprzez wprowadzanie kolejnych programów, które pozwolą na zwiększanie ich udziału i korzystanie na zmienności cen w momencie, kiedy rynek energii będzie reagował wysokimi cenami w sytuacji deficytu bądź niskimi albo ujemnymi cenami przy nadwyżce energii. To oznacza, że pierwszy warunek jest taki, żeby ceny były odpowiednio kształtowane przez rynek, a drugi – żeby ten odbiorca miał możliwość z tych cen skorzystać, bo jeśli to nie będzie się przekładało na jego korzyści finansowe, to większej roli odbiorców w systemie nie będzie – mówi prezes Enel X Polska.

Enel X jest obecnie liderem polskiego rynku DSR. Spółka dysponuje bazą ponad 320 przedsiębiorstw z kontraktami na 546 MW i posiada 65 proc. kontraktów DSR na rynku mocy na lata 2024–2027. Jak na razie ich udział w polskiej energetyce wciąż jest stosunkowo niewielki, ale – jak podaje firma – na rynku mocy do 2027 roku powinny się znaleźć moce prawie dwukrotnie wyższe niż obecnie. Łączna zakontraktowana moc powinna przekroczyć 5 proc. szczytowego zapotrzebowania, stając się poważnym buforem bezpieczeństwa.

Newseria