Czy aukcje OZE mają jeszcze sens? Opłaca się płacić kary
Od kilku lat aukcje URE zdają się być głównym narzędziem, z jakiego korzystają właściciele projektów OZE, planując sprzedaż energii, a co za tym idzie bilansowalność ekonomiczną przedsięwzięć – pisze Robert Jan Szustkowski, analityk rynku OZE.
W ubiegłym roku odbyły się dwie rundy aukcji URE, w których maksymalne ceny dla instalacji wiatrowych i fotowoltaicznych kształtowały się na następujących poziomach:
<1MW
- Czerwiec 2021 – ok. 250 PLN/MWh
- Grudzień – 2021 – ok. 280 PLN/MWh
>1MW
- Czerwiec 2021 – ok. 240 PLN/MWh
- Grudzień 2021 – ok. 260 PLN/MWh
Równolegle od około połowy roku 2021 pojawiły się dwie kluczowe okoliczności. Po pierwsze, zaczęły gwałtownie rosnąć koszty budowy m.in. instalacji PV i wiatrowych, głównie ze względu na rosnące ceny surowców i problemy logistyczne. Na dziś szacuje się, że koszty budowy 1 MW w fotowoltaice wzrosły o 30-40 proc. względem początku roku 2021. A po drugie, wzrosły ceny energii na Towarowej Giełdzie Energii. Obserwowaliśmy już pojedyncze notowania, gdy TGEbase wynosił ok. 1400 PLN/MWh.
W obliczu tych wydarzeń duża część inwestorów zaczęła zastanawiać się nad sensem pozostania w systemie aukcyjnym i/lub już w grudniowych aukcjach zintensyfikowała przechodzenie na schemat deklarowania tylko częściowych wolumenów produkcyjnych w 15-letnim okresie aukcyjnym.
Trend ten się wzmacnia, ponieważ na rynku coraz częściej zawierane są umowy PPA przy cenach znacznie wyższych niż aukcyjne, przy okresach 10, a nawet 15 lat. W konsekwencji do rozliczenia energii OZE w systemach aukcyjnych pozostają wolumeny tylko na ostatnie lata (np. 5 lat). Przez 10 pierwszych lat po wybudowaniu inwestorzy mogą korzystać z wysokich obecnie cen na TGE lub w PPA.
Paradoksalnie instalacje, które wygrały aukcje w latach 2018-2020 i już weszły do systemu aukcyjnego, przy dzisiejszych cenach energii oddają pieniądze do ZR S.A. (zarządca rozliczeń URE), zamiast je z niego otrzymywać – tym samym wspierają system. Wynika to z konstrukcji kontraktu aukcyjnego, tzw. CfD (contract for difference).
Obecnie analitycy rynku wskazują, że ceny już nie spadną do poziomów z początku 2021. A to za sprawą: (i) wysokich cen praw do emisji CO2, (ii) inflacji cen surowców dodatkowo napędzanej dziś, (iii) agresji Rosji na Ukrainę i nałożonych w jej wyniku sankcji. Z jednej strony cieszy fakt, że OZE zaczęły bronić się ekonomicznie bez wykorzystania systemów wsparcia lub z ich minimalnym wykorzystaniem. Z drugiej zaś przeciwnicy OZE podnoszą, że OZE niesłusznie „zgarniają” premię na rynku energii.
Opłaca się płacić kary
Na rynku pojawiły się nawet pomysły, aby instalacje już działające w systemie aukcyjnym nie zgłaszały do rozliczenia zaoferowanych wolumenów za cenę obowiązku zapłacenia kary.
Dzieje się tak dlatego, że kary za niedostarczone wolumeny skonstruowane są na podstawie cen aukcyjnych, a nie cen ofertowych. I tak dla instalacji, która w systemie aukcyjnym podała cenę 300 PLN/MWh, przy cenie rynkowej 600 PLN/MWh utracony zysk wynosi 300 PLN/MWh (600 – 300), natomiast kara to tylko 150 PLN/MWh (0,5 x cena aukcyjna).
Zastanowić się należy, czy można opracować system wsparcia, który przy dzisiejszym rynku zachęciłby OZE do korzystania z niego w szerokim zakresie i jednocześnie zniechęciłby do wychodzenia z niego w trakcie. Taki system musiałby zapewnić inwestorom atrakcyjne stopy zwrotu, a zarazem spowodować, że oddaliby oni część marży i tym samym zrównoważyli wysokie ceny energii na TGE.
Robert Jan Szustkowski, analityk rynku OZE
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.