Wiśniewski: KPEiK naraża Polskę na konsekwencje finansowe
Działając zachowawczo, ale nieprzejrzyście oraz grając ostro – wykorzystując Krajowy Plan na rzecz Energii i Klimatu jako kartę przetargową, rząd RP może, używając żargonu piłkarskiego, „sam się zakiwać”, zniechęcając przy okazji deweloperów i banki, i strzelić samobója do własnej bramki, uderzając rykoszetem w polskich inwestorów, a może i podatników. KPEiK w obecnej wersji i formule prawnej nie zmniejsza ryzyka i nie daje tak oczekiwanej przez rynek pewności co do kierunku i tempa, w jakim polska energetyka ma się rozwijać – pisze Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
W dniu 30 grudnia 2019 roku Ministerstwo Aktywów Państwowych przekazało Komisji Europejskiej Krajowy Plan na rzecz Energii i Klimatu (KPEiK) na lata 2021-2030. Dokument zawiera elementy wymagane unijnymi wytycznymi i został przekazany i udostępniony w terminie wymaganymi przez unijne rozporządzenie o zarządzaniu Unią Energetyczną. Ale jego status nie jest jasny, a treść jest kontrowersyjna i demobilizująca inwestorów.
Najczęstszym zarzutem stawianym dokumentowi jest brak konsultacji społecznych. Zignorowany został wymagany unijnym prawem wymóg zaangażowania społeczeństwa i obywateli oraz sam proces konsultacji z udziałem parlamentu, władz lokalnych i regionalnych, a także z partnerami społecznymi w drugim etapie pracy nad KPEiK.
Odbyły się tylko krótkie konsultacje pierwszego projektu KPEiK na przełomie stycznia i lutego ub.r., który wobec zasadniczych uwag Komisji z czerwca ub.r. i pewnych zmian w polityce energetycznej uległ zasadniczym zmianom.
Pominięcie konsultacji stawia pytanie o ważność dokumentu w świetle prawa UE i nie jest wykluczone, że Komisja problem ten podniesie, odnosząc się do zignorowanego zalecenia (the Member States must consult citizens, businesses and regional authorities in the drafting and finalisation process).
Komisja Europejska będzie też zmuszona w jakiś sposób odnieść się do problem „braku należytego uwzględnienia w KPEiK wszystkich zaleceń Komisji” (art. 8, p. 3 rozporządzenia) przekazanych przez nią rządowi RP w czerwcu 2019.
Kluczowe zalecenie dotyczyło podniesienia celu na udział energii z OZE w 2030 roku z 21 proc. do 25 proc. Przy średniej dla całej UE wynoszącej 32 proc.. MAP pisze, że w ramach realizacji ogólnounijnego celu na 2030 rok Polska deklaruje osiągniecie do 2030 roku 21-23 proc. udziału OZE w finalnym zużyciu energii brutto, a warunkiem jest przyznanie Polsce dodatkowych środków unijnych – ale załączniki analityczne utrzymują niezmiennie 21-proc. udział OZE.
Tak więc zalecenie Komisji „w całości” nie zostało uwzględnione ani odpowiednio uzasadnione. W tym przypadku trudno jest jednak mówić o złamaniu prawa unijnego – cel OZE na 2030 rok nie jest wprost wyznaczony dla każdego kraju w dyrektywie – ale oznacza narażenie Polski na różnorakie konsekwencje innego typu niż kara traktatowa (według TFUE), w tym konsekwencje finansowe, które są wbudowane w rozporządzenie o zarzadzaniu unią energetyczną.
Prognoza rozwoju OZE w KPEiK uwidacznia dwa inne, niezwykle istotne problemy. Zakładane jest niezrealizowanie celu obecnej dyrektywy o OZE na 2020 rok. Udział energii z OZE przewidywany jest na poziomie 13,8 proc. zamiast wymaganych 15 proc. Zresztą zakładane 13,8 proc. i tak wydaje się nazbyt optymistycznym założeniem, w sytuacji gdy udział ten w 2018 roku w Polsce wyniósł zaledwie 11,2 proc., a średnia z rocznych przyrostów w latach 2005-2018 wynosiła zaledwie o 0,3 proc. rocznie i nie ma żadnych realnych przesłanek aby w latach 2019-2020 było więcej.
Oczywiście zdecydowanie niższe od wymaganych udziały energii z OZE w 2020 roku także będą miały swoje konsekwencje (także finansowe), ale związane z realizacją poprzedniego rządowego planu działań (tzw. Krajowego Planu działań na rzecz OZE – tzw. KPD z 2010 roku).
Drugi problem związany jest z procedurą przesłania KPEiK przez MAP, czyli jedno z nowych ministerstw, które przejęło KPEiK od zlikwidowanego ME, ale które nie będzie odpowiadać za wdrożenie dokumentu (będzie odpowiadać za to MK).
Jeżeli dokument nie był konsultowany i nie przyjmowała go Rada Ministrów, to znaczy że prognoza rozwoju OZE odpowiada strategii państwowych koncernów energetycznych, będących w gestii nadzoru właścicielskim MAP.
Jednak np. realizacja zachowawczego scenariusza, w którym spółki te w 2030 roku mają mieć tylko niecałe 30 proc. energii elektrycznej z OZE (tj. połowę tego, co planują w tym czasie inne kraje UE i zagraniczne koncerny), a 2025 roku jedynie 21 proc. (!), niekoniecznie będzie dobrze odebrana przez mniejszościowych udziałowców i przez rynki finansowe, a polskie firmy w ten sposób utraciłyby konkurencyjność. Może to być także niepokojący sygnał dla konsumentów energii elektrycznej w Polsce – przy tak niskich udziałach OZE i wysokiej emisyjności energia będzie droga.
Ale w powyższych okolicznościach trzeba zadać jeszcze jedno pytanie; czy i jak KPEiK jest umocowany w polskim systemie prawnym, kto faktycznie w Polsce za treść KPEiK odpowiada i kto poniesie ew. konsekwencje niespełnienia wymogów formalnych lub błędnych założeń, ew. braku wdrożenia.
Pytanie to zadałem na pierwszym posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu Energii i Klimatu (link), którego powstanie zostało zainicjowane przez posła Ireneusza Zyskę, sekretarza stanu w Ministerstwie Klimatu i obecnie przewodniczącego Zespołu.
Samo powstanie Zespołu to niezwykle cenna inicjatywa. Zespół może stanowić szeroką, unikalną platformę do podejmowania spraw ważnych i trudnych, ale powyższe pytanie postawione ad hoc sprawiło trudność w jednoznacznej odpowiedzi. Dlatego warto je doprecyzować, a jednocześnie pokazać jego szerszy kontekst.
KPEiK, podobnie jak wcześniej KPD z 2010 roku, to dokument tak poważnej rangi, związany nie tylko z energią i klimatem, ale także ustawą o finansach publicznych i olbrzymim wpływie na gospodarkę, że powinien być przyjęty uchwałą Rady Ministrów, a nawet być zatwierdzonym przez Sejm.
Tak się tym razem nie stało. Z uwagi na rangę, strategiczne cele oraz możliwe konsekwencje powinien być też umocowany w polskim prawie, a tak nie jest. Inną procedurę przyjęły np. Niemcy, które najpierw (18 grudnia 2019 r.) przyjęły ustawę o ochronie klimatu, zobowiązując się do osiągnięcia unijnych celów klimatycznych, które są prawnie wiążące i wyznaczając odpowiedziane ministerstwo (ds. środowiska).
Nawet jeżeli ustawa została zatrzymana w Bundesracie (niemiecki odpowiednik Senatu) z uwagi na zbyt mało ambitne cele (link), co w konsekwencji opóźniło przesłanie przez Niemcy ich KPEiK do Komisji, to jednak ostatecznie kompromis został osiągnięty.
Bez umocowania ustawowego, KPEiK pozostaje świstkiem papieru, gdyż w Polsce nie było przypadku, aby ktokolwiek odpowiadał za błędne dokumenty strategiczne, za brak ich korekty lub wdrożenia.
Link do pełnego wpisu na blogu „Odnawialny”
Grzegorz Wiśniewski