Co rząd PiS zrobił dla prosumentów?

Podjęte cztery lata temu pierwsze decyzje po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość nie dawały nadziei na to, że nowy rząd będzie chciał wyraźniej wesprzeć rozwój energetyki obywatelskiej. Wiele zmieniło się w ostatnich miesiącach, gdy za rozkręcanie energetyki prosumenckiej zabrała się minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz do spółki z odpowiadającym w rządzie za walkę ze smogiem i obecnym prezesem NFOŚiGW Piotrem Woźnym.
Przejmując władzę cztery lata temu Prawo i Sprawiedliwość szybko wdrożyło swój główny postulat wyborczy w zakresie energetyki odnawialnej, jakim było zablokowanie rozwoju inwestycji wiatrowych. W efekcie od 2016 roku w Polsce nie są zaczynane nowe projekty w energetyce wiatrowej, a szanse na realizację mają jeszcze tylko inwestycje, dla których do tamtego czasu udało się zabezpieczyć pozwolenie na budowę.
Obejmując władzę Prawo i Sprawiedliwość mówiło natomiast o wspieraniu energetyki biogazowej i geotermalnej. Po czterech latach trudno jednak ocenić, że inwestycje z wykorzystaniem obu technologii przybliżyły Polskę do realizacji naszego celu w zakresie udziału zielonej energii w naszym miksie energetycznym.
Do osiągnięcia krajowego celu OZE na rok 2020 nie przybliżyła też mocno promowana przez Ministerstwo Energii koncepcja klastrów energii. Mimo, że w kraju rozwija się obecnie kilka, ciekawych projektów klastrowych, to urzędnikom ME zabrakło konsekwencji i tego rodzaju podmioty nie doczekały się żadnego systemowego rozwiązania, które przełożyłoby się na szersze inwestycje w klastrach, a aktualną sytuację jeśli chodzi o wdrażanie koncepcji klastrów dobrze obrazuje niedziałajaca, utworzona przez Ministerstwo witryna internetowa www.klastryenergii.gov.pl.
Tymczasem do celu 15 proc. energii z OZE w polskim miksie energetycznym ostatnio zaczęły przybliżać nas inwestycje w fotowoltaice. Potencjał elektrowni PV na koniec ubiegłego roku wynosił w sumie około 0,5 GW. Tymczasem obecnie przekraczamy już 1 GW, co jest zasługą farm fotowoltaicznych powstających we wdrożonym w 2016 roku systemie aukcyjnym, ale także inwestycji realizowanych przez prosumentów.
Tymczasem początkowo niewiele wskazywało, że energetyka prosumencka pod rządami Prawa i Sprawiedliwości będzie szybko się rozwijać.
W 2015 roku, po przejęciu władzy, PiS szybko zablokował wdrożenie systemu taryf gwarantowanych, z których mieli od początku 2016 roku korzystać prosumenci, a nowe kierownictwo utworzonego wkrótce po wyborach Ministerstwa Energii bagatelizowało rolę prosumentów w systemie energetycznym, porównując ich do „zbieraczy znaczków”.
W grudniu 2015 roku Sejm głosami posłów Prawa i Sprawiedliwości uniemożliwił wdrożenie taryf gwarantowanych, które miały wejść w życie z początkiem 2016 roku, a które w poprzedniej kadencji Sejmu zostały przyjęte – przy sprzeciwie rządzącej wówczas Platformy Obywatelskiej i części posłów PSL – głosami m.in. posłów PiS.
Początkowo przedstawiciele PiS zapewniali, że tylko odkładają wdrożenie systemu taryf gwarantowanych, aby doprecyzować ten mechanizm, wkrótce jednak Ministerstwo Energii zaproponowało zupełnie nowy system rozliczania prosumentów w ramach tzw. opustów.
Opusty weszły w życie w połowie 2016 r., a prosumenci zyskali możliwość wirtualnego odebrania nadwyżek energii wprowadzonej do sieci, przy czym „odbierana” energia jest pomniejszana na rachunku z zakładu energetycznego o 20 proc. lub 30 proc. w zależności od współczynnika opustu.
Ofensywa prosumencka
Ostatnie kilka lat to istotny wzrost liczby instalacji prosumenckich – to zasługa głównie unijnych dotacji z regionalnych programów operacyjnych, jednak wraz z rosnącymi w ostatnim czasie cenami energii coraz więcej inwestorów chce korzystać z własnych źródeł energii, aby zabezpieczyć się w ten sposób przed wzrostem rachunków.
Natomiast ten rok to prawdziwa „prosumencka” ofensywa rządu, za którą stoi – nie Ministerstwo Energii przejawiające wcześniej niewielką inicjatywę w zakresie regulacji prosumenckich – ale minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz i rządowy pełnomocnik ds. walki ze smogiem, a od niedawna prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, Piotr Woźny.
Międzyresortowy zespół ds. prosumentów, który w lutym br. powołał premier Mateusz Morawiecki i którym kieruje minister Emilewicz, doprowadził w krótkim czasie do korzystnych dla prosumentów zmian w ustawie o OZE, które m.in. umożliwiły objecie przedsiębiorców definicją prosumenta, co dało im możliwość skorzystania z prosumenckiego systemu rozliczeń w systemie opustów, a dosyć niespodziewanie w ustawie pojawiła się nowa koncepcja spółdzielni energetycznych, które również mają otrzymać możliwość wejścia do systemu opustów.
Inwestycje w prosumenckie instalacje OZE uatrakcyjniło ponadto objęcie takich inwestycji ulgą termomodernizacyjną w podatku PIT w wysokości do 53 tys. zł, a także skłonienie banków do przygotowania atrakcyjnej oferty finansowania instalacji fotowoltaicznych.
Nowy kredyt na domową fotowoltaikę o atrakcyjnym oprocentowaniu wprowadził bank PKO BP, oprocentowanie swojego fotowoltaicznego kredytu obniżył BOŚ Bank, a Bank Gospodarstwa Krajowego zaproponował dodatkowe gwarancje dla inwestorów szykujących większe projekty fotowoltaiczne.
Kolejną obietnicę daną prosumentom i rynkowi OZE rząd spełnił ostatnio, doprowadzając do uchwalenia przepisów zmniejszających stawkę podatku VAT z 23 proc. do 8 proc. na instalacje OZE montowane na przydomowych budynkach czy gruntach – pod warunkiem funkcjonalnego związania produkcji energii z konsumpcją energii przez domowników. Ustawą przyjętą w ubiegłym miesiącu przez Sejm po poprawkach Senatu muszą się jednak ponownie zająć posłowie, zanim zostanie skierowana do podpisu prezydenta i wejdzie w życie.
W końcu na przełomie sierpnia i września rząd zaproponował dopłaty do inwestycji w domowe mikroinstalacje fotowoltaiczne do 5 tys. zł w programie „Mój Prąd”, którego budżet ma wynieść 1 mld zł i którego efekty widać już po kilku tygodniach od uruchomienia naboru wniosków.
Dzięki zastosowaniu uproszczonego mechanizmu procedowania wniosków po sześciu tygodniach od uruchomienia naboru wypłacono już ponad 1,5 tys. dotacji na łączna kwotę ponad 7,6 mln zł, wspierając instalację domowych systemów PV o mocy 8,85 MW.
Realizacja programu „Mój Prąd” przyczyni się więc już w tym roku do istotnego wzrostu zainstalowanego potencjału PV, na co największy wpływ mają jednak nadal projekty dofinansowane z unijnych regionalnych programów operacyjnych, w których na energetykę prosumencką przewidziano w poszczególnych województwach budżety liczone często w setkach milionów złotych.
Co dalej?
– Nikt nie ma dzisiaj wątpliwości, że system energetyczny wymaga bardzo dużych inwestycji i bardzo dużej transformacji. Kierunek demokratyzacji wytwarzania energii elektrycznej jest kierunkiem, z którego już nie mamy zamiaru zejść. Myślę, że jesteśmy wiarygodni, biorąc pod uwagę to, co już zostało wykonane – stwierdziła wczoraj minister Jadwiga Emilewicz podczas konferencji „Energetyka Obywatelska Teraz” zorganizowanej wczoraj podczas targów Poleko przez ruch „Więcej niż Energia”.
Efekty inwestycji w energetyce prosumenckiej w Polsce, w dużej mierze sfinansowanych dotychczas ze środków unijnych, widać wyraźnie.
Jeszcze na koniec 2015 roku, gdy mogliśmy mówić o początkach prosumeryzmu w Polsce, w naszym kraju funkcjonowało około 4,5 tys. mikroinstalacji. Tymczasem na koniec 2018 roku liczba krajowych prosumentów wzrosła do około 55 tysięcy, a w tym roku powinniśmy odnotować rekordowy wynik. Tylko jeden z operatorów sieci dystrybucyjnej, PGE Dystrybucja, pochwalił się, że w pierwszej połowie 2019 r. przyłączył do sieci około 20 tys. mikroinstalacji.
Minister Emilewicz i pozostali zwolennicy energetyki prosumenckiej w rządzie – jeśli po wyborach utrzymają swoje stanowiska – mają jednak jeszcze wiele do zrobienia
Potrzebne są dalsze ułatwienia procesu inwestycyjnego i doprecyzowanie rozliczeń prosumentów z zakładami energetycznymi, w tym w zakresie tzw. bilansowania międzyfazowego, co ma zostać wykonane w rozporządzeniu wskazanym w ostatniej nowelizacji ustawy o OZE. Wdrożenie takiego rozporządzenia powinno nastąpić, zgodnie z ustawą, najpóźniej w pierwszym kwartale przyszłego roku.
W końcu konieczne są rozwiązania systemowe, które ułatwią proces inwestycyjny w przedsiębiorstwach zużywających większe ilości energii i przez to potrzebujących większych instalacji OZE niż ustawowy próg mikroinstalacji 50 kW, dzięki czemu własna generacja stałaby się realnym narzędziem umożliwiającym ograniczenie kosztów drożejącej energii.
W tym kontekście potrzebne jest – sygnalizowane już przez największe firmy energochłonne – zliberalizowanie tzw. ustawy odległościowej, aby umożliwić firmom inwestycje nie tylko w fotowoltaikę, ale także we własne elektrownie wiatrowe, które obecnie mogą produkować najtańszą energię.
redakcja@gramwzielone.pl
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.