PSEW: Referenda nie pomogą wiatrakom – to fikcja
Branża wiatrowa komentuje najnowszy pomysł, aby do procedowanej w Sejmie ustawy o inwestycjach w elektrownie wiatrowe wpisać warunek przeprowadzenia referendum w gminach, w których elektrownie wiatrowe miałyby powstawać w odległości między 500 a 700 metrów od zabudowań. – To fikcja, referenda są nieopłacalne i nieefektywne – tak najnowszy pomysł na dodatkowe wymogi związane z lokalizowaniem farm wiatrowych komentuje Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej.
Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej odniosło się do pomysłu przeprowadzenia referendów w gminach, w których mogłyby powstać elektrownie wiatrowe w odległości między 500 i 700 metrów.
Początkowo rząd, przyjmując projekt ustawy liberalizującej zasady budowy farm wiatrowych, stanął na stanowisku, że elektrownie wiatrowe powinny powstawać z zachowaniem minimalnej odległości od zabudowań mieszkalnych wynoszącej 500 metrów.
Jednak podczas pierwszego czytania rządowego projektu w Sejmie przeforsowano poprawkę, aby minimalną odległość zwiększyć do 700 metrów. Taka zmiana wkluczyłaby nawet około 44 proc. proc. potencjalnych lokalizacji, w których spełniony byłby warunek minimalnej odległości turbin od domów.
Równolegle tuż przed najbliższym posiedzeniem Sejmu pojawiła się zapowiedź próby złagodzenia wrzuconej w ostatniej chwili poprawki, która zmieniła odległość minimalną na 700 metrów. Rozwiązaniem ma być fakultatywne referendum dla tych gmin, które chcą mieć wiatraki między 500 a 700 metrów od zabudowań.
Do tego pomysłu odniosło się Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej, oceniając, że to „propozycja w żaden sposób nie rozwiązuje problemu” i podkreślając, że 200 metrów przesunięcia granicy budowy wiatraków ma kolosalne znaczenie.
„To cios w najbiedniejsze gminy, których na referendum po prostu nie stać. Poza kwestią budżetową jest jeszcze ich zasadność. W ostatnich latach tylko 17% przeprowadzonych w Polsce gminnych referendów było ważnych. Wprowadzenie tego rozwiązania to dalsze niweczenie szansy na odblokowanie rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w Polsce” – czytamy w stanowisku PSEW.
PSEW ocenia, powołując się na analizę firmy Ember, że przyjęcie nowego wariantu przepisów oznaczać będzie, że do 2030 r. powstaną co najwyżej 4 gigawaty nowych mocy wiatrowych. Dla porównania, utrzymanie pierwotnie proponowanej przez rząd odległości 500 m oznaczałoby szansę na budowę w tym czasie ponad 10 GW nowych wiatraków na lądzie, czyli więcej niż podwojenie obecnych polskich mocy tego typu.
– Odejście od zasady 500 m oznacza istotne zmniejszenie możliwości inwestycyjnych w nowe źródła wiatrowe. Zmiana na 700 m powoduje, że potencjał mocy z wiatru jest zmniejszony o połowę, a w niektórych województwach stawianie farm wiatrowych nadal będzie niemożliwe – mówi Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Fikcyjne referendum
Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej przekonuje, że gminy czekają na nowe inwestycje wiatrakowe, bo to dla nich szereg korzyści finansowych i społecznych. Dlatego branża energetyki wiatrowej jest pewna ewentualnych wyników lokalnych głosowań.
– Wiemy, że Polacy akceptują i popierają rozwój tej technologii odnawialnych źródeł energii. Świadomość i akceptacja społeczności lokalnych dla lokalizacji obiektów wiatrowych stale wzrasta. Świadczą o tym wyniki licznych badań ankietowych i ponad 80% poparcie dla energetyki wiatrowej na lądzie. Problem w tym, że referenda to bariera nie do przejścia – są drogie i nieefektywne. To smutne, że po wielu ustępstwach i kompromisach ze strony branży i inwestorów, uderzono tym razem w tych, którzy mogliby najlepiej skorzystać na rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie – w samorządy i mieszkańców – dodaje Janusz Gajowiecki.
PSEW ocenia, że fakultatywne referenda będą tylko „fikcyjną próbą naprawienia wyrządzonych przez poprawkę 700 metrów szkód i że ich organizacja wymaga wiele wysiłku i kosztów, które pokrywa się z budżetu jednostki samorządu terytorialnego”.
„Stracą na tym najbiedniejsze gminy, które czekają na nowe inwestycje wiatrakowe w okolicy, ale nie będziecie ich na to po prostu na to stać, a miliony złotych z tytułu podatków pozostaną tylko w sferze marzeń. To także jawna dyskryminacja – w Polsce dla żadnych innych inwestycji, zarówno z zakresu odnawialnych źródeł energii, jak inwestycji liniowych (np. autostrady, linie elektroenergetyczne wysokiego napięcia, ropociągi, linie kolejowe), w zakresie elektrowni jądrowej, Centralnego Portu Komunikacyjnego, czy też znacząco oddziałujących spalarni śmieci, nie wymaga się przeprowadzania referendum lokalnego. Ponadto wiatraki muszą i tak znaleźć się w planie zagospodarowania przestrzennego, czyli dokumencie szeroko konsultowanym w każdej gminie” – ocenia PSEW.
redakcja@gramwzielone.pl
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.
700 m jest ok. Tak, obali to wiele starych projektów i zmusi deweloperów do zmiany mpzp, ale za to coś się będzie działo. Tutaj nie chodzi o budowę elektrowni wiatrowych tylko o deweloperkę