Coraz trudniejsza sytuacja w branży wiatrowej
Ustawa 10H blokująca rozwój lądowej energetyki wiatrowej w Polsce i trudności z personelem na budowanych farmach to tylko niektóre z wyzwań, z jakimi musi mierzyć się branża wiatrowa. O problemach związanych z rozwojem tego sektora rynku OZE rozmawiamy z Januszem Gajowieckim, prezesem Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Gramwzielone.pl: Jakie są obecnie największe wyzwania dla branży wiatrowej w Polsce?
Janusz Gajowiecki: Dzisiaj podstawowym czynnikiem blokującym rozwój lądowej energetyki wiatrowej w Polsce jest ustawa 10H, która jest jedną z najbardziej restrykcyjnych ustaw lokalizacyjnych w Europie. Oczywiście są także inne problemy, takie jak przyłączenie do sieci, której operatorzy dosyć konserwatywnie obstają za przyłączaniem różnych źródeł energii.
Ponadto nie przeznacza się odpowiednich nakładów na rozbudowę infrastruktury, nie tylko na twarde inwestycje, ale też na zarządzanie siecią, systemy automatyczne, smart grid, które pozwalają na odpowiednią integrację większej liczby źródeł w sieci elektroenergetycznej.
Kolejny element stanowiący barierę to brak możliwości realizacji inwestycji na poziomie tzw. linii bezpośredniej, która łączy np. zakład produkcyjny zużywający dużą ilość energii elektrycznej z kilkoma wiatrakami. Obecnie trwają prace nad takimi przepisami, niemniej jednak dzisiaj bezpośrednie podłączenie jest niemożliwe do zrealizowania.
W jaki sposób wojna w Ukrainie wpływa na inwestycje wiatrowe w naszym kraju?
– Wojna w Ukrainie już na zawsze zmieniła ścieżkę rozwoju europejskiej transformacji energetycznej. Widzimy obecnie, jak krucha jest energetyka oparta na paliwach kopalnych, które w większości importujemy. Dziś przyspieszenie transformacji i umożliwienie nowych inwestycji w OZE, w tym w źródła wiatrowe, jest koniecznością.
Oprócz impulsu do zmian wojna w Ukrainie i ogłoszona w związku z tym powszechna mobilizacja odbiera także pośrednio polskim firmom ręce do pracy. Dla pracodawców, u których Ukraińcy stanowili mocny trzon zespołu, oznacza to spore problemy organizacyjne i opóźnienia w realizowanych inwestycjach, m.in. w budowanych farmach wiatrowych.
Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej zwróciło się do rządu o odroczenie na co najmniej 18 miesięcy terminu wprowadzenia do sieci pierwszej energii wytworzonej z projektów OZE, które wygrały aukcje w latach 2020 i 2021. Dlaczego? I czy jest jakiś odzew w tej sprawie?
– Zgadza się. Cała branża wiatrowa obawia się opóźnień, dlatego Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej zaapelowało do rządu właśnie o odroczenie terminu wprowadzenia do sieci pierwszej energii wytworzonej z projektów odnawialnych źródeł energii, które wygrały aukcje w 2020 i 2021 roku.
Wiele naszych firm członkowskich współpracujących z firmami budowlanymi raportuje problemy, z których największym jest personel. Często stanowili go obywatele Ukrainy, którzy teraz wyjechali walczyć o swoją ojczyznę. W efekcie branża wiatrowa, pomimo dochowania wszelkiej staranności po swojej stronie, sygnalizuje problemy z harmonogramem realizacji swoich przedsięwzięć.
Trudna sytuacja prawdopodobnie nie zakończy się wcześniej niż za rok, dlatego PSEW nie tylko apeluje o wydłużenie terminów wytworzenia, ale też wskazuje, że potrzebne są również dłuższe terminy wygaśnięcia pozwoleń na budowę czy też warunków przyłączenia. Nasze postulaty zostały przekazane do MKiŚ, czekamy na odpowiedź resortu.
Pod koniec marca 10 organizacji reprezentujących 11,5 tys. firm oraz niemal 700 gmin zaapelowało do rządu o odblokowanie rozwoju lądowej energetyki wiatrowej poprzez zniesienie zasady 10H, która w 2016 roku praktycznie zablokowała nowe inwestycje w lądowe farmy wiatrowe. W jaki sposób musiałyby się zmienić przepisy, aby Państwa zdaniem rozwój branży wiatrowej w Polsce mógł ruszyć pełną parą?
– Praktycznie od chwili wejścia w życie ustawy w 2016 roku zarówno Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej, jak i zrzeszone środowiska samorządowe apelowały o złagodzenie ustawy, wskazując, że jej zapisy, a szczególnie zasada 10H, są szkodliwe dla środowiska, lokalnych społeczności i gospodarki. Przepisy te całkowicie zablokowały rozwój nowych projektów elektrowni wiatrowych w gminach.
Ostatni apel w sprawie 10H to znacznie mocniejszy i donośniejszy głos w publicznej dyskusji, który z pewnością nie umknął uwadze rządu. Z punku widzenia polskiej gospodarki i odbiorców energii tzw. ustawa odległościowa jest nieracjonalna. Nowy projekt przygotowany przez resort rozwoju łagodzi wprowadzoną w 2016 roku zasadę 10H, czyli przepis, zgodnie z którym odległość instalacji wiatrakowej od zabudowy czy terenów chronionych wynosić ma 10-krotność wysokości takiej instalacji.
Dlatego projekt noweli zakłada ich złagodzenie i przewiduje, że decyzje o lokalizacji wiatraków mają podejmować gminy, a lokalne społeczności będą miały większy udział w konsultacjach. Obecnie ustawa przeszła w ręce resortu klimatu, co bardzo cieszy branżę i daje realne szanse na długo oczekiwane zmiany.
Raport Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej pokazuje, że nowe farmy wiatrowe przy najlepszym scenariuszu rozwoju zagwarantują 70–133 mld zł przyrostu PKB, 490–935 mln zł dodatkowych wpływów do samorządów, ok. 80 mld zł zamówień na produkty i usługi w łańcuchu dostaw oraz 51–97 tys. nowych miejsc pracy w perspektywie do 2030 roku. Co jest potrzebne, aby taki scenariusz wprowadzić w życie?
– Korzyści, które Pani wymieniła, to tzw. local content, czyli poziom zysku polskich firm oraz przemysłu. Local content jest obecnie kluczowym wyzwaniem dla rozwoju i transformacji energetyki w Polsce. Aby zrealizował się ten ambitny scenariusz, konieczne jest wypracowanie oraz wdrożenie rozwiązań pozwalających na zatrzymanie jak największej kwoty inwestycji w krajowej gospodarce, rozwój łańcucha dostaw i eksportu polskich firm.
Niestety – bez zmian w prawie może nie powstać żadna nowa elektrownia wiatrowa. Bez złagodzenia zasady 10H, o której mówiłem wcześniej, Polska, nasi konsumenci i gospodarka będą mieli ogromne problemy. Nie tylko cały przemysł zaprzepaści szanse rozwoju i podniesienia konkurencyjności – stracą też obywatele, którzy już dziś mierzą się z drakońskimi podwyżkami cen prądu.
Niekontrolowane wzrosty cen może powstrzymać jedynie budowa nowych mocy w energetyce wiatrowej na lądzie. W przeciwnym wypadku konsekwencje mogą być dramatyczne, jeżeli chodzi o koszty energii. Raport pokazuje, że dalsze utrzymywanie się̨ restrykcyjnych przepisów ograniczających lokalizację w postaci tzw. zasady 10H będzie oznaczać dalszy zanik mocy produkcyjnych i firm usługowych dla branży.
Katarzyna Bielińska
katarzyna.bielinska@gramwzielone.pl
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.