Prof. Z. Myczkowski: ustawa krajobrazowa to zły kierunek działania
{więcej}Zachęcamy do lektury wywiadu z profesorem Zbigniewem Myczkowskim z Instytutu Architektury Krajobrazu Politechniki Krakowskiej na temat wpływu elektrowni wiatrowych na krajobraz w kontekście prac nad tzw. ustawą krajobrazową, która przez branżę wiatrową jest nazywana „ustawą antywiatrakową”.
Portalsamorzadowy.pl: Czy nowelizacja ustawy o ochronie krajobrazu przygotowana przez Kancelarię Prezydenta jest potrzebna, czy może wystarczyłoby lepiej wykorzystywać możliwości jakie dają istniejące już przepisy?
– Zbigniew Myczkowski profesor Instytutu Architektury Krajobrazu Politechniki Krakowskiej: Bardzo dobrze, że rozpoczęła się dyskusja na ten temat i to inspirowana z tak wysokiego szczebla. Już samo to, że zwrócona została uwaga na problemy, jakie dotykają tej sfery życia, jest bardzo ważne. Nie da się jednak ukryć, że sam projekt tej potrzebnej ustawy jest stworzony z wieloma usterkami.
Wiele z nich lepiej byłoby zastąpić sprawdzeniem tego, dlaczego w funkcjonującym już prawie skuteczność ochrony krajobrazu nie jest wystarczająca. Przy okazji dodam, że jednym z powodów zaniedbań w tej dziedzinie jest to, że departamenty zajmujące się ładem przestrzennym zostały jeszcze przed wielu laty w ministerstwach zajmujących się tymi tematami zlikwidowane.
Prezydencka ustawa została potraktowana przez środowiska kompetentne jako odkurzacz do reklam, aczkolwiek kryje się w niej ten paradoks, że z tego odkurzacza może się zrobić coś zupełnie odwrotnego – czyli wiatrak do reklam.
Coś, co będzie napędzało jeszcze rynek reklamowy i jednocześnie nabijało kasę lokalnym samorządom. Bo przecież jest tam zapisane prawo gmin do ustalania opłat za ustawianie reklam. Czyli może się to skończyć podobnie jak z ustawianiem gminnych fotoradarów, w których przypadku często padają oskarżenia, że nie chodzi o zwiększenie bezpieczeństwa tylko o zarobek.
Głównym niedostatkiem tego projektu jest to, że zajmując się krajobrazem, czyli czymś, co jest najbliższe samorządom, skupia się przede wszystkim na szczeblu regionalnym.
Projektowi można zarzucić więc, że ma zły kierunek działania – od ogółu do szczegółu, a nie odwrotnie. Zajmuje się krajobrazem na szczeblu regionalnym i tam upoważnia urzędników do żądania audytów, nawiasem mówiąc zaproponowany sposób i wysokość ich finansowania dalekie są od realiów.
Poza tym nowe narzędzia, które ustawa proponuje są dalece bardziej skomplikowane od tego, co mamy w tej chwili. A przecież wystarczyłoby w sposób konsekwentny respektować warunki studiów krajobrazowych, do obowiązujących studiów uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego i już to zaczęło by nam krajobraz uporządkowywać na poziomie powszechnym. Można by rozpocząć walkę z tym co najgorsze.
Mówi pan, że samorządy mogłyby pójść w stronę wykorzystywania proponowanych w ustawie rozwiązań do zarabiania na reklamach, ale z drugiej strony zachęca do lokalnego podejścia do problemów zaśmiecania krajobrazu. Jak to pogodzić?
– Światłe samorządy to takie, które zrozumiały, że wartość krajobrazu przekłada się na wartość ich funkcjonowania. Są to choćby te, na których terenie położone są parki narodowe. One wiedzą, że mogą zaistnieć pozytywne formy ochrony krajobrazu, które gwarantują jego atrakcyjność, a ta jest dźwignią do korzyści ekonomicznych dla gminy.
Przeniesienie decyzji na poziom regionalny daje za to podstawy do obaw, że ta ustawa stworzy jedynie pewne pozory działania.Obawiam się, że będzie skutkowała spłycaniem tematu. Może to doprowadzić, do takich udawanych ruchów – wykazywania się tym, że coś się w tej dziedzinie robi, natomiast skuteczność tych działań dla krajobrazu całego kraju – a nie jego wyjątkowych fragmentów, które i tak już są wystarczająco obwarowane przepisami ochronnymi – będzie żadna.
W województwie małopolskim prawnie chronione jest 66 proc. powierzchni, tylko jest chronione za mało skutecznie. Jedyna prawdziwa ochrona krajobrazu odbywa się w parkach narodowych.
Tam uprawnienia dyrektora są równe uprawnieniom wojewody, co rzeczywiści jest skuteczne. To jednak jest 1,1 proc. powierzchni kraju. Już parki krajobrazowe nie spełniają swojej roli, bo po zmianach prawnych w 2008 roku kadra przeszła z nich do regionalnych dyrekcji ochrony środowiska, a te nie mają skutecznych narzędzi ochrony krajobrazu. Mogą się jedynie odwoływać do ogólnej Europejskie Konwencji Ochrony Krajobrazu. Ta jest przez Polskę podpisana, ale nie jest jednak implementowana do naszego prawa.
Wracając do samorządów, to myślę, że zapędy tych mniej świadomych, mogłaby powstrzymać sugerowana od dawna przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska zmiana wprowadzająca zakaz stawiania reklam w odległości 100 m od przestrzeni publicznej, jakimi są drogi. To moim zdaniem dobre rozwiązania, bo to, co mamy teraz w miejscach, gdzie prywatne drogi przylegają do dróg i autostrad, to bezbronność krajobrazu. Wokół naszych dróg następuje zamykanie krajobrazu, który jest przecież dobrem publicznym.
Wspomniana konwencja europejska mówi o planowaniu krajobrazu i publicznej, czyli zbiorowej odpowiedzialności za to. Ten konflikt przestrzeni prywatnej i publicznej jest tutaj kluczowy. Trzeba go rozwiązać, respektując zasadę proporcjonalności i zasadę najistotniejszą dla krajobrazu, czyli harmonię.
Ustawa rzeczywiście zwróciła uwagę na ochronę krajobrazu, jednak dyskusja toczy się głównie wokół problemu dominant krajobrazowych i możliwości rozwoju niektórych dziedzin OZE, przede wszystkim farm wiatrowych.
– Jestem autorem kilkudziesięciu ekspertyz oddziaływania elektrowni wiatrowych na krajobraz i wiem, że tu sytuacja jest bardzo trudna. Definicja dominanty zaproponowana w ustawie zupełnie rozmija się z tym, czym jest np. zespół elektrowni wiatrowych w krajobrazie Wielkopolski czy Pomorza. Bo trzeba rozpatrywać to w całości wraz z płaszczyzną widokową, tłem i akcentem. Trzeba choćby pamiętać, że taka farma widziana z właściwej odległości 2,5 -3 km nie jest już dominantą.
A co pan sądzi o dyskusji wokół wiatraków. Niektórzy chcą całkowitego zakazu ich stawiania. Czy wiatraki niszczą krajobraz?
– Samorząd ma kompetencje, aby takie decyzje jak ograniczanie liczby powstających farm wiatrowych podejmować, ale powinien to robić w sposób zrównoważony. Ja sam już miałem taki przypadek, że odmówiłem opracowania dla konkretnej lokalizacji farmy, ponieważ z góry wiedziałem, że to strata czasu, bo to na pierwszy rzut oka nie było miejsce dobre dla elektrowni wiatrowej.
Nie jestem jednak przeciwnikiem farm, ale oczywiście wszystko jest kwestią lokalizacji, wysokości siłowników i ich mnogości. Rzeczywiście, dzisiaj te wiatraki są coraz wyższe i to jest problem.
Być może za jakiś czas, z rozwojem badań i techniki, będzie można energię z wiatru wykorzystywać bez aż tak istotnego oddziaływania na walory krajobrazu. Dzisiaj trzeba jednak szukać rozwiązań pośrednich. Jeżeli pozycja farmy w lokalnym krajobrazie jest potwierdzona badaniami, a do tego robi się nawet studia z nalotów samolotowych, to jest to prawdziwy, rzetelny sposób oceny możliwości zlokalizowania konkretnej farmy, w konkretnym miejscu. Z założenia jest przeciwnikiem budowania takich obiektów w bezpośrednim czy nawet pośrednim sąsiedztwie obszarów już objętych jakąś formą ochrony. To jest oczywiste.
Tam, gdzie te formy ochrony nie istnieją, a lokalizacja jest potwierdzona odpowiednimi badaniami, to musimy się na pewne rzeczy godzić, bo jakże mamy dojść do 15 procent energii odnawialnej, blokując to jakimiś ograniczeniami, które znowu są przechylaniem wahadła w drugą stronę?
Trzeba cały czas szukać środka, równowagi. Jeszcze raz podkreślam, że takie lokalizacje muszą być każdorazowo dokumentowane dla konkretnego miejsca, nie ma możliwości, żeby tego typu inwestycje powstały w myśl odgórnych założeń.
To samo zresztą dotyczy powstających gigantycznych farm fotowoltaicznych, które mają zupełnie inny kontekst w krajobrazie wielkich przestrzeni prerii amerykańskich, a zupełnie inny u nas w Polsce. Jesteśmy Polską, czyli Polanami, Małopolanami, Wielkopolanami i ta skala „polan” w naszym języku jest jakąś tożsamością miejsca w polskim krajobrazie. To jest nasza specyfika i musimy ją chronić.
Wierzy pan, że te zmiany pójdą w dobrą stronę, że nie będziemy krajem w którym nie ma krajobrazu, lecz są tylko reklamy?
– Trzeba być optymistą. Musimy przecież uszanować swój kraj. Jesteśmy skazani na rozwój, a rozwój oznacza postęp. Pewnie, że obecni deweloperzy, ci którzy przede wszystkim nie szanują siebie, są nie rozwijaczami, tylko zwijaczami krajobrazu. Działają na zasadzie: zainwestujmy, zaróbmy szybko pieniądze, a po nas to już tylko potop.
Ludzie już się jednak dużo nauczyli jeśli chodzi o samorządzenie. Nasze samorządy na wielu szczeblach są bardzo sprawne i dobrze sobie radzą, ale główną sprężyną działania – także w kwestii krajobrazu – nie może być zysk. Nie jest to kategoria etycznie i moralnie akceptowalna.
Musi być ład, a jak jest ład to jest ładnie, i musi być harmonia, czyli współbrzmienie. Trzeba to zrównoważyć. Jak mówił profesor Kostrowicki, można zafałszować statystyki, można zafałszować sprawozdania i raporty, krajobrazu zafałszować się nie da. On zawsze powie prawdę o nas, o tym, jakimi jesteśmy gospodarzami. Krajobraz jest absolutnie najlepszym weryfikatorem owej równowagi. Demokracja dała samorządom wolny wybór i dlatego nie będziemy żyli w otoczeniu piękniejszego krajobrazu niż ten, na jaki zasługujemy.
Czy nie jest tak, że problem wiatraków przyćmiewa ostatnio ważniejszą kwestię, czyli – jak pan to określił – zamykanie krajobrazu przez reklamy?
– W dużym stopniu tak, ale skoro mówiłem o potrzebie równowagi, to krytykując reklamy, pamiętajmy, że reklama może też być czymś pozytywnym. Od tego jest przecież nauka, która się nazywa komunikacją wizualną i to jest gigantyczna dziedzina wiedzy. Mamy w Polsce znakomitych specjalistów, wręcz światowej klasy na wydziałach sztuk pięknych naszych akademii. Reklama nie będzie wzbogacać krajobrazu, ale na pewno może być czymś, co przynajmniej będzie zharmonizowane z otoczeniem. Oczywiście z założenia ma ona w sobie krzykliwości i hałaśliwości i to jest jej cecha, która nie wszystkim odpowiada.
Sytuacja z urządzeniami wiatrowymi, siłownikami jest o tyle inna, że, to wymysł myśli technicznej człowieka i jako taki ma być przede wszystkim efektywny. Można go przy tym tak projektować, żeby był jak najmniej ekspansywny. I do tego trzeba dążyć.