Dlaczego polski rząd nie widzi potencjału w prosumenckich instalacjach PV?

Dlaczego polski rząd nie widzi potencjału w prosumenckich instalacjach PV?
foto: Yingli Green Energy press

{więcej}Jak wiemy Polska ma do spełnienia cel narzucony/wynegocjowany z Komisją Europejską w postaci produkcji prądu z OZE w wysokości 15% do 2020 roku. Na chwilę obecną szacunki mówią o ok. 11% udziale OZE w ogólnej produkcji. To i dużo i mało. W zależności jak na to spojrzeć.

Dużo bo według informacji Polskich Sieci Energetycznych SA moc osiągalna elektrowni krajowych w trakcie szczytu porannego i wieczornego to ok. 38GW, czyli OZE to jakieś 4 GW mocy. Tymczasem według URE w Polsce mamy 5 GW. Widać każdy liczy inaczej. Ale z drugiej strony to mało, bo na tę obecną moc OZE składają się np. już istniejące elektrownie wodne (których dużo więcej i szybciej nie da się dobudować) oraz nieszczęsne współspalanie, które jest tylko mydleniem oczu społeczeństwu, że to OZE i zielony prąd. Reasumując, mamy kilka lat na dobudowanie brakujących 2 GW OZE – ale tak naprawdę zapewne 3-4 GW – zastępując współspalanie prawdziwym OZE.

I tu z pomocą może przyjść polskie społeczeństwo, które cały czas jest praktycznie pomijane w liczeniu mocy OZE w skali kraju.

REKLAMA

Według Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2011(strona 27) w Polsce jest 5.522.000 domów jednorodzinnych, 447.000 wielorodzinnych i 4.000 zbiorowego zakwaterowania (czyli pewnie blokowiska). Gdyby tylko 30% z tych domów miało OZE to powinniśmy sądzić, że to utopia? Że to nierealne i pomijalne w skali kraju?

Chcecie przeliczyć moce? Proszę, przeliczmy. Ilość domów w Polsce to 5.522.000 + 447.000 * 30% = 1.790.700 domów mieszkalnych * 3kW średnio na każdym z nich = 5,372 GW. A do tego może dojść część blokowisk i różnych obiektów przemysłowych. Nadal mało? A ani jednego kawałka ziemi to nie zajmuje… I wierzby nie trzeba sadzić, i lasów wycinać. I wspólspalanie można by sobie odpuścić lub znacznie ograniczyć.

REKLAMA

Obecnie moc w szczycie popytu w Polsce wynosi ok. 25 GW. Agencja Rynku Energii prognozuje, że w roku 2030 moc w szczycie wyniesie ok. 33 300 MW. Wiem, że szczyt popytu nie pokrywa się ze szczytem produkcji OZE, ale ostatnio coraz więcej badań pokazuje, że w słoneczne letnie dni bardzo rośnie popyt także w dzień – przez klimatyzację. A wtedy i PV daje swój szczyt.

W tym momencie ktoś powie, że sieć przesyłowa nie wytrzyma takiej ilości nowych prosumenckich instalacji OZE. Nic bardziej mylnego. Takie rozbudowanie instalacji prosumenckich nie wymaga inwestycji w sieć energetyczną, bo każdy dom ma przyłącze minimum 10kW (a wiele 16kW). A ja pisałem o instalacjach TYLKO 3kW. Tak więc każda obecna instalacja to wytrzyma, bo będzie pracować max na 30% swojej mocy. Bo skoro Kowalski może pobierać taką moc z sieci, to i może ją oddawać do sieci. Poza tym model prosumencki zakłada głównie konsumpcję na własne potrzeby i odsprzedaż tylko nadwyżek, które i tak zostaną pobrane przez najbliższych odbiorców – sąsiadów prosumenta (założyliśmy, że tylko co trzeci dom będzie miał OZE). Czyli ta energia nawet nie trafi w znaczących ilościach do sieci średniego czy wysokiego napięcia.

Świadomość ludzi w sprawie OZE rośnie, coraz więcej osób zastanawia się nad instalacją kilku kW PV – wiem, bo jak sam założyłem swoją instalację PV 4,8kW to w ciągu kilku tygodni sąsiedzi zaczęli się dopytywać co, jak i za ile można zrobić.

Potrzeba tu jednak dwóch bardzo ważnych „drobiazgów”. Państwo polskie powinno wyciągnąć rękę do prosumenta. Podstawą nie są kiedyś obiecywane taryfy gwarantowane na poziomie 1,2 zł/kWh. Nie jest to potrzebne. Wystarczy pełne bilansowanie produkcji w cyklach styczeń-czerwiec i lipiec-grudzień. Czyli jak w dzień wtłoczę do sieci 20kWh to w nocy będę mógł je odebrać, ale nie ponosząc kosztów przesyłu i innych tego typu opłat. A jak w skali półrocza okaże się, że mam trochę nadprodukcji to stawka niech wyniesie nawet to magiczne 80% ceny hurtowej prądu.

Drugim „drobiazgiem” powinna być łatwa i prosta metoda dopłat do inwestycji. Nie tylko tak jak zakłada program PROSUMENT, ale dodatkowo mechanizm dużo prostszy i krótszy. Tak jak część gmin dofinansowuje budowę przydomowych oczyszczalni ścieków: składa się w Urzędzie Gminy faktury zakupu urządzeń, fakturę od firmy montującej lub zaświadczenie z takiej firmy, że zamontowano samemu, ale zgodnie ze sztuką. I to wszystko. Po 2-3 tygodniach zwrot 60% udokumentowanych kosztów inwestycji. Łatwo, szybko i logicznie. Chyba w każdym Urzędzie Gminy jest komórka zajmująca się ochroną środowiska. A w Polsce jest blisko 2500 gmin. Sami już przeliczcie, jaka to może być miesięcznie ilość nowych instalacji prosumencki po 3kW każda, zakładając tylko 5 instalacji w miesiącu. Mi z wyliczeń wyszło 37,5 MW miesięcznie. W roku 450 MW nowych instalacji. Do 2020 roku ok. 3 GW nowych prosumenckich instalacji. Nie wspominając już o setkach nowych miejsc pracy, bo ktoś to musi zainstalować i potem serwisować.

Prosument „Putas” /pvmonitor.pl