Plan zmiany ogrzewania na ekologiczne wstrząsnął polityką Niemiec
W ubiegłym miesiącu niemiecki Bundestag przyjął ustawę o ciepłownictwie. Wypracowanie kompromisu okazało się trudne i zajęło niemieckim politykom sporo czasu. Ostatecznie za wprowadzeniem ustawy głosowało 399 posłów, ale aż 275 było przeciw. O związanych z nią kontrowersjach i rynku grzewczym u zachodnich sąsiadów Polski w rozmowie z portalem Gramwzielone.pl opowiada Michał Kędzierski, główny specjalista w Zespole Niemiec i Europy Północnej Ośrodka Studiów Wschodnich.
Barbara Blaczkowska: Dlaczego przyjęta na początku października ustawa o efektywności energetycznej budynków w Niemczech budziła tak duże kontrowersje?
Michał Kędzierski: Przede wszystkim stanowi ona bezpośrednią ingerencję w decyzje obywateli dotyczące ich nieruchomości, tego, czym będą mogli w przyszłości ogrzewać swoje mieszkania i domy, co w oczywisty sposób stanowi przedmiot ich zainteresowania. Pierwszy projekt ustawy z początku roku, który wskutek przecieku trafił do mediów, dalece ograniczał możliwość montowania od 2024 r. kotłów gazowych i olejowych, a przy tym wyraźnie faworyzował pompy ciepła. W dość powszechnej opinii ustawa została przy tym po prostu źle przygotowana, zwłaszcza zaś w tym wymiarze komunikacyjnym. Wywołała wręcz wielotygodniową medialną burzę, u której podstaw leżały obawy Niemców zwłaszcza o koszty inwestycji w ekologiczne instalacje oraz sprzeciw wobec – w odczuciu wielu – prób wymuszania stawiania na określone rozwiązania.
W ten sposób przepisy stały się bodaj głównym tematem politycznego sporu w Niemczech w pierwszej połowie roku, powodem poważnego kryzysu wewnątrz koalicji rządzącej, która zresztą bardzo wyraźnie ucierpiała wizerunkowo, a jej notowania u wyborców mocno spadły.
Jak uchwalenie nowelizacji ustawy zmienia sytuację odbiorców energii w Niemczech? Czy ktoś próbował policzyć koszty, jakie pociągnie za sobą wdrożenie nowych zasad – globalnie, w przeliczeniu na gospodarstwo domowe?
Podejmowane były różne próby szacowania kosztów, które jednak obarczone są dużą niepewnością. Trudno jest oszacować, ile gospodarstw domowych zdecyduje się na poszczególne technologie czy jak rozwinie się rynek. Według samych autorów ustawy roczne koszty miałyby przekraczać 9 mld euro.
Początkowo jednak niewiele się zmieni. Od 2024 r. ustawa obejmie niewielką część rynku. Dopiero po przyjęciu przez poszczególne gminy tzw. komunalnych planów ciepłowniczych (co ma nastąpić w 2026 r. dla gmin powyżej 100 tys. mieszkańców i w 2028 r. dla mniejszych) przepisy mają w pełni wejść w życie. Wówczas Niemcy będą mogli decydować się tylko na instalacje grzewcze, które będą pracować w co najmniej 65 proc. w oparciu o odnawialne źródła energii. Według definicji ustawodawcy taki wymóg spełniają pompy ciepła, ogrzewanie z sieci ciepłowniczej, kotły na biomasę, elektryczne, hybrydowe (pod określonymi warunkami), kolektory słoneczne oraz instalacje gazowe, jeśli są przystosowane do późniejszego przestawienia na wodór lub jeśli sieć gazowa będzie w coraz większym stopniu opierać się nie na gazie ziemnym, lecz biometanie.
W zasadach, które mają obowiązywać na gruncie niemieckim, jest rozróżnienie na budynki położone na obszarach przeznaczonych pod nową zabudowę, których nowe zasady dotyczyć będą już od stycznia 2024 r., oraz pozostałe nieruchomości – i to nie tylko już istniejące, ale też powstające na już zabudowanych obszarach. Dla nich nowe zasady zaczną obowiązywać później. Czy wiadomo, jakiego procenta budynków wprowadzane przepisy dotyczyć będą już od 2024 r.?
Nie dysponuję pod ręką takimi wyliczeniami, ale z pewnością chodzi o niewielki ułamek rynku. Co zresztą istotne, w nowym budownictwie odchodzenie od kotłów gazowych i olejowych i przechodzenie na pompy ciepła jest już rzeczywistością. W 2022 r. udział pomp ciepła w tym segmencie rynku wynosił już 51 proc., a podłączenie do sieci ciepłowniczej 24 proc. Na kotły gazowe przypadło tylko 17 proc. 10 lat temu było odwrotnie – połowa Niemców decydowała się na gaz, a co piąty na pompy ciepła.
Warto tu jednak dodać, że w ogólnym rozrachunku, jeśli spojrzymy nie tylko na sprzedaż instalacji grzewczych dla nowych budynków, lecz cały rynek, obejmujący wszystkie budynki (np. wymiany starych urządzeń na nowe), wciąż najbardziej popularne są kotły gazowe, choć również tu ich udział powoli spada. W 2022 r. wyniósł on 61 proc., podczas gdy na pompy ciepła przypadło 24 proc. Dla porównania w 2019 r. było to odpowiednio 78 proc. i 12 proc.
Wśród urządzeń spełniających definicję OZE w niemieckiej ustawie o efektywności energetycznej budynków są pompy ciepła. Rynek tych urządzeń ostatnio mierzył się z pewnym kryzysem. Po boomie na pompy ciepła odnotowanym w zeszłym roku ostatnio BAFA alarmowała, że liczba wniosków o dotacje do zakupu i instalacji pomp spadła o ponad 70 proc. Przyczyną miało być oczekiwanie na nowe zasady dofinansowania. Czy już są one jasne i czy wpłynęły na zmianę tej sytuacji?
Resort gospodarki przedstawił propozycję nowych zasad, ale nie zostały one jeszcze finalnie przyjęte przez rząd. Powinno to jednak nastąpić w najbliższych tygodniach, bo mają wejść w życie od 1 stycznia 2024 r. Program wsparcia finansowego ma opierać się na trzech filarach: dofinansowanie w wysokości 30 proc. kosztów dla wszystkich, kolejnych 30 proc. dla gorzej sytuowanych obywateli oraz bonusu za szybką decyzję w wysokości 20 proc. Suma dofinansowania została jednak ograniczona do 70 proc. zgłoszonych kosztów, przy czym maksymalnie można otrzymać 21 tys. euro.
Jak wspomniałem, to jednak nie jest jeszcze zatwierdzony kształt – prawdopodobne są drobne zmiany. Na przykład mówi się o zwiększeniu bonusu za szybką decyzję do 25 proc., aby wesprzeć rodzimych producentów pomp ciepła, którzy obawiają się flauty na rynku i wstrzymywania się Niemców z decyzją o inwestycji w nowe instalacje grzewcze.
Raport Komisji Europejskiej pokazywał, że w 2021 r. europejski przemysł pomp ciepła w całym łańcuchu wartości zapewniał około 73 proc. obecnego zapotrzebowania na pompy ciepła w Unii Europejskiej. Z drugiej strony według informacji Międzynarodowej Agencji Energetycznej w 2022 r. około 40 proc. pomp ciepła na świecie produkowanych było w Chinach i większość tego eksportu trafiła do Europy. Czy branża pomp ciepła w Niemczech obawia się konkurencji z Azji i USA i czy jest w stanie sobie z nią poradzić?
Oczywiście, takie obawy są w Niemczech obecne i są bardzo wyraźnie artykułowane w debacie. Niemieccy wytwórcy obawiają się zwłaszcza niższych kosztów produkcji u azjatyckiej konkurencji, które – jak się spodziewają – będą odgrywać coraz większą rolę. Przywiązanie Niemców do rodzimych technologii, wciąż jeszcze wyraźnie widoczne, będzie z czasem ustępować w coraz większym stopniu cenie produktu.
Najbardziej spektakularnym wyrazem obaw jest wiosenna decyzja właścicieli Viessmanna – znanej niemieckiej firmy o długich tradycjach – o sprzedaży firmy Amerykanom. W tle miała być właśnie przede wszystkim próba konsolidacji w obawie przed azjatycką konkurencją na europejskim rynku pomp ciepła.
Kolejną obawą branży może być nowelizacja rozporządzenia f-gazowego, przewidująca stopniowe wycofywanie gazów fluorowanych, które są powszechnie używanym czynnikiem chłodniczym w pompach. Czy niemiecka branża pomp ciepła będzie w stanie utrzymać oczekiwaną podaż urządzeń odpowiadających nowym wymogom?
O ile mi wiadomo, niemieccy producenci w większości już stawiają na inne, bardziej ekologiczne rozwiązania i nie będą należeć do najbardziej dotkniętych tymi regulacjami firm. W Niemczech spekuluje się zresztą, że to jest forma pośredniego, regulacyjnego uderzenia w azjatycką konkurencję.
Ile fabryk pomp ciepła działa w Niemczech i czy są plany budowania nowych lub znaczącego zwiększania mocy produkcyjnych? Niemieccy producenci ostatnio wybierali Polskę, Czechy, Słowację na lokalizację nowych zakładów produkcji pomp ciepła – dlaczego?
Dokładnych danych niestety nie przytoczę. Niemieccy producenci w ostatnich miesiącach komunikowali jednak inwestycje w nowe zdolności produkcyjne zarówno w Niemczech, jak i krajach ościennych w oczekiwaniu na spodziewany – i politycznie obiecany – boom na pompy ciepła. Niemieccy wytwórcy byli wyraźnie do tego zachęcani przez rząd federalny, dla którego pompy ciepła stanowią wiodące rozwiązanie w kwestii dekarbonizacji ogrzewnictwa. Szereg analiz pokazuje, że aby wypełnić cele polityki klimatycznej w Niemczech, liczba pomp ciepła powinna do 2030 r. wzrosnąć tam do 6 mln z obecnie około 1,5 mln. Celem obecnego rządu jest montaż 500 tys. pomp ciepła rocznie od przyszłego roku. W tym roku licznik prawdopodobnie zatrzyma się gdzieś w okolicach 350 tys. sztuk.
A dlaczego Niemcy stawiają na inwestycje w Polsce, Czechach czy na Słowacji? Najprawdopodobniej chodzi o wciąż niższe niż w Niemczech koszty pracy, a jednocześnie sprzyjające inne czynniki, jak bliskość geograficzna, dobra infrastruktura, lepsze warunki regulacyjne czy podatkowe.
Barbara Blaczkowska
barbara.blaczkowska@gramwzielone.pl
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.
Drewno to też surowiec odnawialny a nie widziałem tam wymienionego pieca na drewno.
Drewna nie należy traktować jako surowca odnawialnego. Gdyby w Polsce wszyscy przeszli na ogrzewania drewnem, po kilku latach nie byłoby na terenie Polski ani jednego drzewa.
Zieloni Khmerzy w natarciu. Bez pytania meblują życie każdemu. Bo… w ich mniemaniu wiedzą najlepiej ale przede wszystkiem – są zatroskani o planetę. To ich legitymuje i pozwala rozwijać zamordystyczny komunizm. Dla dobra ciebie, sąsiada, w ogóle wszystkich. Nie może być zgody dla smrodziarzy, morderców klimatycznych, spalających własne drewno w kominku. Masz mieć wyłącznie PC i już! „Aktywiści wszystkich krajów łączcie się!”
Nie kumam nic z tego. Ludzkość ma czystą, niewyczerpaną energię za darmo, z naszej gwiazdy macierzystej. Ale okazuje się, że ta jest najdroższa. Dokąd ten świat zmierza?!
Autorytarne decyzję, które rozlewać się będą na całą Unię.
Nie chcecie aby księża wam kazali jak żyć, to łunia niemiecka wam każe jak żyć, co jeść? Robale, czym grzać? Pompą ciepła, a wy macie morda w kubeł i słuchać guru bo trza planetę ratować.
Najpierw wypracują sobie przewagę podejmując jako pierwsi decyzje we własnym kraju a potem wprowadzą to samo w Europie wykorzystując swoją pozycję którą popierają po ostatnich wyborach ugrupowania polityczne które stworzyły rząd Tuska. Polacy zostaną rzuceni na pożarcie i nikt już nas nie obroni. Będzie drogo i zimno. Ale tego sobie życzyliśmy nie ma co biadolić. Ja nie będę wychodził na ulicę aby protestować był czas kiedy wypełniłem swój obowiązek. Teraz sobie i tak poradzę bo jestem nie głupi i dobrze zarabiam tylko jak inni, jak oni sobie poradzą z takimi kosztami. Rząd najpierw podda władzę Brukseli a potem powie że nic nie może i nic nam nie pomoże a był czas na to aby otym pomyśleć i zatroszczyć się o swoją przyszłość bo i politycy przed wyborami o tym mówili.