Perspektywy rozwoju rynku aut elektrycznych w Polsce i na świecie
{więcej}Już dziś najwięksi światowi producenci samochodów zaczynają dostrzegać potencjał aut elektrycznych. Norbert Reithofer, prezes Rady Zarządzającej BMW, ogłosił niedawno, że w 2020 roku samochody elektryczne będą stanowić znaczną część biznesu firmy. Reithofer zdradził jednocześnie, że firma planuje produkować 100 tys. aut elektrycznych rocznie. Już dziś niemiecki koncern BMW zainwestował w fabrykę aut elektrycznych w Lipsku 400 mln euro.
Jak informuje portal natemat.pl, według scenariuszy „peak oil” około roku 2030 na świecie zacznie następować schyłek ery paliw kopalnych. Olej napędowy i benzyna staną się na tyle drogie, że stać na nie będzie jedynie właścicieli najbardziej luksusowych aut.
Zdaniem ekspertów branży motoryzacyjnej już wtedy koncerny samochodowe rozpoczną produkcję aut elektrycznych na masową skalę.
Wprowadzenie masowej produkcji nie będzie jednak spowodowane jedynie rosnącymi cenami paliw. Do 2050 roku 70% populacji mieszkać będzie w mega miastach, gdzie życie wśród aut spalinowych nie będzie możliwe. Dodatkowo rozwój biznesu aut elektrycznych przyśpieszy wprowadzenie coraz bardziej rygorystycznych norm emisji CO2.
Na dzień dzisiejszy jednym z największych problemów, jaki stoi przed producentami aut elektrycznych, jest ich zasięg. 150 do 200 kilometrów – tyle średnio może przejechać na jednym ładowaniu przeciętne auto elektryczne. Wyjątkiem w tym zestawieniu jest Tesla S, która ma zasięg ponad 400 km. Na razie jednak taki zasięg w zupełności wystarcza. Jak podaje portal natemat.pl, przeciętny europejczyk mieszkający w mieście przejeżdża dziennie 45 kilometrów.
Jednak producenci już prowadzą badania nad jeszcze bardziej wydajnymi akumulatorami. Tesla w 2017 roku planuje uruchomić ogromną fabrykę baterii do aut elektrycznych, projekt o nazwie „Gigafactory” ma pochłonąć 5 mld dolarów.
– Samochody będziemy ładować jak telefony, nocą, kiedy i tak odpoczywamy – tłumaczy Thomas Hausmann, projekt menedżer samochodu BMW i8.
Zdaniem Hausmanna, czas ładowania skróci się z 5 godzin do 20 minut dzięki technologii ładowania prądem stałym, a nie o napięciu 230 volt. Na razie jednak ta technologia wymaga zastosowania sporych rozmiarów skrzyń z transformatorami.
Obecnie auta elektryczne to w większości, z wyjątkiem Tesli, droższe kopie dostępnych już na rynku aut konwencjonalnych. Płacenie 30 tys. euro za małe auto wyglądające tak samo jak najtańszy na rynku Mitsubishi, Peugeot, nie jest zbyt ciekawą opcją, jeśli komuś zależy nie tylko na ekologii i ekonomi, ale również na wyglądzie auta czy jego osiągach.
– W przyszłości samochód będzie gadżetem, dodatkiem do telefonu komórkowego. Dlatego my zaprojektowaliśmy od podstaw auto przeznaczone do poruszania się po wielkim mieście przez nowoczesnego człowieka – mówi niemiecki menedżer BMW (za natemat.pl).
Jak podaje BMW, silniki elektryczne mają nieprawdopodobne osiągi dzięki ogromnemu momentowi obrotowemu. BMW i3 rozpędza się do setki w 7,2 sekundy. To wynik porównywalny z dobrej klasy autami konwencjonalnymi.
Samochody elektryczne to nie tylko tańsza jazda, ale również niższe koszty eksploatacji. Jak informują przedstawiciele firmy BMW, użytkownik modelu i3 zapłaci o jedną piątą mniej w serwisie samochodowym niż właściciel najmniejszego BMW z silnikiem spalinowym. Nie trzeba wymieniać oleju, rozrządu, filtrów. Czynnościom serwisowym podlegają jedynie płyn hamulcowy i system chłodzenia silnika. Koszt przejechania 100 kilometrów i3 to równowartość kosztu 1,5 litra benzyny. A i to pod warunkiem zakupu droższej – kosztującej 25 eurocentów za 1kWh – energii ze źródeł odnawialnych (dane z rynku niemieckiego).
Auta elektryczne to również recykling. BMW i3 częściowo wyprodukowane zostało z materiałów odpadowych. Deska rozdzielcza, obicie i wypełnienie siedzeń powstało ze zmielonych butelek pet, a aluminiowe elementy konstrukcji drzwi i dachu z puszek po napojach. Drewniana ozdobna deska to 3 milimetrowej grubości okleina z eukaliptusa, rosnącego na certyfikowanej ekologicznej uprawie. Kiedy auto zostanie zniszczone, wszystko z czego jest zrobione można ponownie zmielić, a następnie przetworzyć i ponownie zbudować nowy samochód.
Producenci samochodów widzą już zmianę trendów i podążają za głosem rynku. Jednak to nie wystarczy. W obecnej fazie rozwoju transportu elektrycznego potrzebne jest również wsparcie na poziomie państwa. Plany unijne zawarte w tzw. „Białej księdze” przewidują m.in. zmieszenie w ruchu miejskim ilości aut o napędzie konwencjonalnym o połowę do 2030 roku. Natomiast do 2050 roku wyeliminowanie ich całkowicie.
Niedawno rząd Norwegii obiecał posiadaczom aut elektrycznych możliwość ładowania ich za darmo. Efektem takiej polityki było to, że auta typu plug-in stały się bardziej popularne od aut konwencjonalnych. Od początku roku sprzedano ich w Norwegii około 3 tys.
Niestety w Polsce rozwój EV nie wygląda już tak optymistycznie. Przede wszystkim brak jest infrastruktury w postaci stacji ładownia. Jak informuje portal natemat.pl, firma Polenergia, która buduje sieć miejskich stacji ładowania – podobnie jak Norwegia – udostępnia prąd za darmo. Jednak promocja ta nie potrwa długo. Z chwilą uzyskania odpowiedniej skali promocja ma się zmienić w dochodowy biznes.
Skarb Państwa także nie ułatwia życia posiadaczom samochodów elektrycznych. Kiedy na rynku pojawił się i-Miev firmy Mitsubishi, fiskus doszedł do wniosku, że za auto należy uiścić akcyzę. Nawet pomimo tego, że jej stawka jest uzależniona od pojemności silnika, a silnik elektryczny nie ma komory spalania i tłoków, więc jego pojemność wynosi 0 cm3.
Dodatkowo – jak informuje portal natemat.pl – polscy urzędnicy rozważają obłożeniem dodatkowym podatkiem akcyzowym i drogowym prądu „tankowego” do auta. Wywodzą to stąd, że taki podatek zawierają benzyna, diesel i gaz LPG. Wśród pomysłów pojawiają się dodatkowe liczniki z oakcyzowanym prądem itd.
Pomysły rządu póki co nie są jednak realizowane. Choćby dlatego, że w ubiegłym roku zarejestrowano w Polsce zaledwie 30 elektrycznych aut.
gramwzielone.pl