Odnawialna przyszłość Zjednoczonego Królestwa pod znakiem zapytania?

Odnawialna przyszłość Zjednoczonego Królestwa pod znakiem zapytania?
www.FranceHouseHunt.com, flickr cc-by

{więcej}Wielka Brytania ma wszelkie warunki by zostać europejskim przodownikiem w walce ze zmianami klimatu. W parze z warunkami naturalnymi sprzyjającymi rozwojowi odnawialnych źródeł energii idą tu sprzyjające regulacje prawne i dotychczasowy optymizm inwestorów. A jednak coś w tej dobrze naoliwionej maszynie zaczyna zgrzytać.
 
Na początek garść statystyk. Według oficjalnych danych rządowych, na koniec III kwartału 2013 zainstalowane moce wytwórcze w odnawialnych źródłach energii (OZE) wynosiły 19,1 GW, z czego 10,8 GW to lądowe i morskie farmy wiatrowe. Ze statystycznego punktu widzenia był to kolejny znakomity rok dla brytyjskiej energetyki odnawialnej – przyrost w ciągu 12 miesięcy wyniósł ponad 4 GW. Dla porównania w Polsce niespełna ćwierć tego, a cel na 2020 rok oba kraje mają taki sam – 15 proc. udziału OZE w zużyciu energii.
 
Zielone inwestycje wyhamowują
 
Niepokojący był jednak pierwszy od dawna spadek mocy kwartał do kwartału (o około 400 MW). W momencie publikacji danych (połowa lutego) rząd tłumaczył to zamknięciem jednej dużej elektrowni na biomasę (Tilbury), która wyczerpała swój przydział emisji zanieczyszczeń w ramach unijnej dyrektywy.
 
W międzyczasie z brytyjskiego rynku napływały jednak coraz bardziej niepokojące informacje o inwestorach wstrzymujących lub całkowicie anulujących swoje zapowiedziane wcześniej projekty w OZE. Jeszcze pod koniec zeszłego roku Scottish Power oraz RWE porzuciły plany budowy dwóch morskich farm wiatrowych o łącznej mocy 3 GW. To tyle, ile wynieść ma moc polskiej elektrowni atomowej.
 
Wraz z nowym rokiem dołączyły do nich kolejne inwestycje. Tylko w lutym zamrożono projekty o łącznej mocy 4,4 GW (w tym rekordowy projekt morskiej farmy wiatrowej Dogger Bank zmniejszony o 1,8 GW) i nic nie wskazuje żeby na tym lista się zamknęła. Oczywiście nie brakuje optymistów – duński DONG Energy zapowiada kolejne inwestycje w morskie farmy wiatrowe i przewiduje, że do 2020 roku uda mu się obniżyć koszty wytwarzania energii wiatrowej na morzu do około 100 funtów za megawatogodzinę. Byłoby to niewiele więcej, niż otrzymywać ma od 2023 r. budowana w południowej Anglii elektrownia atomowa EDF. A firma doradcza Roland Berger szacuje, że w 2020 roku koszty energii z morskich farm wiatrowych powinny spaść jeszcze bardziej – do ok. 75 funtów/MWh.
 
Według danych organizacji branżowych na różnym stadium planowania lub budowy są projekty o łącznej mocy około 20 GW, z czego 16,5 GW to planowane farmy wiatrowe. Problem jednak w tym, że zdecydowana większość z nich nie wystąpiła nawet jeszcze o pozwolenie na budowę, a więc może zostać w każdej chwili anulowana.
 
Od początku roku inwestorzy wystąpili o oficjalne pozwolenie dla 13 projektów (trzech solarnych i dziesięciu wiatrowych) o łącznej mocy nieco ponad 300 MW. Z wcześniej przedłożonych projektów, od początku roku rozpatrzonych zostało 36, z czego 10 odrzucono, osiem zostało wycofanych przez inwestorów a pozwolenie otrzymało osiemnaście o łącznej mocy 383 MW.
 
Cameron mniej ekologiczny, bardziej ekonomiczny
 
Skąd taki zastój w nowych inwestycjach w OZE? Choć większość inwestorów nie przyznaje tego wprost, to organizacje branżowe nie kryją, że… – dalszą część artykułu o energetyce odnawialnej w Wielkiej Brytanii przeczytasz w WysokieNapiecie.pl.

REKLAMA

Marcin Szczepański, Bartłomiej Derski, WysokieNapiecie.pl

REKLAMA