G. Wiśniewski: pozytywna zmiana w podejściu ME do OZE

Bodajże najważniejsza deklaracją w sprawie energetyki odnawialnej na Europejskim Kongresie Gospodarczym było stwierdzenie dyrektora Kaźmierskiego, że z pewnością zmianie ulegnie narracja i atmosfera wokół OZE. I o tego typu stwierdzenia przede wszystkim chodzi na kongresach gospodarczych. Jeśli chodzi o atmosferę, to liczy się też to, że rząd przestał zaatakować politykę energetyczno-klimatyczną UE i tracić bezproduktywnie czas na udowadnianie, że np. Niemcy prowadzą ją w sposób błędny. Lepsza atmosfera się liczy, toruje drogę do działań pragmatycznych – pisze Grzegorz Wiśniewski.
Brak długofalowej polityki energetycznej powoduje, że jedynie jej namiastka jest tworzona ad hoc i jest komunikowana mniej lub bardziej udolnie na kongresach gospodarczych. Po raz pierwszy rząd (wraz z nim spółki skarbu państwa) wysyłał sygnały o gotowości do zmian w realizowanej polityce energetycznej, w tym w stosunku do węgla i OZE na Forum Ekonomicznym w Krynicy we wrześniu ub.r. Portal Biznes Alert pisał wręcz o „dokonanym w Krynicy zwrocie w polityce energetycznej Polski”.
Zmiana premiera i rekonstrukcja rządu stworzyły okazję do rzetelnej oceny dwuletnich dokonań resortu energii i rewizji polityki, w tym zmiany podejścia do unijnej polityki energetyczno-klimatycznej UE (i stojących za nią założeń budżetu 2021-2030). Zakończony właśnie Europejski Kongres Gospodarczy (EKG) potwierdził gotowość rządu do zmiany narracji, ale też ujawnił trudności w ocenie efektów dotychczasowej polityki i sprzeczności w doraźnych pomysłach na energetykę i hasłach im towarzyszących, i ujawnił frustracje związane z koniecznością zmiany.
OZE nie są winne za wyższe ceny energii, dlaczego zatem rosną?
Na kluczowym dla energetyki panelu minister Krzysztof Tchórzewski zauważył rozbieżne interesy zarządów koncernów energetycznych (dążenie do wykazana zysku „co kwartał”), ale podkreślił, że celem nie może być dostarczenie prądu po „cenie zaporowej” dla obywateli i przedsiębiorstw. Do tej pory udawało się to w stosunku do obywateli (dzięki taryfowaniu), ale „nie mogąc się odkuć na obywatelach” (wyborcach?) korporacje wrzucają własne koszty i zyski w ceny energii tam gdzie mogą, czyli firmom i gospodarce. Faktyczny brak konkurencji na rynku energii dla państwowych spółek energetycznych i dobre relacje spółek z „jednolitą władzą” stwarzają pokusę do drenowanie opłatami za energię kieszeni najbardziej bezbronnych mikrofirm.
Rząd słuszne oferuje im deregulacje (tzw. konstytucja biznesu z pakietem ustaw, które właśnie weszły w życie i mają ułatwiać życie przedsiębiorcom), ale drugą ręką państwowa energetyka wyciąga ew. oszczędności z deregulacji.
Deklarowana na kongresach gospodarczych „walka” o obniżanie cen energii władzy w praktyce nie wychodzi i nie można już obarczać za to winą OZE. Załamanie rynku OZE w latach 2015-2017 spowodowało bowiem, że np. „opłata OZE” na rachunkach za energię elektryczną w 2018 roku spadła do zera, ale ciągle znacząca jest „opłata przejściowa”, a odbiorcy energii muszą być przygotowani na wyższą „opłatę mocową” (te dwie ostatnie z promocją OZE nie mają nic wspólnego).
Tanie klastry energii?
Panel EKG poświęcony klastrom energii pokazał, że w pełni zrozumiała troska o niskie ceny energii nie jest traktowana ortodoksyjnie, także w przypadku programowania i wspierania rozwoju OZE. Polityka rządu okazała się skuteczna jeśli chodzi i spowolnienie rozwoju OZE, ale jest kontrproduktywna jeśli chodzi o ograniczanie kosztów energii z OZE. W systemie aukcyjnym wspierania (kontraktowania) energii z OZE preferencję mają technologie droższe. Uczestnicząca w panelu przedstawicielka IEO zadała pytanie o „wartość dodaną” klastrów, w tym o to, czy nie jest to ochrona odbiorców końcowych przed nadmiernym wzrostem cen energii?
Przedstawiciel Ministerstwa Energii – dyrektor Departamentu Energii Odnawialnej i Rozproszonej p. Andrzej Kaźmierski, podobnie jak i przedstawiciele spółek skarbu państwa (OSD i wytwórcy energii) byli zaskoczeni pytaniem, co potwierdza, że ich perspektywa jest inna niż odbiorcy energii, ale w końcu uznali że obniżanie cen energii w klastrach i dzięki klastrom jest niemal oczywiste. Ale dowodów na to nie przedstawiono, bo po dwóch latach promocji klastrów są tylko inicjatywy klastrowe czekające na ew. dotacje.
Zamówiona przez ministerstwo ekspertyza „Koncepcja funkcjonowania klastrów energii w Polsce”, nie potwierdziła istnienia modelu biznesowego dla klastrów, ale za to wykazała potrzebę wprowadzenia dodatkowej opłaty (sieciowej) w postaci stawki stałej w taryfie klastrowej (taryfy „K”), aby budżety stron dały się domknąć. Tezę o braku możliwości obniżania kosztów energii w klastrach potwierdza też nieudany ubiegłoroczny konkurs POIiŚ, który pomimo oferowanych wysokich dotacji (rzędu 50 proc. i więcej) skończył się fiaskiem.
Sukces rynku prosumenckiego?
W trakcie panelu poświęconego OZE (regulacje i rynek) pojawiły się trudności w ocenie efektów wsparcia prosumpcji indywidulanej (tu bez możliwości dzielenia się nadwyżkami we wspólnocie) wprowadzonych w ustawie o OZE w 2016 roku, w postaci dodatkowej opłaty wnoszonej przez prosumenta za usługę magazynowania energii w sieci. Już sam mechanizm „wsparcia prosumenta przez dodatkową opłatę” brzmi dziwnie. Dyrektor Kaźmierski uznał jednak ten mechanizm za sukces i podał obrazowy przykład z IV kw. 2017 roku, w którym codziennie przybywało średnio 35 mikroinstalacji.
To prawda, ale wzrost nastąpił zasadniczo nie dzięki wsparciu ustawą o OZE tylko projektom gminnych dotacji grupowych (wsparcie z RPO) i końcówce programu „Prosument” (NFOŚiGW-BOŚ). Nawet jeżeli przyjąć, że dotacje będą kontynuowane (na razie się kończą i nie ma planów dalszych dotacji) to bardzo łatwo dojść do odwrotnych wniosków. Udział mikroinstalacji w produkcji energii z OZE w 2016 roku to tylko 0,1 proc., a razem z małymi instalacjami niewiele więcej niż 0,5 proc.
Gdyby przez kolejne lata przybywało w tempie 35 mikroinstalacji dziennie to roczny wzrost utrzymywałby się na poziomie 12 tys. szt. a na koniec 2020 roku byłoby tylko 50 tys. prosumentów. Taki przyrost prosumentów oznacza, że przy wzroście zapotrzebowania na energię elektryczną rzędu 3,5 TWh/rok (w 2017r.), ich udział w rynku energii nie będzie rósł. Ustawa o OZE z 2015 roku zakładała (i ograniczała wsparcia tylko w tym systemie zarazem), że w 2020 roku będzie 200 tys. prosumentów.
W Niemczech jest obecnie już niemal 4 mln prosumentów. Oznacza to, że Polska (przy utrzymaniu obecnego poziomu dotacji przez kolejne lata) będzie potrzebowała ponad 300 lat, aby osiągnąć obecny poziom w Niemczech. Czy to jest powód do ogłaszania sukcesu?
Link do pełnego wpisu Grzegorza Wiśniewskiego na blogu „Odnawialny”.
Grzegorz Wiśniewski