Nowe przepisy dla prosumentów nie poprawiły nastrojów. Co trzeba zmienić?

Ostatnie zmiany w przepisach miały poprawić sytuację prosumentów objętych net-billingiem. Tymczasem jeszcze bardziej skomplikowały zasady rozliczeń i utrudniły ich zrozumienie. Prezes Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej i Magazynowania Energii Maciej Borowiak tłumaczy w rozmowie z portalem Gramwzielone.pl, jakich zmian potrzebuje rynek prosumencki.
Piotr Pająk, Gramwzielone.pl: Weszły w życie zmiany w zasadach rozliczeń prosumentów objętych net-billingiem. Jak wpłynęły one na nastroje na rynku prosumenckim?
Maciej Borowiak, prezes Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej i Magazynowania Energii (SBFIME): Niestety te zmiany nie zapewniły prosumentom większej ochrony. Mam poczucie, że czasem drobni inwestorzy są traktowani jak „macherzy”, którzy już „swoje dostali”.
Porównując różne programy wsparcia, widać duże dysproporcje w traktowaniu różnych podmiotów. Program Mój Prąd, na który przeznaczono już 2,5 mld zł, umożliwił zainstalowanie ponad 11 GW fotowoltaiki, co odpowiadało jedynie 10-20 proc. kosztów inwestycji, resztę pokryli sami prosumenci. Tymczasem projekt budowy elektrowni jądrowej przewiduje wsparcie publiczne w wysokości 60,2 mld zł, a farmy wiatrowe mogą kosztować podatników nawet ponad 600 mld zł do 2040 r. Na tym tle nasze postulaty wydają się drobiazgiem, który powinien być zrealizowany.
Myślę, że najlepszym testem byłoby zapytanie samych prosumentów, którzy funkcjonują w systemie net-billingu, czy słyszeli o wprowadzonych zmianach. Śmiem twierdzić, że większość nie ma o nich pojęcia. To oznacza, że zmiany te będą miały marginalny wpływ.
Minimalna cena energii uspokoiłaby prosumentów
Co zatem miałoby realny wpływ na poprawę sytuacji prosumentów w net-billingu?
Jako stowarzyszenie przeprowadziliśmy prostą analizę oczekiwań rynku, w efekcie czego powstał „Pięciopak Prosumenta”. Zebraliśmy w nim kluczowe postulaty inwestorów. Najważniejsze z nich to zagwarantowanie ceny minimalnej (tak jak w przypadku dużych wytwórców energii z farm fotowoltaicznych biorących udział w aukcjach); możliwość rozliczenia całego rachunku z depozytu, a nie tylko części sprzedażowej; rozliczenia w obie strony po cenie brutto (wcześniej inwestor sprzedawał energię po cenie netto, a kupował po brutto); a także możliwość wypłaty 100 proc. nadwyżki z depozytu prosumenckiego.
Zagwarantowanie minimalnej ceny, choćby na poziomie podobnym do tej z aukcji OZE (która w grudniu wynosiła 389 zł/MWh), i umożliwienie indeksowania co roku o wartość inflacji uspokoiłoby drobnych inwestorów, jednocześnie nie prowadząc do przeskalowania instalacji, czego obawia się Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Niestety priorytetem wydają się duże korporacje, często zagraniczne, które wybudują w Polsce wyżej wspomniane projekty, podczas gdy polscy prosumenci pozostają na marginesie.
Net-billing funkcjonuje w Polsce już od niemal 3 lat. To dobry czas, aby pokusić się o podsumowanie efektów jego wprowadzenia.
Przede wszystkim w net-billingu zabrakło prostoty i przejrzystości. Net-metering był prostym systemem, który nie wymagał od prosumenta szczególnej znajomości rynku energetycznego. Dziś jest inaczej. Cena energii zmienia się co miesiąc. Nie możemy rozliczyć całego rachunku z depozytu. Nie jest jasne, co dzieje się z 70 proc. środków w depozycie. Skomplikowane rachunki za prąd i chaos w systemie rozliczeń również odstraszają od inwestycji w domową fotowoltaikę.
Wszyscy prosumenci zostali przeniesieni na system rozliczeń godzinowych, ponieważ legislacja nie nadążyła za zmianami. Mało kto rozumie system taryf dynamicznych, a dodatkowo brak możliwości powrotu do wcześniejszego systemu zniechęca do ich wyboru. Net-metering miał swoje wady, ale władze powinny były je korygować stopniowo. Wprowadzenie net-billingu totalnie wywróciło dobrze rozwijający się rynek. Państwo straciło zaufanie obywateli i niestety trudno będzie je odbudować.
Przyszłość należy do firm instalacyjnych średniej wielkości
Jak na 2025 rok przygotowuje się branża firm instalujących prosumencką fotowoltaikę i magazyny energii? Jakie nastroje panują na rynku i jak przekładają się one na zakupy niezbędnego sprzętu oraz zatrudnienie względem 2024 r.?
Dominujący nastój to niepewność i nieprzewidywalność, które są odczuwalne również w innych sektorach gospodarki. Widać zbliżające się spowolnienie gospodarcze. Jego powodów jest wiele, ale jednym z nich są wysokie ceny energii elektrycznej, które w Europie – a szczególnie w Polsce – należą do najwyższych na świecie.
Inwestycje w OZE są czasochłonne i utrudniane przez operatorów. Najwięksi wytwórcy energii, głównie z węgla i gazu, kontrolują rynek, będąc jednocześnie właścicielami sieci. W naturalny sposób nie są zainteresowani wpuszczaniem niezależnych producentów energii.
Rynek fotowoltaiczny czeka na stabilizację po kilku latach „gorączki”. Wiele firm, które powstały na fali boomu, prawdopodobnie zniknie. Widzę miejsce dla średniej wielkości firm, które działają lokalnie, oferują solidny montaż i pewny serwis, choć w wyższej cenie niż instalatorzy, dla których fotowoltaika jest jednym z kilkunastu usług w ofercie. Równocześnie rozwijać się będą usługi serwisowe – mamy ponad 1,5 mln instalacji, które wymagają opieki.
Jeśli chodzi o zakupy sprzętu, większość wykonawców ogranicza koszty, działając w systemie „just in time”. Dostępność urządzeń jest wysoka, a magazyny są dobrze zaopatrzone.
Monopol nadal blokuje rozwój rynku
Polski rynek prosumencki w początkowej fazie rozwoju był zwalczany przez dużą energetykę, co widać było choćby w czasie prac nad pierwszą wersją ustawy o OZE. Czy energetyka konwencjonalna w Polsce jest nadal przeciwna rozwojowi rozproszonego systemu energetycznego?
Energetyka konwencjonalna, oparta głównie na węglu i gazie, ma w Polsce monopolistyczną pozycję. Choć mamy w Polsce unbundling, czyli rozdzielenie spółek zajmujących się przesyłem i dystrybucją od tych, które zajmują się wytwarzaniem energii, to jednak one są w jednej grupie kapitałowej i to rozdzielenie jest w dużej mierze pozorne. Dodatkowo zostało zniesione obligo obrotu energią na TGE, co zacieśnia pozarynkowe mariaże. Grupy energetyczne nie są zainteresowane wprowadzaniem niezależnych źródeł wytwarzania, takich jak OZE. Dlaczego? Bo każda dodatkowa megawatogodzina wyprodukowana przez instalację fotowoltaiczną czy wiatrową to mniejszy przychód dla nich.
Polska już teraz ma jedne z najwyższych cen energii w Europie. Wysokie koszty energii elektrycznej to ogromne obciążenie dla MŚP, które stanowią 72 proc. naszego PKB. Tymczasem rozwój OZE, w tym instalacji autokonsumpcyjnych, mógłby znacząco zmniejszyć te koszty, zwiększając konkurencyjność polskich przedsiębiorstw. Blokowanie rozwoju odnawialnych źródeł energii jest więc działaniem na szkodę gospodarki.
Kluczowym argumentem, który stale pojawia się w debacie o rozwoju OZE, jest obawa, że „sieć nie wytrzyma” większej liczby odnawialnych źródeł energii. Jednak ten argument był podnoszony już wtedy, gdy w Polsce działało zaledwie 2 GW fotowoltaiki. Obecnie mamy ponad 20 GW i wciąż nie doszło do black-outów, co pokazuje, że sieć jest w stanie sprostać większemu udziałowi OZE.
Co więcej, działania operatorów w praktyce przeczą ich deklaracjom o trosce o stabilność sieci. Widać to w kilku obszarach. Coraz więcej przedsiębiorstw planuje budowę instalacji w pełnej autokonsumpcji, w formule zerowego wypływu energii do sieci. Teoretycznie takie rozwiązania mają minimalny wpływ na stabilność sieci, jednak inwestorzy wciąż muszą czekać miesiącami na warunki przyłączeniowe, co skutecznie hamuje rozwój tego segmentu.
Kolejna kwestia to brak promocji w zakresie wdrożenia taryf dynamicznych. Są one narzędziem, które mogłoby realnie pomóc w zarządzaniu obciążeniem sieci, natomiast żaden operator nie podjął się szerokiej kampanii informacyjnej wyjaśniającej, jak działają taryfy dynamiczne i jakie korzyści mogą przynieść konsumentom i sieci. To dziwi, bo przecież operatorzy potrafią prowadzić skuteczne kampanie. Będąc złośliwym, wystarczy przytoczyć kampanię kiedy pokazywali reklamy z „żarówką” i wytykali unijne regulacje.
Co więcej, niektórzy operatorzy dodatkowo podnieśli opłaty handlowe dla taryf dynamicznych, co sprawia, że korzystanie z nich jest nieopłacalne dla prosumentów. Zamiast promować rozwiązania wspierające efektywne zarządzanie energią, operatorzy jedynie zrzucają winę na OZE i ich pogodową zależność.
Mimo to w ostatnich latach Polska była jednym z najszybciej rozwijających się rynków energetyki prosumenckiej na świecie. Czy nie przeceniasz negatywnej roli dużej energetyki?
Operatorzy zdają się nie przyjmować do wiadomości, że udział OZE w polskim miksie energetycznym będzie stale rósł. Zamiast inwestować w rozwój systemów zarządzania energią, takich jak taryfy dynamiczne, usługi elastyczności, czy przyspieszać procesy wydawania warunków przyłączeniowych, skupiają się na obciążaniu inwestorów dodatkowymi kosztami i komplikacjami administracyjnymi.
Nie możemy pozwolić, by przestarzały model energetyki wielkoskalowej blokował rozwój OZE i polskiej gospodarki. To, co teraz dzieje się na rynku energii, to nic innego jak utrzymywanie monopolu, który służy wyłącznie wąskiej grupie interesów kosztem całego społeczeństwa i przedsiębiorców.
Energetyka konwencjonalna musi zacząć traktować OZE jako niezbędną część przyszłości, a nie zagrożenie. Chciałbym, żeby to wybrzmiało, uważam, że w miksie potrzebne są różne źródła energii i trudno nie zgodzić się z tym, co mówi prezes PSE Grzegorz Onichimowski, że potrzebujemy silnego wsparcia dla energetyki gazowej, bo na ten moment jest to źródło, które relatywnie szybko można wybudować, jest stosunkowo niedrogie i co najważniejsze – jest mocno elastyczne. Zielony Ład to rewolucja, a „rewolucja pożera własne dzieci”, jak powiedział Maksymilian de Robespierre, którego zgilotywano. Dlatego jestem za rozsądną ewolucją energetyczną.
.
.
Pięć postulatów branży fotowoltaicznej
Co zatem może zrobić branża fotowoltaiczna, aby rozwój krajowego rynku prosumenckiego rozwijał się przynajmniej częściowo tak szybko jak w ostatnich latach? Do jakich zmian regulacyjnych będziecie zachęcać rząd?
Od dwóch lat promujemy „Pięciopak MŚP”, który wciąż pozostaje aktualny. Zakłada on: 1. Podniesienie limitu mikroinstalacji z obecnych 50 kW do 150 kW; 2. Skrócenie terminu wydawania warunków przyłączeniowych do 30 dni (obecnie do 150 dni); 3. Zniesienie obowiązku uzyskania pozwolenia na budowę dla instalacji o mocy od 151 kW do 999 kW; 4. Wyłączenie z konieczności uzyskania warunków zabudowy dla naziemnych instalacji fotowoltaicznych do 500 kW oraz dla instalacji dachowych – bez limitu mocy; 5. Ujednolicenie i uproszczenie wymagań wobec telemechaniki dla instalacji typu A, co może obniżyć koszty tych urządzeń nawet o 70 proc.
Przyznaję, że zmiany w tej materii postępują powoli, ale widzimy pewne pozytywne sygnały. Nowelizacja ustawy o OZE oraz Prawa energetycznego skróciła czas wydania warunków przyłączeniowych dla instalacji o mocy do 2 MW z 150 do 45 dni. Skrócono także czas uzyskania pozwolenia na budowę z 65 do 30 dni.
Zwracamy uwagę na koszty telemechaniki. Dziś są one jedną z głównych barier dla MŚP. Średni koszt rozbudowy instalacji fotowoltaicznej o 50 kW wynosi około 100 tys. zł, a koszty telemechaniki sięgają nawet 150-200 tys. zł. Ujednolicenie standardów dla tych urządzeń mogłoby obniżyć koszty inwestycji o 70 proc.
Ciągle wracamy do definicji mikroinstalacji. Proponujemy podniesienie limitu do 150 kW, przy założeniu, że moc wprowadzana do sieci nie przekracza 50 kW. Z punktu widzenia operatora takie rozwiązanie nie zmienia istotnie obciążenia sieci.
Na koniec należy zwrócić uwagę na sytuację pierwszych prosumentów, którzy funkcjonują w systemie net-meteringu. W 2031 r., za 6 lat, utracą oni swoje dotychczasowe preferencyjne warunki, ale brak jest jakichkolwiek regulacji określających, co stanie się później. To kolejny obszar, w którym potrzebna jest natychmiastowa interwencja legislacyjna, by rozwiać wątpliwości i zapewnić stabilność dla inwestorów.
***
Więcej o nowych warunkach rozliczeń prosumentów w net-billingu, które wynikają z ostatniej nowelizacji ustawy o OZE, pisaliśmy w artykule: Zmiany dla prosumentów i nie tylko. Nowe prawo wchodzi w życie.
Piotr Pająk
piotr.pajak@gramwzielone.pl
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.
Tylko napiszę że miało być tak pięknie 😁🇵🇱
przecież wszystko powyższe Tusk już obiecał
Słuszna słuszność, tyle że te postulaty nie są na rękę Zarządcom bo musieliby coś oddać obywatelom, a to trudno ukraść, lepiej wspierać duże firmowane tematy, tam zawsze znajdzie się sposobność przytulenia sumki.
Co trzeba zmienić? Rząd, bo sobie z niczym nie radzą.
Jaki sens ma budowa molochów typu Jeziórko, które psują krajobraz i lokalny mikroklimat? Te same moce można zrealizować w instalacjach PROSUMENTÓW, które są: rozproszone, finansowane w większości przez wielu inwestorów, na starcie mają przynajmniej 20% auto konsumpcji, promują technologię wśród „mas” i mają wiele innych zalet. Polecam: pvmonitor.pl/#oportalu
To se ne vrati, jak mawiali starożytni Czesi. Co najwyżej przed kolejnymi wyborami kolejne mendy polityczne będą chciały zbić kapitał na obiecankach-cacankach. Net biling pozostanie z nami. Jeśli tylko PV prcuje stabilnie, jej czas zwrotu jest podbny do najlepszych czasów net-meteringu, niezależnie, czy liczymy z dotacjami czy bez, z magazynem, czy bez.
Podstawą jest tu ustalenie ceny minimalnej dla prosumenta na nowych zasadach , bez niej wszystko kuleje i nie ma sensu pchać sie w instalację, państwo to wie i jest mu tak wygodnie
@ Rav. Sądzisz, że ustalą wysoką cenę minimalną? 5 albo 10 gr/kWh to max.
Sprzedawca PV@ Bzdury piszesz jak pokręcony. Net-metering jest 100x lepszy od obecnego Net-bilingu zmanipulowanego systemu i nawet przelicznik x0,23 nic nie pomoże. Net-metering zwraca się szybko i stabilnie. Net-biling to inwestycja jak kupowanie kota w worku. Manipulacja cenami energii nigdy nie da ci gwarancji zwrotu tylko nabijanie kieszeni instalatorom i sprzedawcom sprzętu.
Pozdrawiam ruskich troli, wasz kacapsko-niemiecki rząd nic nie zmieni, nie kłamcie ludzi! Szanowni rodacy ten rząd może Wam zafundować jedynie wiatraki i z tym związane drenowanie Polski, za piniądze z KPO! Otwórzcie oczy, oni nie chcą dobra Waszego, mają jeden cel zrobić wielki przekręt na wiatrakach, pieniądze które Polska pożycza w ramach kpo (z ogromnymi odsetkami), mają trafić w kieszeń deweloperów, kolesi i upadających firm zachodnich, a wisienką na torciku będzie dla nich gwarancja 15letniego odkupu najdroższej energii na świecie przez Polaków! Nie będzie żadnego dwu, trój,pięcio -paku itd. Mżonki, dalej wierzycie rudemu? Będzie Las … wiatraków
@Zygi – śmierdzisz ruSSkim trollem, więc co możesz wiedzieć o opłacalności PV w Polsce?
Ci co tak narzekają na net billing albo po prostu przepłacili za instalację, albo źle ją dobrali, albo nie umieją z niej korzystać. Mi 13,5 kW paneli + magazyn 10 kWh zwrócą się w 5 lat. Uwzględniam tu dotację MP i ulgę termomodernizacyjną. Prądu zużywam ok. 12 MWh rocznie.
@Jan – spadek cen jest tak głęboki, że czas zwrotu wciąż wynosi ok. 5 lat. Jest tylko jeden warunek – instalacja pracuje optymalnie i nie wyłącza się z powodu zbyt wysokiego napięcia. Problem jest rozdmuchany podobnie jak „rachunki gruzy” na własne życzenie, ale niestety pojawia się coraz częściej.
Sprzedawca PV@ Tyle tylko potrafisz napisać na swoją obronę? Typowe, jak brak merytorycznej odpowiedzi to wyzywanie od jakichś zwolenników partii.
@Zygi – a kto by chciał dyskutować z ruSSkim trollem? Jacy wy jesteście prymitywni i jak łatwo was zdemaskować po automatach klikających łapki w górę. Jesteście tak tępi, że nawet tego nie rozumiecie. Napisz ruSSka świnio, jak policzyłeś że „Net-metering jest 100x lepszy od obecnego Net-bilingu” – sam do tego doszedłeś, czy ktoś ci pomagał? I jak wyszło, że akurat 100, hehehheeee.
@ ManiakPV
Morda w pisuar i nie bulgocz
Ehh czemu ruskie trole przylazly na ten portal?
Stowarzyszenie Branży Fotowoltaicznej też bierze kasę i nic nie robi, właśnie widać jak ich rząd ma głęboko gdzieś!
Wiecie jaki jest problem? Jeden prozaiczny, rozmawiamy o czymś co nie ma kompletnie sensu. Wolny rynek, czy coś mówi wam. Tak wolny rynek. Reszta to głupoty, gadanie bez sensu. Pamiętacie tpsa? Co się stało? Wolny rynek zlikwiduje wszystkie molochy, które nie są wstanie się dostosować do rynku. Pozwólcie tylko sprzedawać energie kowalski kowalskiemu, i dystrybuować. Tak każdy każdemu. Około 6 molochów zniknie z rynku i to w przeciągu 3 tal, a zostanie realna cena energii. Aha dystrybucja też. Bo to co się dzieje dzisiaj to jest po prostu walenie głupa przez molochów. Czysta głupota rządzących, niby rozumieją, ale dalej durnia walą. Tragedia.
file:///C:/Users/andrz/OneDrive/Pulpit/Balkon%20pv.mp4