Inwestycje w PV rosną. Problemem są przestarzałe sieci
W kwietniu br. minie rok, odkąd zmieniły się zasady rozliczania nowych prosumentów za energię z przydomowych instalacji fotowoltaicznych przekazywaną do sieci i z niej pobieraną. – Sytuacja cenowa i geopolityczna powodują, że mimo zmiany tego systemu rozliczeń odbiorcy wciąż sięgają po fotowoltaikę – mówi dyrektorka Forum Energii i Klimatu w ZPP. Jak wskazuje, firmy i inwestorów indywidualnych do takich inwestycji skłania niestabilna sytuacja na rynku energii i rosnące ceny prądu. Coraz większym problemem jest jednak niewystarczająca przepustowość krajowych sieci elektroenergetycznych.
Efektem problemów z przepustowością sieci jest rosnąca liczba decyzji odmownych dotyczących przyłączenia do nich instalacji PV.
– Dynamika rynku fotowoltaicznego wciąż jest znakomita. To jest zielone i tanie źródło, które wspiera procesy dekarbonizacyjne zarówno w gospodarce, jak i w segmencie odbiorców indywidualnych – mówi agencji Newseria Biznes Dominika Taranko, dyrektorka Forum Energii i Klimatu w Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP). – Ta dynamika przyrostu w fotowoltaice okazała się w ostatnich latach na tyle duża, że przekroczyła nawet rządowe szacunki dotyczące tego wzrostu. I miejsce paneli fotowoltaicznych, energetyki solarnej w przyszłej polityce energetycznej państwa na pewno będzie istotne.
Według danych Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej (PTPiREE) w ubiegłym roku operatorzy przyłączyli do swoich sieci dystrybucyjnych 356 tys. mikroinstalacji PV o łącznej mocy 3,18 GW. To w sumie o 40 tys. mniej niż rok wcześniej, ale – jak wskazuje PTPiREE – ich łączna moc przewyższyła o prawie 123 MW moc instalacji zamontowanych w 2021 roku.
Ogółem Polska zamknęła ubiegły rok z wynikiem 1,21 mln mikroinstalacji PV o łącznej mocy 9,2 GW. Natomiast w latach 2019–2022 liczba takich mikroinstalacji przyłączonych do sieci dystrybucyjnych wzrosła w Polsce aż 22-krotnie (o 2132 proc.), przy jednoczesnym blisko 27-krotnym wzroście mocy zainstalowanej.
Pomógł Mój Prąd
Tak błyskawiczny rozwój energetyki solarnej to m.in. zasługa rządowego programu dotacyjnego Mój Prąd. W kwietniu br. rusza jego kolejna, piąta edycja, w której obok instalacji PV będzie można pozyskać dofinansowanie do instalacji pomp ciepła i kolektorów słonecznych do podgrzewania wody użytkowej.
Maksymalna kwota dotacji, jaką będzie mógł uzyskać beneficjent, sięgnie w sumie aż 58 tys. zł. To jeden z powodów, dla których program wciąż cieszy się sporą popularnością, mimo że rok temu (od 1 kwietnia 2022 roku) zmieniły się zasady rozliczania nowych prosumentów za energię przekazywaną do sieci z przydomowych instalacji PV – tzw. system opustów został zastąpiony przez net-billing. Już sama zapowiedź tych zmian spowodowała, że wielu Polaków przyspieszyło decyzję o inwestycji w przydomową instalację PV, żeby zdążyć przed tym terminem.
– Minął rok od zmiany systemu rozliczeń dla prosumentów i tutaj trzeba powiedzieć, że za tą decyzją stały obserwacje dotyczące tempa rozwoju energetyki słonecznej. Widać, że największy przyrost nastąpił w obszarze prosumenckim i ten program zdecydowanie przyniósł spodziewane efekty. Ale nic nie może trwać wiecznie, każdy system wsparcia z czasem ulega pewnemu ograniczeniu. Tutaj mamy do czynienia ze zmianą systemu rozliczeń, który w opinii części odbiorców jest mniej korzystny. To nie zmienia faktu, że sytuacja cenowa i geopolityczna powodują, że mimo wszystko, mimo zmiany tego systemu rozliczeń odbiorcy wciąż sięgają po fotowoltaikę – mówi dyrektorka Forum Energii i Klimatu w ZPP.
Jak wskazuje, w obliczu rosnących cen prądu zainteresowanie inwestycją w panele wciąż jest duże zarówno ze strony inwestorów indywidualnych, jak i firm.
– Widzimy, że ze względu na kryzys energetyczny i pułapy cenowe, jeśli chodzi o energię elektryczną, odbiorcy sięgają po własne źródła wytwórcze. A fotowoltaika jest najłatwiejszym, najszybszym do zainstalowania źródłem, w związku z czym wiele podmiotów, które wcześniej tylko analizowały potencjalną opłacalność takiej inwestycji, dzisiaj się jej podejmuje, bo horyzont zwrotu jest dużo krótszy – mówi Dominika Taranko.
Operatorzy sieci mają problem
Tempo wzrostu zainteresowania fotowoltaiką zaskoczyło nie tylko rząd, lecz również operatorów sieci dystrybucyjnych. W ostatnich latach gwałtownie wzrosła liczba decyzji odmownych dotyczących przyłączenia instalacji PV do sieci ze względu na zły stan infrastruktury.
Raport Client Earth z 2022 roku wskazuje, że między 2015 a 2021 rokiem operatorzy wydali ponad 6 tys. odmów przyłączenia do sieci instalacji wytwórczych, głównie OZE, o łącznej mocy około 30 GW, co stanowiło ponad połowę zainstalowanej mocy wytwórczej wszystkich rodzajów źródeł (konwencjonalnych i odnawialnych) w Polsce w kwietniu 2022 roku.
Jak informowała w grudniu ub.r. wiceminister klimatu i środowiska Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, do resortu trafiają sygnały, że obecnie już nawet 60–80 proc. takich wniosków otrzymuje decyzje odmowne.
– Przyrost źródeł fotowoltaicznych skomplikował kwestie bilansowania i jest bardzo dużym wyzwaniem dla sieci elektroenergetycznych, które nie przyrastają do tego boomu inwestycyjnego. W tym kontekście podbijanie tej polityki wsparcia na dotychczasowym poziomie może powodować taki klincz, gdzie odmów decyzji przyłączeniowych byłoby coraz więcej, a z drugiej strony rosłaby kolejka podmiotów zainteresowanych taką inwestycją – mówi Taranko.
Pod względem mocy zainstalowanej fotowoltaika jest obecnie największym w Polsce źródłem OZE, z ponad 50-proc. udziałem w tym segmencie. Według danych URE na koniec 2022 roku łączna moc wynosiła 12,1 GW. W ubiegłym roku fotowoltaika zapewniła około 4,5 proc. produkowanej w Polsce energii, a mikroinstalacje PV wprowadziły do sieci dystrybucyjnych prawie 5,8 TWh energii, czyli o 109 proc. więcej niż jeszcze w 2021 roku.
– W ostatnim czasie odblokowano w Polsce regułę 10H, w związku z czym do realizacji będą mogły wrócić niektóre inwestycje w energetykę wiatrową na lądzie. Dlatego w nadchodzących latach spodziewałabym się pewnego zbilansowania pomiędzy przyrostem źródeł fotowoltaicznych i wiatrowych na lądzie. Podczas gdy ostatnimi laty boom inwestycyjny w fotowoltaice był ewidentny, to kolejna dekada będzie już bardziej zrównoważona – prognozuje ekspertka.
Newseria
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.
Znowu ta propaganda „mojego prundu”… Po pierwsze nawet jak nie było dotacji to ludzie montowali PV i efekt masowy zaczął się rozkręcać. Po drugie to nie żaden „program rządowy” bo to są ochłapy pozostałe po sprzedaży certyfikatów CO2, które powinny w całości iść na OZE a zostały przepieprzone na socjal. Taki to rządowy program.
Znów w jakiś bełkot lewacki po nasłuchaniu się stosownych mediów.Socjal lewakowi przeszkadza? Od kiedy? To że UE dała 24 mld w ramach transformacji to nie są pieniądze od niej bo Polska płaci kary za emisje CO2.Nawet gdyby pieniądze poszły na socjal to i tak budżet musi rząd równoważyć. Polska zadeklarowała poziom OZE i się z tego wywiązuje w tempie, które jest korzystne dla Polski tzn. jeśli rząd dotuje z opóźnieniem jakieś programy to dzięki temu opóźnieniu sprzęt jest tańszy i można więcej zamontować. Tak samo robiły inne kraje np gdy polka miała 13% OZE to taki kraj który nam się kojarzy z wiatrakami czyli Holandia, miała 1% OZE tzn., że wiatraków jeszcze mniej. Potem nadrobiła opóźnienie ale to zapewne było wyliczone i dzięki temu zrobili oszczędności.
Zatem to brednie, że Polska wydaje pieniądze na socjal, bo od planu realizacji OZE nie ucieknie więc ma prawo pieniądze przesuwać tam gdzie akurat najbardziej potrzebne. Zresztą i tak rynek PV był przegrzany (słyszymy 6000 wstrzymanych pozwoleń), bo ludzie to cymbały nie umiejące liczyć toteż firmy instalacyjne na PV zarabiały 40% za 2 dni pracy 2-3 monterów przy czym liczono za kWp 6,5 tyś. Dzięki temu, że naganiacze mieli spore bicie, stawali na głowie aby zbajerować ludzi udawało im się montować instalacje kosztujące ponad 60.000zł. W efekcie PV przybyło w w rok tempie jaki był zakładany na 9 lat.
Jak ktoś dostał dotację czyli zamontował PV na koszt reszty podatników to niech zamknie pyska i nie pluje na rękę która go tak wsparła i to jeszcze na zasadach starego prosumenta czyli na to się muszą składać inni.
Nie pasowały dotacje to nie trzeba się było po nie zgłaszać. Rząd miał prawo popełniać błędy, bo zakładał stałem tempo wzrostu cen certyfikatów tak ze nawet zdecydowali się budować węglową Ostrołękę. Ale gdy banki zajęły się spekulacją i koszt wzrósł z 30 euro na 90 to i sama UE zrozumiała, że ten mechanizm jest szkodliwy i opóźnić może inwestowanie w OZE a zyskają banki.
Każde inwestycje muszą być robione w tempie sensownym aby nie przeinwestować. Skoro nikt nie mógł przewidzieć tempa spadku cen PV oraz skuteczności naganiaczy to trudno aby linie zbudować za wcześnie, do tego niema tylu ludzi aby przerobić linie n/n i S/n bo te budowano wiele lat a chłopi pomagali energetykom i budowali słupy w czynie społecznym przy okazji nocując i żywiąc techników. Modernizacja W/N tez nie jest łatwa, bo nie można zabierać ziemi i wycinać lasów toteż zanim się postawi nową linię trzeba najpierw zdemotywować stara a do tego trzeba zapewnić miastu zasilanie drogą okrężną. Rząd to jedno a spece z energetyki to drugie i planowanie inwestycji jest na kilka lat do przodu bo i sama inwestycja trwa. Wojny nikt nie mógł przewidzieć a Polska miała się dobrze mając tani węgiel i kupując go za granicą po 50$/t. Po prostu niskie ceny światowe oraz przymuszanie nas do korzystania z NS2 zapewne miały wpływ na sposób inwestowania w OZE i modernizacje sieci. Wmawianie że siecią zarządzają idioci, bo jakiś amator ma falownik który się wyłącza to głupota. Jest oczywiste, że niedługo z 9 GW prosumentów będziemy mieli 60GW PV plus wiatraki i niezależnie ile pójdzie na sieć W/N to falowniki będą się wyłączały czesciej, bo co z tego jak zmodernizują siec n/n jak energii będzie za dużo i nikt jej nie zechce, chyba, że po cenach ujemnych. Zatem za dużo mieszania polityki do techniki a co poprzednie rządy robiły w ramach umów z Rosja to szkoda przypominać.
Nawet dziś nikt nie wie co będzie za rok czy dwa. Czy dalej będziemy kupować LNG od Rosji.Czy aby ustabilizować OZE zbudujemy atom i uran będziemy kupować od Putina. Ile będzie morskich wiatraków a ile lądowych i w którą stronę słać energie. Wydać kasę na sieci i powycinać lasy pod drogi i linie to łatwo.Zrobili linię 750 kV na Ukrainę i od lat stoi.Zmiana cen paliw lub certyfikatów i wieloletni plan się wali. Co ma do tego socjal? Przynajmniej ludzie mają czym się grzać przy tanim prądzie.Nie wiadomo po ile prąd będzie w przyszłości i czy OZE spowoduje podniesienie cen czy obniżenie. Z pewnością ogromnym kosztem będzie budowa atomu bo to związane jest z OZE i atom zamiast się zwracać 50-80 lat może być przez Niemcy cz UE zamknięty zaraz po zbudowaniu albo dowalą do atomu odpowiednie kary.Nie ma co pluć na rząd jeśli się zrozumie, że Polska spala najwięcej węgla.Zatem jeśli chcą transformować energetyką to tak ustawili certyfikaty że Polska ponosi największe koszty w UE która ma swoje zródła.Np Hiszpania i południe Europy ma stabilną produkcję lato zima, bo nie muszą tak grzać oraz mają dużo słońca nawet w zimie. Do tego blisko do gazu z Afryki, a północ Europy ma dużo hydroelektrowni oraz złoża gazu na Morzu Norweskim. Bogaty środek jak Niemcy, Holandia, Szwajcaria, Austria chciały jechać na tanim ruskim gazie.Zaś Francja budując bomby atomowe nastawiała reaktorów i jedzie na atomie. Wszyscy mają gdzieś ile Polska zapłaci i widać tu np. bunt Węgrów czy krajów nad morzem Czarnym, które kupują gaz od Turcji a ta zarabia na transferze od Putina.
Ani OZE ani dywersyfikacja od gazu ani inne działania nie są skuteczne a są nacechowane polityką aby skrócić wojnę. Co będzie po wojnie to nie wiadomo ale zapewne powrót do starych źródeł. Nawet gdyby nie było powrotu to i tak rosyjskie paliwa zasilą inne rejony świata czyli UE będzie stratna, bo będzie kupować drożej. Tak samo nikt nie wie czy jeśli UE a szczególnie Polska, poniosą koszty i gospodarka stanie się mniej konkurencja, to świat dalej wyprodukuje tyle samo CO2 a bogata UE więcej produkcji przeniesie do Chin, Indii itd i tam zwiększy ślad węglowy. Inaczej mówiąc Polska łatwo mogłaby przyspieszyć transformacje ale prąd w Polsce szybciutko by podrożał doszłyby koszty zamykania kopalń i przekwalifikowania górników.Stracilibyśmy bezpieczeństwo energetyczne a co to znaczy to było widać jak ceny w Anglii czy Holandii skoczyły 8 krotnie. Nasi spece dobrze wyliczyli wzrost zapotrzebowania ne energie projektując moment odejścia od ruskiego gazu ale wojna skomplikowała umowy na Baltic Pipe hoc i tak żeśmy się załapali na styk terminów.Tymczasem Polska z obecnych 20 mld m3 gazu chce zwiększyć zużycie do 30 mld i to są ogromne ilości energii nic nie majce wspólnego z OZE, które jest niepraktyczne do grzania zimą mieszkań i fabryk.Nie ma żadnych argumentów że Polska robi coś źle.Każdy kraj robi inaczej, bo ma inne zasoby. Polska została postawiona pod ścianą i nie ma wyboru poza atomem, ale już wiemy że nam atom zamkną, bo Niemcy go nie chcą a to Niemcy rządzą UE. Cała nadzieja że Francja się sprzeciwi Niemcom ze względu na koszty. Budujemy PV ale wiemy, że przez pół dnia falowniki się będą wyłączać i pogrubianie kabelków nic nie da. Na dziś ani wodór ani akumulatory nie są w stanie współpracować z OZE, a OZE pracuje w tych miesiącach gdy energii jest za dużo. Zatem warto było opóźnić PV bo Niemcy przez 30 lat wtopili w nią 3 razy więcej niż wyprodukowała a teraz wszytko murza wymienić. Nie wiadomo kiedy wejsć w auta EV czy banki akumulatorów, czy w wodór, bo myśli się o nich a bogaci płacą za rozwój technologii a my kupimy jak będzie opłacalna. Mamy czas opracować np. routery energii aby elastycznie modyfikować male instalacje. Na dziś nawet prosumenci nie wiedzą jak rozwijać aby nie trzeba było ciągle sprzetu odsprzedawać z każdą modernizacją .Tak namawiają na banki bo wiadomo że za rok zyskowność PV spadnie przy cenach godzinowych.Nas kiwają bo jest wiele zmiennych i tak samo rząd był kiwany chaotycznymi regulacjami.
Nikt w UE nie wie co będzie za 2 lata.Idziemy w mały atom bo jak dowala do atomu to teki reaktor można będzie odsprzedać. Czyli wielkie zakłady nie wiedzą czy będą miały stabilne dostawy po części przez OZE.
Ludzie tu zaglądają aby przewidzieć jak pójdzie rynek, więc prośba o odstawienie idiotycznej polityki bo rząd z opozycji byłby w podobnej sytuacji. A jak ktoś myśli, że za certyfikaty z jednego roku można system unowocześnić to kiep. Czekają na kosmiczne nakłady przez dziesiątki lat. Wiadomo też że wielką atomówkę można rozwalić jedną rakietą. Wiadomo, że zaczną się protesty i budowy się przedłużą.Wniosek, że węgiel może być długo w łasce i to Polski węgiel uratował UE gdy ta zbierała gaz na zimę.
System jest stabilny jeśli korzysta z wielu źródeł, a proste symulacje robione przed laty mówiły przy jakim % OZE w mixie system stanie się niestabilny
Co Polsce po certyfikatach jak one szły na dotacje do farm wiatrowych budowanych przez zagraniczne firmy? Gdy Polska obniżyła cenę certyfikatów z 240 zł na 50, to nagle firmom się przestało opłacać inwestować w Polsce ale dzięki temu z Polski pieniądze nie wypłynęły a teraz już koszty spadły tak ze możliwa jest budowa farm bez dotacji. Prawda jest taka, że wiatraki są stabilniejsze i Polska zainwestuje w nie a nie w PV.Zatem dotacje w prosumentów też nie będą wieczne.Po co dotować jak PV na wiele godzin latem będzie wyłączana?
W takim razie dlaczego nie są dotowane w żadnym rządowym programie instalacje pv off- grid z magazynem energii elektrycznej lub/i magazynem ciepła. W przypadku takich instalacji nie ma problemu z przepustowością sieci i odbiorem energii.
Całe połacie ziemi zamiast porastać drzewami I krzewami zastawione są panelami ,pod którymi nawet chwasty nie rosną .Czy aby to jest zielona energia ?