NIK o energetyce wiatrowej: "za" a nawet "przeciw"

http://serwisy.gazetaprawna.pl/energetyka/artykuly/837964,nik-nie-jest-przeciwna-energetyce-wiatrowej.html

http://www.cire.pl/item,102677,1.html?utm_source=newsletter&utm_campaign=newsletter&utm_medium=link

 

REKLAMA

 

Prezes Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski zapewnia, że chce rozwoju energetyki wiatrowej w Polsce. Jednak negując od miesięcy aktualne regulacje dotyczące budowy farm wiatrowych, rzuca kłody pod nogi branży wiatrowej. 

– NIK nie jest przeciwna energetyce wiatrowej. Jesteśmy za rozwojem czystej energii na czystych zasadach – powtórzył w tym tygodniu po raz kolejny Krzysztof Kwiatkowski. 

Mniej więcej od pół roku, czyli od publikacji raportu Najwyższej Izby Kontroli (NIK) jej prezes Krzysztof Kwiatkowski systematycznie krytykuje obecny stan prawny dotyczący zasad budowy farm wiatrowych, a praktykę tego typu inwestycji nazywa korupcjogenną. 

W ostatnich miesiącach branży wiatrowej od prezesa NIK dostało się wiele – mimo, że w żadnym ze zbadanych przez Izbę przypadków budowy farm wiatrowych, które NIK określa jako korupcjogenne, nie stwierdzono złamania prawa. 

REKLAMA

W swoim raporcie na temat procesów inwestycyjnych w polskiej branży wiatrowej NIK wykazała, iż w jednej trzeciej skontrolowanych samorzódów wiatraki zostały postawione „na działkach wójta, burmistrza czy też radnych głosujących za zmianą w planach zagospodarowania przestrzennego, która była korzystna dla inwestora planującego na danym terenie budowę wiatraków. 

Dzierżawa terenów pod wiatraki to w wielu przypadkach dobry biznes. Czynsze za dzierżawę pola pod elektrownię wiatrową wynoszą często po 20-30 tysięcy złotych. Zdaniem NIK, deweloperzy farm wiatrowych mieli kusić lokalnych decydentów zarobkiem z postawienia wiatraków na ich polu. W zamian ci godzili się na korzystne dla inwestora zmiany w przepisach planistycznych. 

– To jest sytuacja korupcjogenna, bo nikt mi nie powie, że z tysięcy działek w jednej gminie najbardziej wieje na działce wójta – powtarza prezes NIK. 

Krzysztof Kwiatkowski dodaje, że kolejną karygodną praktyką jest finansowanie przez inwestorów planów zagospodarowania przestrzennego za pomocą darowizn na rzecz danej gminy. 

Jednak to, czy taka darowizna, która wzbogaca finanse danej gminy to nadurzycie, jest sprawą problematyczną. W końcu de facto darowizna inwestora skłania gminy do przyjmowania miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, czyli do obowiązku narzuconego na nie przez prawo, którego z reguły nie realizują. 

– Te przepisy trzeba natychmiast unormować, bo doprowadzimy do sytuacji, w której emocje społeczne zaczynają być uzasadnione, bo ludzie mają przekonanie, że decyzje często zapadają nie w interesie lokalnej społeczności – dodaje Krzysztof Kwiatkowski.