Samochody elektryczne z Chin na ulicach Krakowa
Czy Chińczycy nauczyli się już robić samochody i mają co zaoferować Europejczykom? Portal WysokieNapiecie.pl sprawdził jak prowadzą się i ile kosztują w 100 proc. elektryczne ZD D2S, które można od miesiąca wynająć na ulicach Krakowa za kilka złotych.
ZhiDou D2S to dwuosobowe, typowo miejskie auto elektryczne importowane z Chin. Ze względu na homologację rozpędza się jedynie do 85 km/h i z tego względu nie wjedziemy nim np. na autostradę, ale to zdecydowanie nie jest jego środowisko. Pojazd nie ma nawet poduszek powietrznych. Ma za to inne zalety.
Najtańsze auto elektryczne na rynku
Po pierwsze, to w tej chwili najtańszy na polskim rynku pojazd elektryczny pretendujący do miana samochodu. Po drugie jest krótki (2,8 m) i zwrotny, co powoli staje się istotnym atutem w coraz bardziej zatłoczonych polskich metropoliach. Parkowanie dodatkowo ułatwiają czujniki i kamera cofania w standardzie, czego wciąż nie oferuje wiele aut miejskich renomowanych producentów z UE.
Auto wygląda z zewnątrz całkiem nieźle, jak na ten segment rynku, gdzie dizajnerzy nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Wnętrze wersji dostępnych w Polsce modeli także na pierwszy rzut oka wygląda całkiem nieźle.
Zaletą jest również dość duży bagażnik (ponad 270 litrów), który swobodnie wystarczy do przewozu sporych zakupów, a nawet walizek w drodze na urlop – tzn. w drodze na lotnisko lud dworzec, skąd polecimy lub pojedziemy na urlop, bo ZD do wyjazdu za miasto, nawet drogami krajowymi, kompletnie się nie nadaje.
Bateria o pojemności 17 kWh wystarczy do pokonania znacznie powyżej 100 km po mieście i na drogach lokalnych latem (dla przykładu w jednej z testowanych przez nas tras – 14 km z centrum Krakowa na lotnisko Balice – auto wykorzystało 10 proc. zgromadzonej energii) i z pewnością mniej niż 100 km zimą.
Samochód można naładować z domowego gniazdka (koszt jazdy wyniesie nas wówczas ok. 6 zł/100km) albo miejskich półszybkich ładowarek (europejska dystrybucja jest wyposażona w gniazda do ładownia typu 2).
Im więcej czasu spędzi się jednak we wnętrzu i na jeździe ZD D2S, tym łatwiej o przekonanie, że to wciąż jednak chińska jakość, która ma przypominać zachodnie auta. Grill jest inspirowany Fordem, a kierunek jazdy wybiera się niczym w BMW.
Jednak wnętrze z tanich plastików trzeszczy, uszczelki w drzwiach przywołują wspomnienia z lat spędzanych za kierownicą cinquecento, a gniazdo do ładowania samochodu straszy ordynarnymi śrubami, których powstydziłby się nawet producent tanich wiertarek. Bagażnik od kabiny nie odgradza nawet symboliczna przegroda. W testowanym przez nas modelu, z niespełna 500 km przebiegu, można już było wyczuć delikatne luzy w kierownicy.
ZD D2S to taki Geely Emgrand w skali mikro – nieźle wychodzi na zdjęciach, ale prowadząc go człowiek odruchowo robi rachunek sumienia.
Co autko ma wspólnego z Volvo i Mercedesem? Ile kosztuje na tle konkurencji? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl
Bartłomiej Derski, WysokieNapiecie.pl