Forsując Pakiet zimowy, UE ucieka z pułapki wzrostu cen energii

Forsując Pakiet zimowy, UE ucieka z pułapki wzrostu cen energii
Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej. Fot. MMC Polska

Nadszedł czas, kiedy dotychczas uznawana za zło wcielone dekarbonizacja oznacza obniżenie kosztów, a dalsza karbonizacja energetyki lub zbyt powolne odchodzenie od węgla w Polsce oznaczają ich podwyższenie. Nie można dalej abstrahować od kosztów, które ostatecznie weryfikują politykę energetyczną i nie da się racjonalnie walczyć z kosztami poprzez dalsze kurczowe trzymanie się węgla i zwalczanie OZE pisze Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.

Artykuł o niewystarczających reakcjach na prognozy i zapowiedzi podwyżek cen energii elektrycznej (blog „Odnawialny” 21.08.2018) wywołał szeroki rezonans, ale bieżąca dyskusja nie idzie w dobrym kierunku i wcale nie doprowadzi do rozwiązania problemu. Dotyczy to zarówno wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Energii (ME) jak i spółek energetycznych, czyli teoretycznie osób najlepiej zorientowanych, które kształtują narrację trudno zrozumiałą dla obywatela, wskazując jedynie na zewnętrzne przyczyny trudnej sytuacji, w jakiej znaleźli się polscy odbiorcy energii.

Ucichła dyskusja o domniemanych nieprawidłowościach w obrocie energią elektryczną (granie na zwyżki cen) na krajowej giełdzie energii (TGE), ale Ministerstwo Energii szuka teraz spekulantów na międzynarodowej giełdzie EEX, gdzie odbywa się handel uprawnieniami o emisji CO2, których cena w ciągu roku wzrosła o 20 euro za tonę. ME postawiło tezę, że wzrosty cen w ostatnich miesiącach mogą być skutkiem zamierzonych działań rynkowych i zwróciło się do odpowiednich komisarzy w UE, aby Komisja Europejska zaangażowała się w zbadanie sprawy (wykryła spekulantów). 

REKLAMA

Nic to, że wzrost cen uprawnień do emisji (nawet znacznie powyżej obecnego poziomu) był od dawna spodziewany przez wszystkich świadomych uczestników rynku poważnie (a nie romantycznie czy jedynie spiskowo) traktujących politykę UE (wystarczyłoby śledzić ten rynek i prace nad nowym pakietem klimatycznym, o czym dalej, oraz nie zakładać, że derogacje mogą trwać w nieskończoność). 

Spółki energetyczne (kontrolowane przez ME) zapewniły o gotowości do pełnego zrealizowania i to nawet z wyprzedzeniem niedawnej  zapowiedzi ME w sprawie prawnego wprowadzenia obliga giełdowego na sprzedaż energii w hurcie. Umacnia to przekonanie społeczne, że odbiorcy energii są pod dobrą opieką dostawców energii i ich właścicieli, a nie Komisji Europejskiej która od niemal dwóch lat próbuje przeprowadzić Pakiet zimowy nakierowany na poprawę pozycji odbiorców na rynku energii.

Pewnej zmianie uległa krajowa narracja wobec OZE, ale nikt nie mówi o zmianie strategii inwestycyjnej z drożejącego węgla i drożejących uprawnień do emisji na taniejące OZE. Rozwijana jest tylko dobrze opanowana w polskiej energetyce taktyka opóźnień. Prezes Tauron Polska Energia Filip Grzegorczyk mówi wprawdzie w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, że zielona energetyka to kwestia czasu, ale nie precyzuje jak długiego, za to zaraz dodaje, że „abstrahując od cen CO2, wciąż można powiedzieć, że energia wytwarzana z węgla jest energią najtańszą”.

Prezes Tauron ma zbyt szeroką wiedzę, aby  porównywać koszt energii starych wyeksploatowanych bloków energetycznych (mogących w każdej minucie wypaść z systemu) z inwestycjami w nowe źródła (niewrażliwe na koszty uprawnień do emisji). Rodzi się pytanie czy w Polsce w trosce o odbiorców energii u progu 2020 roku rzeczywiście można abstrahować od cen CO2?

Jednocześnie energetyka wywiera presję na Prezesa URE, aby zgodził się na znaczące podwyżki taryf na energię elektryczną, dzięki czemu ostatnie notowania krajowych firm energetycznych na GPW w końcu wrosły nawet o 6–9 proc. Koncerny krajowe zrzeszone w grupie lobbingowej PKEE nacisnęły na ME, aby zmobilizowało kolegów z paru innych krajów węglowych: Francji, Zjednoczonego Królestwa, Włoch, Węgier, Grecji i Irlandii (ostatecznie Włochy postanowiły opuścić tę grupę rebeliantów), aby przyjęte przez Parlament Europejski w Pakiecie zimowym ograniczenie emisyjności jednostek wytwórczych na poziomie 550 g CO2/kWh nie dotyczyło wsparcia dla elektrowni węglowych aż do 2030 roku, a w szczególności wsparcia w ramach mechanizmów mocowych (rynek mocy).

Warto zauważyć, ze wsparcie w systemie rynku mocy dla elektrowni węglowych, bynajmniej nie na zmianę miksu paliwowego na mniej emisyjny i mniej kosztowny, oznacza nie tylko dodatkowe koszty uprawnień do emisji CO2, ale też jednocześnie dodatkowo opłatę mocową na rachunkach za energię elektryczną. Wsparcie rynkiem mocy, a nie zasadami rynku energii i zmianą miksu, w dwójnasób uderzy w konsumentów energii. O tym jakoś środowiska energetyczne w obecnej debacie milczą, choć w przypadku opłaty OZE i wcześniejszych kosztów nabycia świadectw pochodzenia nader chętnie informowały swoich klientów o „przyczynach” podwyżek.

REKLAMA

Jak wołanie na puszczy brzmią jednak słowa prezesa URE: „nie budujmy ogromnego sektora energetycznego i wielkich bloków (bo) to ryzykowne; widzę ogromną szansę w energetyce przemysłowej, którą zaliczam do rozproszonej (…). Równolegle do dyskusji o doktrynie energetycznej należy rozmawiać o modelu funkcjonowania rynku energii”.

Tymczasem koncerny zjednoczone w walce o swoje interesy (bynajmniej nie o interesy odbiorców) poprzez ME (szerzej: Radę UE) w ramach unijnego „trialogu” (ostatnich uzgodnień legislacyjnych Komisji, Parlamentu i Rady UE) próbują rozmontować również ostatnie, jeszcze nieuzgodnione elementy Pakietu zimowego, w tym rozporządzenie w sprawie wewnętrznego rynku energii elektrycznej i dyrektywę  o wspólnych zasadach rynku wewnętrznego energii elektrycznej.

PKEE prowadzi intensywny lobbing na Radzie UE na rzecz ochrony interesów energetyki scentralizowanej i zasiedziałych wytwórców energii. Istnieje zagrożenie dalszej marginalizacji energetyki rozproszonej, prosumenckiej z OZE na rynku energii elektrycznej w UE.

Obawy dotyczą osłabienia propozycji Komisji i Parlamentu Europejskiego, które m.in. preferowały mniejszych, niezależnych uczestników rynku, szerokie wprowadzanie taryf dynamicznych (wielostrefowych) oraz utrudniały stosowanie zasad cenotwórstwa opartych na wzroście kosztów stałych (fixed cost) w taryfach itp.

Takie zmiany, choć nie zmienią już dyrektywy o handlu emisjami ETS i jej mechanizmów,  rozmiękczą jednak Pakiet zimowy (zwłaszcza nową dyrektywę o OZE – RED II) oraz osłabią pozycję konsumentów energii i jej niezależnych producentów. Stan prac nad Pakietem zimowym i miejsce ww. aktów o rynku energii elektrycznej obrazuje tabela, z której wynika wewnętrzna logika Pakietu, nakierowanie na konsumentów i niskie ceny i to, że nie może być traktowany jak menu a’la carte dla rekinów rynkowych. 

UE forsując Pakiet zimowy, nie usiłuje nas zniszczyć, tylko sama ucieka z pułapki wzrostu cen energii, której w Polsce nie chcemy nawet widzieć. 

Niestety w sprawach nadzwyczaj skomplikowanych przepisów o rynku energii ME nie bierze pod uwagę opinii innych, nieświadomych powagi sytuacji, stron niż koncerny energetyczne. Nawet te środowiska, które były bardziej zaangażowane w negocjacje dyrektyw o efektywności energetycznej i OZE, nie mają dostępu do informacji o tym, co się obecnie dzieje na Radzie UE (wygląda na to, że pełną wiedzę ma PKEE) i że to co podpowiadają koncerny energetyczne, może mieć wpływ na skuteczność wcześniejszych dyrektyw uzgodnionych już w trialogu i służy pozostawianiu konsumentów energii bez możliwości wyboru.

Dalszy fragment wpisu na blogu „Odnawialny”.

Grzegorz Wiśniewski