Rośnie nadpodaż zielonych certyfikatów. Dlaczego rośnie także ich cena?

Rośnie nadpodaż zielonych certyfikatów. Dlaczego rośnie także ich cena?
Fot. Acciona

Ceny zielonych certyfikatów w lipcu wyraźnie wzrosły w stosunku do czerwca. To może dziwić, mając na uwadze, że z końcem czerwca minął czas na uiszczenie tzw. obowiązku OZE za rok 2017, co mogło generować dodatkowy popyt. Tymczasem zielone certyfikaty drożeją nadal, a jednocześnie nadal rośnie ich rynkowa nadpodaż.

W ubiegłym roku, gdy posłowie niespodziewanie i ekspresowo przyjęli nowelizację ustawy o odnawialnych źródłach energii, tzw. Lex Energa, wydawało się, że rekordowo niskie wówczas ceny zielonych certyfikatów – jedno z dwóch źródeł przychodów producentów energii z instalacji OZE uruchomionych do połowy 2016 roku – nie wrócą już do poziomu gwarantującego rentowność wytwórcom działającym w tym systemie.

Wprowadzono wówczas do ustawy o OZE zapis zmniejszający wartość tzw. opłaty zastępczej, która de facto powinna wyznaczać górną granicę ceny zielonych certyfikatów w sytuacji, w której spółki obrotu mogą wypełniać tzw. obowiązek OZE, a więc określony udział energii odnawialnej w swojej sprzedaży, wpłacając tą opłatę na konto NFOŚiGW zamiast kupowania i umarzania zielonych certyfikatów.

REKLAMA

Po wprowadzeniu Lex Energa (doprowadzeniem do przyjęcia tej nowelizacji chwalił się ówczesny prezes Energi Daniel Obajtek) wysokość opłaty zastępczej zmniejszono z wcześniejszego poziomu 300,03 zł/MWh do 125 proc. średniej ceny certyfikatów z roku wcześniejszego – w 2017 r. rekordowo niskiej.

Taki zapis niewątpliwie był na rękę spółkom obrotu, które zyskały perspektywę znaczącego obniżenia kosztów realizacji tzw. obowiązku OZE.

W ostatnich miesiącach ceny zielonych certyfikatów jednak mocno rosną. W połowie ubiegłego roku kosztowały na Towarowej Giełdzie Energii jeszcze średnio około 30-40 zł/MWh, w styczniu podrożały do ok. 50 zł, a w ubiegłym miesiącu ich średnia cena na TGE wyniosła 90,15 zł/MWh.

Czynników, które mogą powodować wzrost cen zielonych certyfikatów, jest kilka. Można wskazać na wyższy obowiązek OZE, a więc obowiązkowy udział energii odnawialnej w sprzedaży energii do odbiorców końcowych, przez co spółki obrotu będą musiały kupić więcej certyfikatów (w sytuacji zablokowania furtki, jaką jest tzw. opłata zastępcza). Rośnie też wolumen sprzedawanej przez nie energii w sytuacji dobrego tempa krajowego wzrostu gospodarczego, co dodatkowo zwiększa popyt na energię, a więc także na zielone certyfikaty.

Podaży certyfikatów nie generują już duże elektrownie wodne i instalacje współspalania biomasy, niskie ceny certyfikatów skutkowały ograniczeniem produkcji energii w elektrowniach biomasowych, a certyfikaty nie przysługują już za generację z nowych instalacji OZE uruchomionych od połowy 2016 r. Do nowego systemu aukcyjnego przeszło też część mniejszych hydroelektrowni i kilka biogazowni, ale dotychczasowym aukcjom „migracyjnym” nie można przypisać istotnego zmniejszenia podaży certyfikatów.

Trudno jednak uznać, że te czynniki mają decydujący wpływ na kurs certyfikatów, jeśli spojrzymy na ich gigantyczną nadwyżkę, w sytuacji której trudno jest o normalną grę popytu i podaży.

Ostatnie dane TGE za lipiec wskazują na ponowny wzrost nadpodaży. W ubiegłym miesiącu wystawiono certyfikaty odpowiadające produkcji energii odnawialnej rzędu 1,71 TWh, podczas gdy w tym samym okresie umorzono certyfikaty odpowiadające produkcji 0,46 TWh. Nadwyżka wzrosła o 1,25 TWh, do poziomu aż 29,88 TWh – to prawie 1/5 wszystkich certyfikatów wystawionych w ogóle.

Dlaczego ceny certyfikatów nadal rosną, skoro popyt na nie jest dużo mniejszy niż dostępna podaż, a dodatkowo z końcem czerwca minął czas na realizację obowiązku OZE za 2017 r., co mogło tworzyć dodatkowy popyt?

W czerwcu średnia cena certyfikatów wyniosła 72,62 zł/MWh przy obrotach w notowaniach sesyjnych rzędu 1,29 TWh. Natomiast w lipcu, gdy zniknęła możliwość dokupienia certyfikatów w celu zrealizowania obowiązku OZE za 2017 r., cena certyfikatów jeszcze poszła w górę do średniego poziomu 90,15 zł/MWh (w niektórych transakcjach przebito nawet poziom 100 zł/MWh), a obroty podczas sesji sięgnęły najwyższego w tym roku poziomu 1,492 TWh – dwukrotnie wyższego niż odnotowany w lipcu 2017 r.

Skąd taki wzrost cen zielonych certyfikatów w lipcu, a więc „sezonie ogórkowym” następującym po miesiącu, w którym popytowi na zielone certyfikaty mógł jeszcze sprzyjać ostatni dzwonek na uregulowanie obowiązku OZE za 2017 r.?  

Utrzymująca się ogromna nadpodaż certyfikatów wskazuje, że większy wpływ na kształtowanie ceny certyfikatów powinna mieć strona popytowa, a więc spółki obrotu, które muszą kupować certyfikaty, aby wypełnić swój obowiązek OZE.

Dlaczego jednak sprzedawcy energii mieliby zawyżać ceny certyfikatów, jeśli oznacza to dla nich wyższe koszty? To, co nie jest korzystne dla wchodzących w skład państwowych koncernów energetycznych spółek obrotu – wyższe ceny certyfikatów to dla nich wyższe koszty, ale można je przerzucić na odbiorców – może być korzystne dla należących do tych samych grup spółek wytwórczych.

Wcześniej Energa, a ostatnio Tauron odwróciły odpisy wartości swoich aktywów wytwórczych OZE, tłumacząc podniesienie ich wyceny pojawieniem się korzystniejszych warunków na rynku energii odnawialnej – w tym korzystną zmianą zasad opodatkowania wiatraków, począwszy od 2018 r., ale także wyższymi cenami zielonych certyfikatów.

Energa, która za prezesury Daniela Obajtka obniżyła wartość swoich wiatraków poprzez dokonanie odpisu ich wartości, ostatnio w wyniku przeprowadzonych testów na utratę wartości w I półroczu 2018 roku stwierdziła wzrost wartości odzyskiwalnej farm wiatrowych, podejmując decyzję o odwróceniu odpisów aktualizujących wycenę wiatraków na łączną kwotę 116,6 mln zł.

Taka decyzja ma wpłynąć pozytywnie na wynik operacyjny grupy. Szacowany wpływ odwrócenia odpisów na skonsolidowany wynik netto Energi za 2018 rok wynosi 94,5 mln zł.

REKLAMA

Wcześniej, w połowie stycznia br., Energa informowała o podjęciu decyzji o odwróceniu odpisów aktualizujących wartość aktywów na łączną kwotę 138 mln zł, z czego 87 mln zł miało przypaść na aktywa wiatrowe.

Odwrócenie wcześniejszych odpisów wartości swoich aktywów w OZE – na łączna sumę 345 mln zł – potwierdził ostatnio również Tauron.

Podniesienie wartości aktywów w segmencie Wytwarzanie Tauron tłumaczył „zmianami regulacji w zakresie OZE, dotyczącymi sposobu wyznaczania opłaty zastępczej oraz opodatkowania farm wiatrowych i mającymi pozytywny wpływ na wyniki finansowe generowane przez aktywa oparte na odnawialnych źródłach energii”.

Wcześniej, dwa lata temu, gdy cena certyfikatów spadała, podając wyniki finansowe za I połowę 2016 r., Tauron informował o wykonaniu odpisu wartości swoich aktywów w OZE na 500 mln zł.

Wcześniejsze wykonanie odpisów, gdy ceny certyfikatów spadały i wprowadzano niekorzystne regulacje dla wiatraków, dawało podstawę do późniejszego ewentualnego odwrócenia odpisów, gdy sytuacja rynkowa ulegnie zmianie, a ostatnio tak się stało. Odwrócenie odpisów oznacza jednocześnie okazję do poprawienia określonych wskaźników finansowych – wyniku EBIT czy zysku netto.

Z drugiej  strony wyższe koszty spółek obrotu związane z zakupem zielonych certyfikatów mogłyby służyć skłonieniu instytucji odpowiedzialnych za tworzenie prawa dla odnawialnych źródeł energii do zmiany niekorzystnego dla koncernów energetycznych zapisu, który uniemożliwia im zrealizowanie obowiązku OZE za pomocą obecnie dużo niższej opłaty zastępczej – tym bardziej w sytuacji ostatnich wzrostów cen energii i realnego podniesienia ich dla odbiorców końcowych. Okazją może być zapowiedziana przez Ministerstwo Energii kolejna nowelizacja ustawy o OZE.

Chodzi o zapis mówiący, że nie można uiszczać opłaty zastępczej w sytuacji, gdy podana przez TGE średnia cena zielonych certyfikatów z poprzedniego roku jest niższa od aktualnej wartości opłaty zastępczej – taki zapis wprowadzono wcześniej do ustawy jako jeden z mechanizmów, który miał prowadzić do unormowania sytuacji na rynku certyfikatów.

Zgodnie z ustawą o OZE (w wersji obowiązującej od połowy 2016 r.) spółki obrotu i pozostałe podmioty zobowiązane do realizacji obowiązku OZE muszą wypełnić go wyłącznie poprzez umorzenie świadectwa pochodzenia lub świadectwa pochodzenia biogazu rolniczego, w przypadku, gdy którakolwiek z średnioważonych cen praw majątkowych wynikających ze świadectw pochodzenia lub świadectw pochodzenia biogazu rolniczego będzie niższa od wartości jednostkowej opłaty zastępczej.

Roczna, średnioważona cena zielonych certyfikatów obowiązująca z roku 2017 nie przekracza wartości jednostkowej opłaty zastępczej. To wykluczyło możliwość wypełnienia obowiązku za rok 2017 opłatą zastępczą. Wprowadzony w połowie 2016 r. art. 47 ust. 2 ustawy o OZE uniemożliwia spółkom obrotu realizację obowiązku dużo niższym kosztem, ale za to poprawia sytuację producentów energii odnawialnej sprzedających zielone certyfikaty.

Spółki obrotu mogły zabiegać o zmianę tego niekorzystnego zapisu ustawy o OZE przy okazji ostatniej nowelizacji, którą parlament przyjął w czerwcu i która weszła w życie w połowie ubiegłego miesiąca.

Potwierdzają to uwagi zgłoszone do wcześniejszego projektu ostatniej nowelizacji ustawy o OZE przez reprezentujące spółki obrotu Towarzystwo Obrotu Energią.

TOE postulowało wdrożenie zapisu, który zwalniałby z realizacji obowiązku OZE tylko poprzez umorzenie zielonych certyfikatów, w sytuacji, gdy zobowiązany podmiot „byłby w stanie wykazać, że składał w transakcjach sesyjnych zlecenia kupna praw majątkowych (…)ale z uwagi na niewystarczającą liczbę ofert sprzedaży tych praw lub gdy oferowana cena tych praw była wyższa niż jednostkowa opłata zastępcza (…) nie nabył praw na sześciu sesjach od początku roku kalendarzowego, którego dotyczy obowiązek (…) do 31 maja roku następnego”.

Zgodnie z propozycją TOE, Urząd Regulacji Energetyki miałby prawo zweryfikować informacje na ten temat.

Ta uwaga TOE nie została jednak przyjęta przez Ministerstwo Energii, które przygotowało projekt nowelizacji, a w jej finalnej wersji, uchwalonej w czerwcu 2018 r., nie wprowadzono zmian dot. art. 47 ust. 7 przyjętego nowelizacją z czerwca 2016 r., który wskazuje nadal, że „podmiot (…) mimo zaistnienia podstaw do realizacji obowiązku przez umorzenie świadectw pochodzenia lub świadectw pochodzenia biogazu rolniczego, może wnieść opłatę zastępczą, o ile wykaże, że składał w transakcjach sesyjnych zlecenia kupna praw majątkowych (…) ale z uwagi na brak ofert sprzedaży tych praw nie nabył żadnych praw na sześciu sesjach od początku roku kalendarzowego, którego dotyczy obowiązek (…) do 31 maja roku następnego – a na tych sesjach nie zawarto żadnych transakcji giełdowych sesyjnych, w których towarem giełdowym były prawa majątkowe wynikające z tych świadectw.”.

W zapisie obowiązującym w ustawie o OZE nie ma więc postulowanej przez TOE możliwości uiszczenia opłaty zastępczej w sytuacji „gdy oferowana cena praw była wyższa niż jednostkowa opłata zastępcza”.

Z pewnością w kontekście zjawisk zachodzących na rynku zielonych certyfikatów warto będzie śledzić uwagi do kolejnego projektu nowelizacji ustawy o OZE, które zgłoszą firmy i instytucje związane z obrotem energią, zwłaszcza dotyczące art. 47 tej ustawy.

red. gramwzielone.pl

redakcja@gramwzielone.pl


© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o