G. Wiśniewski o przyczynach wzrostu cen energii

G. Wiśniewski o przyczynach wzrostu cen energii
Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej. Fot. MMC Polska

To konsumenci energii w obliczu wzrostu jej cen mogą przyspieszyć rozwój generacji rozproszonej opartej na OZE, inwestycji prosumenckich oraz inwestycji u przemysłowych autoproducentów energii. Takie właśnie inwestycje w energetyce rozproszonej, obniżające koszty energii dla odbiorców i jednocześnie ograniczające zbędne koszty rozwoju sieci w systemie, należy w obecnej sytuacji promować. Ale to nie znaczy, że można zwlekać z poważniejszymi korektami w polskiej polityce energetycznej pisze Grzegorz Wiśniewski.

Czerwiec 2018 r. dał sporo do myślenia energetykom, konsumentom energii, politykom i organom kontroli rynku energii. Jest silna potrzeba znalezienia winnego wzrostu cen energii elektrycznej. Istnieje obawa, że jak zwykle wskazani zostaną Unia Europejska, OZE i spekulanci.

Wtedy, w efekcie dalszego zbiorowego samooszukiwania się, rząd nie zmieni fundamentów polityki energetycznej i nie podejmie już i tak silnie spóźnionych działań naprawczych, nie doprowadzi do poprawy coraz gorszej perspektywy dla polskiej energetyki, a najbardziej narażeni na wzrost cen odbiorcy energii pozostaną bierni w sytuacji bez wyjścia. Tymczasem  odnotowany w końcu wzrost cen energii elektrycznej nie jest niespodzianką.

REKLAMA

Gdyby rzeczowa informacja publiczna była dostępna, a debata o energetyce oparta była na faktach i uczciwa, obecny wzrost cen energii nikogo nie powinien zaskoczyć. W 2016 roku Instytut Energetyki Odnawialnej wskazywał na szybkie tempo wzrostu cen energii dla małych i średnich firm korzystających z taryf C i sugerował, aby stawały się one prosumentami biznesowymi (autoproducentami energii).

W ub. roku IEO opublikował artykuł „Ceny energii elektrycznej w obliczu polityki energetycznej” i apelował o to, aby koszty zapowiadanej polityki energetycznej poddać monitoringowi, ocenie wpływu na gospodarkę i kontroli społecznej. Pojawiły się problemy metodologiczne: okazało się, że koszty energii (także w dłuższym okresie niż kadencja polityków) są wyższe od cen.

Tłumaczyć to można było na dwa sposoby: (1) pionowo zintegrowane koncerny przerzucają koszty z wytwarzania na dystrybucję, (2) system energetyczny nie inwestuje, aby w rocznych (a nawet kwartalnych) sprawozdaniach poprawiać wyniki. Trudne do wytłumaczenia wyłącznie na gruncie nauk ekonomicznych okazały się też dwie sprzeczne tendencje: rosnące zyski koncernów energetycznych, a jednocześnie drastyczny spadek ich wartości giełdowej. 

W I kwartale 2018 roku średnia hurtowa cena energii elektrycznej na Rynku Dnia Następnego wyniosła 184 zł/MWh i była wyższa o 19 proc. od średniej ceny notowanej w analogicznym okresie ubiegłego roku. W II kwartale bardzo mocno wzrosły ceny energii w kontraktach terminowych na sierpień, wrzesień oraz cały trzeci kwartał 2018. Ceny grubo przekraczają 300 zł za MWh.

Zgodnie z modelem IEO, oznacza to powrót do ekonomicznej „normalności” jakże bolesnej po latach dominacji polityki nad ekonomią oraz przewagi myślenia krótkookresowego nad długookresowym, czego wyrazem może być faktycznie naganna spekulacja na giełdzie energii, ale jednocześnie brak możliwości ścigania spekulantów politycznych.

W efekcie Komisja Nadzoru Finansowego, Urząd Regulacji Energetyki, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zapowiadają kontrole na Towarowej Giełdzie Energi oraz u głównych graczy z dominującą pozycją na rynku energii. Celem kontroli jest zbadanie ewentualnych nieprawidłowości w  zachowaniu podmiotów gospodarczych. Pojawiają się różne hipotezy co do przyczyn wzrostu cen energii. 

Wszyscy powinniśmy się cieszyć, gdyby okazało się, że przyczyną wzrostu cen okazały się doraźne nieprawidłowości w funkcjonowaniu rynku energii, które można by usunąć np. zwiększaniem obligo giełdowego (obecnie tylko 30 proc. energii musi być sprzedawane na pośrednictwem TGE) lub poprawą informacji i przejrzystości transakcji na tym rynku.

REKLAMA

Panuje zgoda, że przyczyny wzrostu cen energii mają swoje obiektywne podstawy, które będą prawdziwe także w średnim okresie: wzrost cen węgla (trend światowy) i uprawnień do emisji CO2 (trend europejski). Ale to wszystkiego nie tłumaczy, gdyż obecnie spalany jest jeszcze tańszy węgiel, korzystamy z derogacji, a ceny uprawnień do emisji rosną nadal zbyt wolno, aby wywołać aż takie skutki.

W mediach nie widać natomiast opinii, które wskazywałyby na przyczyny strukturalne związane np. z efektem skonsolidowania energetyki i grą prowadzoną wewnątrz grup energetycznych (wytwarzanie i dystrybucja) oraz efektem ubocznym „hodowli” przez kilkanaście lat (od 2006 roku „Program dla elektroenergetyki”) państwowych monopoli w energetyce.  

Od niedawna do przyczyn strukturalnych można by też zaliczyć powstanie Ministerstwa Energii (ME), sprawującego wobec państwowych spółek jednocześnie funkcję właścicielską i regulacyjną, ale ten „problem” też nie jest przedmiotem dyskusji. Nikt nie stawia tezy, że przyczyny wzrostu cen mają charakter jeszcze bardziej fundamentalny, związany z polityką energetyczną, inwestycyjną (wpychanie polskiej energetyki w technologie, których koszty rosną), a przede wszystkim z regulacjami, które coraz częściej  nie mają oceny skutków regulacji (OSR), a jeżeli nawet mają, to pozbawione są ilościowej analizy wpływu na koszty energii dla odbiorców końcowych. 

Planowanie inwestycji w energetyce powinno być przedmiotem szczególnie uważnego monitorowania i optymalizacji. Tak się dzieje w wielu krajach, gdzie rządy zlecają niezależne analizy dotyczące cen energii, a parlamenty pod tym kątem kontrolują rządy. Nienormalny w Polsce jest brak długoterminowej prognozy cen energii, zwłaszcza wobec zgłaszania do realizacji ad hoc dość lekkomyślnych koncepcji energetycznych, przy braku całościowej polityki energetycznej.  

W cytowanej powyżej pracy „Ceny energii elektrycznej w obliczu polityki energetycznej”, autorzy podjęli się opracowania prognozy kosztów energii w oparciu o zapowiedzianą przez ME i w ub. roku (co prawda jedynie w mediach i na konferencjach, gdzie nikt nie pytał o koszty i ceny) strukturę mocy wytwórczych i miksu paliwowego w elektroenergetyce do 2050 roku.

Struktura ta była przedmiotem weryfikacji przez IEO jedynie pod kątem realności technicznej (rezerwa mocy, cykle inwestycyjne), ale bez ingerencji w prognozę zapotrzebowania na energię i priorytety ME, w tym spowalnianie OZE i efektywności energetycznej, próba przyspieszenia rozwoju energetyki jądrowej i inwestycje w nowe i modernizacyjno- odtworzeniowe w elektrownie węglowe. 

Wyniki analiz prowadzą do wniosku, że w latach 2015-2030 cena energii dla odbiorców energii (ceny stałe z 2017 roku, bez inflacji) na taryfach C wzrośnie o ponad 19,2 proc., a na taryfach G o 22,3 proc. Przy tak wyraźnym wzroście cen energia elektryczna dla tych grup odbiorców może stać się jedną z najdroższych w UE, tym bardziej, że w Unii Europejskiej OZE o niskich lub zerowych kosztach zmiennych zaczynają już obecnie obniżać koszty energii.

IEO przygotował również ostrożną prognozę jednostkowych kosztów dystrybucji w perspektywie 2030 roku, która prowadzi także do wzrostu kosztów (stawki netto w cenach stałych z 2017 roku (zł w 2017 r.): grupa taryfowa C (MŚP, usługi, handel, drobny przemysł) – o 13 proc. do poziomu 291 PLN/MWh); grupy taryfowa G (gospodarstwa domowe) – o 32 proc. do poziomu 317 PLN/MWh.

Dalsza część artykułu na blogu „Odnawialny”.

Grzegorz Wiśniewski