G. Wiśniewski: dobry czas na refleksję

G. Wiśniewski: dobry czas na refleksję
Grzegorz Wiśniewski / foto: Newseria

 Wprowadzenie rynku mocy, pomimo kosztów subsydiowania elektrowni węglowych zbliżonych do tych planowanych do tej pory w USA, przeszło bez rozdzierania szat i jest uznane za sukces. Nie przeszkadzają w tym takie uciążliwe fakty, że po każdym z dwóch ostatnich orkanów po kilkaset tysięcy odbiorców energii pozostawało przez kilka dni bez zasilania – pisze Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej. 

Kontrolowana przez Republikanów Federalna Komisja Regulacji Energetyki (FERC) odrzuciła w poniedziałek plan administracji Trumpa, aby wesprzeć elektrownie węglowe i jądrowe poprzez dotacje.

Na nic zdały się spełniane do tej pory obietnice wyborcze (powtarzane do tej pory) prezydenta Trumpa, że powróci do atomu i „odmłodzi” węgiel jako główne źródło energii w kraju. Powodem kłopotów w sektorze węglowym, czego wyrazem były liczne bankructwa i wieloletni, nieodwracalny spadek udziału w rynku jest fakt, że „gaz ziemny i OZE rozkwitły” – pisze „Guardian”, powołując się na FERC.

REKLAMA

Warto przypomnieć, że w latach 2002-2016 aż 531 bloków węglowych w USA zostało wycofanych, a jednocześnie w ubiegłym roku właściciele 8 reaktorów jądrowych ogłosili plany wycofania bloków energetycznych. Dlatego minister energii USA Rick Perry w ubiegłym roku zaproponował nowe wsparcie rządowe dla elektrowni węglowych i jądrowych (na wzór polskiego „rynku mocy”), starając się spowolnić tempo, w jakim jednostki te są stopniowo wycofywane, stwierdzając, że ich produkcja jest potrzebna, aby uniknąć przerw w zasilaniu w czasach deficytu mocy (dostaw), w tym np. w czasie coraz częstszych w USA klęsk żywiołowych.

Z logiką tej ostatniej przesłanki można dyskutować, np. większym problemem w takich sytuacjach są sieci, a nie źródła – a rozwiązaniem generacja rozproszona, nie scentralizowana, ale administracja Trumpa do tej pory nie zawsze przejmowała się jej brakiem. 

REKLAMA

FERC nie uległ jednak naciskom politycznym. Powołano się na opublikowany w grudniu raport „Energy Innovation”, który wykazał, że plan powrotu do subsydiowania węgla i atomu będzie kosztować amerykańskich podatników około 10,6 miliarda dolarów rocznie. FERC oświadczył, że pomimo twierdzeń administracji, nie ma żadnych dowodów na to, że jakiekolwiek wcześniejsze lub planowane wycofanie elektrowni węglowych stanowi zagrożenie dla niezawodności krajowej sieci elektrycznej.

Jedyne wsparcie dla węgla, o jakim Perry mówił, to koncepcja rekompensat dla elektrowni konwencjonalnych, które utrzymywać będą 90-dniowe rezerwy paliw na wypadek wystąpienia poważnych anomalii pogodowymi i innymi zakłóceń. FERC zamierza wprowadzić tzw. niezawodność „adekwatną”, powołując się na profil wprowadzania do sieci gazu ziemnego, wiatru i energii słonecznej i w tym celu rozpoczął nowe badanie oceny niezawodności i odporności na zakłócenia krajowej sieci elektrycznej w USA.

Do podobnych refleksji, jeśli chodzi o niepotrzebne koszty subsydiowania energetyki konwencjonalnej, a w szczególności energetyki jądrowej, ostatnio doszło też ministerstwo ds. energii i klimaty (DECC) w Wielkiej Brytanii, po ekspertyzie „Cost of Energy Review” zleconej prof. Dieterowi Helmowi, ale Ameryka wydawała się być niewzruszona na kwestie kosztów i ochrony środowiska.

Niewzruszona pozostaje Polska. Wprowadzenie rynku mocy, pomimo kosztów subsydiowania elektrowni węglowych zbliżonych do tych planowanych do tej pory w USA, przeszło bez rozdzierania szat i jest uznane za sukces.

Dalszy fragment wpisu Grzegorza Wiśniewskiego na blogu „Odnawialny”. 

Grzegorz Wiśniewski