Dwa lata po szczycie klimatycznym. Kolejny sukces Francuzów?

Dwa lata po szczycie klimatycznym. Kolejny sukces Francuzów?
Emanuel Macron. Fot. Presidencia de la República Mexicana, flickr cc

W tym tygodniu mogliśmy usłyszeć szereg nowych zapowiedzi działań zmierzających do walki ze zmianami klimatu, zwiększenia inwestycji w czyste technologie czy ograniczenia funduszy na biznes związany z paliwami kopalnymi. Przyczyna? Szczyt One Planet, który odbył się w Paryżu z inicjatywy Emmanuela Macrona w drugą rocznicę szczytu klimatycznego ONZ, który skutkował zawarciem globalnego porozumienia klimatycznego.

Paryski szczyt klimatyczny z 2015 r. okazał się wielkim sukcesem dyplomatycznym i wizerunkowym Francuzów i ich ówczesnego prezydenta Francois Hollande. Dzisiaj, w drugą rocznicę tego wydarzenia, jego następca Emmanuel Macron, który jest zaangażowany w proklimatyczne inicjatywy w nie mniejszym stopniu co Hollande, mówi że świat musi robić więcej, aby osiągnąć wyznaczone wówczas cele.

Grupa kilkudziesięciu naukowców badających zmiany klimatu ostatnio ostrzegła, że w tym roku osiągniemy największy w historii poziom emisji CO2. – Prawdopodobnie jesteśmy na drodze wzrostu emisji CO2 w kolejnych latach, zamiast spadku – zapewnili, przedstawiając wyliczenia, zgodnie z którymi w tym roku globalne emisje CO2, wynikające z ludzkiej aktywności, wzrosną o 2 proc. w porównaniu z danymi z roku 2016, osiągając poziom 37 mld ton.

REKLAMA

W ubiegłym roku stężenie CO2 w atmosferze miało sięgnąć 403,3 ppm wobec poziomu 400 ppm odnotowanego w roku 2015. WMO zaznacza, że to najwyższy wzrost koncentracji dwutlenku węgla od 30 lat, od kiedy prowadzone są badania.

Macron przypomniał w tym tygodniu w Paryżu, że w przypadku utrzymania obecnego kursu, świat nie tylko nie zrealizuje wyznaczonego dwa lata wcześniej celu powstrzymania wzrostu globalnej temperatury poniżej 2 st. C w porównaniu ze średnią temperaturą z ery przedprzemysłowej, ale prawdopodobnie przekroczy 3 st. C, czego skutkiem będzie m.in. zniknięcie z mapy świata wielu wysp.

Ciosem w globalne wysiłki w walce ze zmianami klimatu okazała się prezydentura Donalda Trumpa, który zarządził wycofanie się USA – drugiego największego na świecie emitenta CO2 –  z paryskiego porozumienia klimatycznego. Tą sytuację wizerunkowo, ale także gospodarczo, chcą wykorzystać Chińczycy, których jeszcze w 2015 r. do włączenia się w politykę klimatyczną przekonywał Barack Obama.

Teraz Chiny, które  są już globalnym liderem w inwestycjach w odnawialne źródła energii, strofują Trumpa za bagatelizowanie zmian klimatu. USA pozostają – po przyłączeniu się do porozumienia Syrii i Nikaragui – jedynym krajem ONZ nierespektującym umowy przyjętej w 2015 r.

Jednocześnie  proklimatyczne nastawienie – wbrew polityce Trumpa – potwierdzają poszczególne stany USA, w tym Kalifornia, która sygnalizuje utworzenie wspólnego systemu handlu prawami do emisji CO2 z Unią Europejską, a być może nawet z Chinami, które taki system wdrożą u siebie. Na razie Kalifornia przedłużyła swój system cap-and-trade do roku 2030.

Wbrew retoryce Trumpa działa też amerykański biznes. Przejście na energię ze źródeł odnawialnych zapowiedziały niemal wszystkie największe instytucje finansowe z Wall Street, a także potentaci technologiczni z Doliny Krzemowej – m.in. Apple, Google i Facebook. Podpisywane przez te firmy umowy PPA na zakup zielonej energii napędzają inwestycje w amerykańskiej energetyce odnawialnej.

REKLAMA

Działania proklimatyczne mocno wspiera też Microsoft. Jego twórca, Bill Gates, zapowiedział teraz w Paryżu przeznaczenie 300 mln dolarów na pomoc rolnikom z najuboższych regionów świata – w które szczególnie uderza globalne ocieplenie – w adaptacji do skutków zmieniającego się klimatu.

Dwa lata po szczycie klimatycznym w Paryżu swoje zobowiązania podtrzymuje Unia Europejska, która chce zredukować swoje emisje CO2 do roku 2030 o 40 proc. względem emisji z 1990 r.

Podczas szczytu, który w tym tygodniu odbył się w stolicy Francji, Unia Europejska zobowiązała się m.in. do przeznaczenia 9 mld euro na ochronę klimatu i inwestycje w czyste technologie w krajach afrykańskich, a także w państwach sąsiadujących z UE. Te pieniądze mają co do zasady zaktywizować jeszcze większy, prywatny kapitał, który zostanie wydany na proklimatyczne inwestycje w tych krajach.

Ambitne cele zmierzające m.in. do wycofania się z produkcji energii z węgla w perspektywie kilku lat wdrażają poszczególne europejskie kraje. Opuszczająca Unię Europejską Wielka Brytania w ostatnich latach w rekordowym tempie zmniejszyła emisyjność swojej gospodarki, a ostatnio stanęła na czele grupy krajów, które zadeklarowały zakończenie produkcji energii z węgla. Brytyjczycy mają to zrobić do roku 2025, ale już teraz udział węgla w ich miksie energetycznym staje się coraz bardziej symboliczny.

Okazją do weryfikowania postępów w walce ze zmianami klimatu są coroczne szczyty klimatyczne ONZ. Ostatni odbył się w ubiegłym miesiącu w Bonn, a kolejny odbędzie się za rok w Katowicach.

Polski rząd, w osobie ministra Jana Szyszko, potwierdził w Bonn duże znaczenie paryskiego porozumienia. Jednocześnie Polska pozostaje głównym hamulcowym unijnej polityki zmierzającej do przejścia na gospodarkę niskoemisyjną.

Polski trudno szukać też na liście krajów, które w tym tygodniu poczyniły lub potwierdziły nowe zobowiązania klimatyczne – w tym m.in. w zakresie osiągnięcia „emisyjnej neutralności” (14 krajów, w tym Niemcy), w zakresie wycofania się z produkcji energii z węgla (26 krajów takich jak Wielka Brytania czy Kanada, a także 24 koncerny, w tym EDF) czy obciążenia dodatkowymi kosztami emisji CO2 – takie zobowiązania przyjęło 12 krajów.

Póki co polska energetyka i górnictwo tracą kolejne możliwości pozyskania finansowania na inwestycje związane z węglem. Przy okazji One Planet Summit wyłączanie finansowania przedsięwzięć zakładających wykorzystanie paliw kopalnych potwierdziło kilku finansowych potentantów, m.in. Axa, ING czy Bank Światowy. Wcześniej zablokowanie finansowania dla inwestycji węglowych zadeklarowały takie instytucje jak Societe Generale (właściciel m.in. Eurobanku), Credit Agricole, BNP Paribas, Allianz, Aegon czy Bank of America, a także potężne państwowe fundusze z Norwegii.

Na koniec 2016 r. rynkowa wartość czołowych funduszy, które zdecydowały o wycofaniu się z inwestycji w paliwa kopalne, odpowiadała sumie ponad 5 bln dolarów. 

red. gramwzielone.pl