G. Wiśniewski: nie da się bez końca obciążać poprzednich rządów i URE
– Nie da się bez końca obciążać winą poprzednich rządów ani Prezesa URE, który w gąszczu sprzecznych i chwiejnych przepisów stara się je wdrażać. (…) Rząd zmienia już nie tylko przepisy poprzedniego rządu, ale głęboko ingeruje w dopiero co przyjęte własne koncepcje – pisze na temat ostatniego zamieszania w systemie aukcyjnym Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
28 września Urząd Regulacji Energetyki przeprowadził trzecią w tym roku aukcję „migracyjną” z systemu zielonych certyfikatów do systemu aukcyjnego dla istniejących małych elektrowni na biomasę i na biogaz. Następnego dnia poinformował o odwołaniu kolejnych, już ogłoszonych, trzech kolejnych aukcji, m.in. dla nowych biogazowni rolniczych i dużych elektrowni na biomasę.
Jako powód Urząd podał opublikowanie w dniu 29 września w Dzienniku Ustaw – co było całkowitym zaskoczenie dla większości uczestników rynku – rozporządzeń Rady Ministrów zmieniających poprzednie rozporządzenia w sprawie tegorocznych planów na aukcje. W zasadzie odwołano wszystkie tegoroczne aukcje, także te jeszcze nieogłoszone np. na energię z dużych elektrowni wiatrowych i systemów fotowoltaicznych.
Skąd zaskoczenie? Minister Energii przekonał Panią Premier do pominięcia w procesie legislacyjnym oceny skutków regulacji oraz konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych. Dotychczas „powielaczowa” procedura tworzenia prawa była zmorą uchwalonych w tym trybie niedopracowanych i często nieodpowiedzialnych projektów poselskich, w tym trzech – uznawanych oficjalnie za poselskie – nowelizacji ustawy o OZE.
Niedostosowana do polskich uwarunkowań (pisał o tym Blog „Odnawialny„) i słusznie krytykowana (m.in.przez IEO) już na etapie projektu ustawa o OZE wraz z niesławnymi próbami jej nowelizacji już w 2015 roku, popsuta jeszcze gorszej jakości nowelizacją z czerwca 2016 roku i ostatnia – wręcz skandaliczna – zwaną „Lex Energa” nowelizacja z lipca 2017 roku, czy jedynie pozornie poprawiający ostatnie błędy – ale tworzący nowe obszary wątpliwości obecny rządowy projekt nowelizacji ustawy o OZE – też z zaskakującymi i ryzykowanymi przepisami – spowodowały inflację prawa zielonej energii.
Dokonane nagle, obecne nowelizacje wysokiej rangi rozporządzeń Rady Ministrów, są próbą poprawienia błędnych przepisów wydanych zaledwie kilka – kilkanaście miesięcy temu. Wydaje się, że odwołanie tegorocznych aukcji na OZE to nie tylko drobny wypadek przy pracy, ale symptom o wiele poważniejszych problemów mających źródło w tworzeniu prawa i nieprzejrzystej polityce.
Tak tworzone prawo, zwane w tzw. epoce minionej „prawem powielaczowym”, osłabia niestety zaufanie obywateli, prosumentów, inwestorów i rynków do rządu, naraża energetykę na koszty, a całą gospodarkę na straty.
Nie jest też prawdą, że złe prawo i jego dewaluacja to wina biurokracji UE. Jest wręcz odwrotnie – to prawo krajowe i próba omijania prawa UE oraz niezrozumiałe koncepcje regulacyjne, dotyczące np. klastrów, biomasy lokalnej, dziwnych nazw koszyków aukcyjnych, form wsparcia dla biogazu, sposobu obliczania pomocy publicznej czy dyskryminacji energetyki wiatrowej i słonecznej, są źródłem złego prawa i niekończących się problemów z notyfikacją krajowych przepisów przez Komisje Europejską.
Problem braku notyfikacji jest znany od 2016 roku, o czym informował Sejm sam Minister Energii, ale ciągle był bagatelizowany z punktu widzenia bezpieczeństwa inwestycyjnego (ryzyka zwrotu pomocy publicznej). Ministerstwa Energii przerywając proces notyfikacji ustawy o OZE z 2015 roku, przeprowadzając rękoma posłów niezrozumiałą nowelizację w 2016 roku (tak jak i ostatnią z 2017 roku), nie daje Komisji szans na notyfikację przepisów, które faktycznie mają wdrażać dyrektywą o promocji OZE z … 2009 roku, a inwestorom nie zapewnia choćby minimum bezpieczeństwa prawnego.
Czy ktoś jeszcze pamięta, jaki jest cel ustawy o OZE i że coraz mniej jest czasu na korekty i na realizację zobowiązań unijnych na 2020 rok?
Nie można już realizować inwestycji w prostym, otwartym dla wszystkich inwestorów systemie zielonych certyfikatów – te możliwości zniosła ustawa o OZE już w 2015 roku, a wcześniejsze inwestycje w tym systemie dobiła nowelizacja z lipca br. – czy w opłacalnych inwestycjach prosumenckich – te zniosła nowelizacja ustawy z grudnia 2016 roku.
Obecnie podważone zostały podstawy prawne już przeprowadzonych aukcji – ryzyko podważenia legalności tegorocznych aukcji z powodu braku notyfikacji i niepewność nowych aukcji, czyli jedynego nowego systemu wsparcia OZE, na który można jeszcze było liczyć. Nie dość bowiem że nie wiadomo, czy i kiedy aukcje będą ogłoszone, to jeszcze okazuje się, że w każdej chwili mogą być niepostrzeżenie odwołane.
Czy w takich chwiejnych warunkach inwestorzy zechcą ponosić potężne nakłady i czasami 2-3 letni wysiłek deweloperki na samo przygotowanie do aukcji, na coraz bardziej potrzebne państwu, ale coraz bardziej ryzykowane – i przez to też coraz bardziej kosztowne – projekty inwestycyjne?
Dalszy fragment wpisu Grzegorza Wiśniewskiego na blogu „Odnawialny”.
Grzegorz Wiśniewski, IEO