G. Wiśniewski o monopolu w polskiej energetyce

G. Wiśniewski o monopolu w polskiej energetyce
Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej. Fot. MMC Polska

Wkrótce z powodu cen energii, przy utrzymaniu obecnych trendów, cała polska gospodarka oparta na małych firmach zacznie być dyskryminowania na tle gospodarki UE. (…) Na pytanie, kto może ochronić małe firmy i obszary peryferyjne przed nadmiernym wzrostem kosztów energii, nie ma prostej odpowiedzi, przynajmniej do czasu aż firmy, biznes i rolnicy sami nie zaczną masowa inwestować w OZE i zmuszą monopol do konkurencji cenowej na końcówkach sieci pisze Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.

Z okazji 20-lecia uchwalenia ustawy Prawo energetyczne (Pe) w Ministerstwie Rozwoju odbyła się uroczysta konferencja zorganizowana przez Urząd Regulacji Energetyki (URE), powołany do życia tą samą ustawą. Jubileusz stał się okazja do udzielenia „Rzeczpospolitej” ważnego wywiadu przez prezesa URE Macieja Bando pod znamiennym tytułem „Monopol państwa w energetyce”.

Każdy monopol rozleniwia, z czasem demoralizuje, ale monopol państwowy w szczególności. W swoim państwowym majestacie nie musi się wysilać, działa w białych rękawiczkach, uderza tam, gdzie politycznie jest najłatwiej, a w szczególność w małe firmy (niech się biznes martwi), bo te rzekomo kupują energię i jej dostawę na wolnym rynku. Monopol jak już opanuje rynek, staje się w swojej retoryce wolnorynkowy i twierdzi, że prawo i regulator krępują przedsiębiorczość i jak już coś nazywamy rynkiem, to ceny można dyktować, aby zrealizować wyższe cele korporacyjne i państwowe (bezpieczeństwo energetyczne). Takie postulaty można było usłyszeć na konferencji.

REKLAMA

Największe obawy o wzrost cen energii związane są z sektorem gospodarstw domowych (taryfy „G”) oraz z tzw. odbiorcami energochłonnymi (o zużyciu energii powyżej 100 GWh/rok), którzy korzystają z pewnych ulg w opłatach i podatkach. Ale często, także na konferencji, zapomina się, że najbardziej niebezpieczne dla gospodarki, a w szczególności dla MŚP i rolnictwa towarowego (bezpieczeństwo żywnościowe) są trendy cenowe w obrębie taryf dla rolników i dla małego przemysłu (taryfy grupy „C”). Dane URE pokazują, że małe firmy płaca (taryfy „C”) za energię z dostawą dwa razy więcej niż przedsiębiorstwa duże (taryfy grupy „B”) oraz bardzo duży przemysł energochłonny (taryfy grupy „A”).

Nieunikniony dalszy wzrost opłat dystrybucyjnych, związanych z miliardowymi inwestycjami w sieci przesyłowe i dystrybucyjne, nie tylko zwiększy koszty dostaw energii ale niebezpiecznie zwiększy zróżnicowanie w kosztach energii na terenie całego kraju, dyskryminując nie tylko małe firmy kosztem dużych, ale także obszary peryferyjne kosztem obszarów przemysłowych i miejskich.

Sytuacje nadmiernych kosztów energii w firmach (w niektórych branżach i w rolnictwie koszty energii przekraczają 10 proc. kosztów działalności) tylko częściowo ratują znacznie niższe w Polsce niż na Zachodzie wysokości podatków, ale problem rozwierających się nożyc cenowych i rosnącego „klina energetycznego” w małym biznesie narasta. Powstaje zatem uzasadnione pytanie kto i co może ochronić małe firmy i obszary peryferyjne w Polsce przed nadmiernym wzrostem kosztów energii i/lub niską jakością zasilania?  

REKLAMA

Oczywiście najwłaściwsza odpowiedzią jest generacja rozproszona OZE, autoprodukcja i prosumpcja w małych firmach i w rolnictwie. W ten sposób na problem odpowiada UE, ale to wymaga zupełnie innego podejścia niż obecnie. Wymaga modelu, w którym ustawa o OZE, prosumenci i aktywni konsumenci mają znacznie więcej do zaoferowania i powiedzenia niż państwowego korporacje energetyczne, a to w obecnej sytuacji w Polsce jest coraz trudniejsze.

Nasuwa się pytanie, dlaczego Pe przestało interesować gospodarkę i obywateli, i mechanizmem dzielenia zysków w państwowych korporacjach oraz nakładania kolejnych opłat i parapodatków? Rzeczpospolita  podsumowała jubileuszową konferencje w takim tytułem „Powrót do monopolu zajął Polsce 20 lat”. Rzeczywiście, wieloletnie trendy, obecny kształt rynku energii i jego struktura oraz obowiązujący od paru już lat oficjalny (rządowy) „przekaz” pokazują, że polska polityka energetyczna przez już niemalże trzy ostatnie dekady nieskutecznych prób transformacji zatoczyła koło i wbrew trendom krajów rozwiniętych – powróciła do węgla, centralnej elektrowni i monopolu.

Działania pierwszych rządów z okresu przełomu na rzecz demonopolizacji i decentralizacji (1988-2003), i późniejsze na rzecz wdrażania dyrektyw UE (dotyczących m.in. OZE oraz ochrony klimatu w latach 2004-2015) nie przyniosły efektów. W latach 2015/2016 nastąpił zdecydowany odwrót od energetyki odnawialnej i rozproszonej i powrót do węgla. Rozwój OZE nadal rozumiany jest jednostronnie, przez pryzmat poszczególnych technologii budzących w danym momencie kontrowersje lub zainteresowanie, lub po prostu wybiórczo finansowanych w imię krótkoterminowych interesów polityków i energetyków.

Służby prasowe administracji państwowej (np. resortów ds. energii czy spraw społecznych) nie odnotowały faktu jubileuszu PE i URE. Organizacje konsumenckie nie uznały tego wydarzenia za ważne. Energetycy i politycy osadzeni w strukturach monopolistycznych uważają, ze byłoby im łatwej bez Pe i URE. Mniejsi odbiorcy energii (sam termin rodem z Pe nie jest najszczęśliwszy, bo wskazuje na bierną rolę konsumenta i nie traktuje go w pełni jak klienta) już dawno stracili możliwości kontroli i chęć zrozumienia tego, co się dzieje z ich rachunkami za energię. Uważają, i trudno im się dziwić, że opłaty za energię traktują jako jeszcze jeden z podatków do zapłacenia.

Grzegorz Wiśniewski

Dalszy fragment wpisu na blogu „Odnawialny”