Trump zwija restrykcje ws. emisji CO2. Najważniejsza kwestia nadal otwarta

Trump zwija restrykcje ws. emisji CO2. Najważniejsza kwestia nadal otwarta
Fot. White House

Wczoraj prezydent USA podpisał dekret, który cofa wprowadzone przez Baracka Obamę restrykcje mające na celu walkę z globalnym ociepleniem. Najważniejsza kwestia, czyli sygnalizowane w kampanii wyborczej wycofanie USA z paryskiego Porozumienia klimatycznego, nadal pozostaje otwarta. Do dalszej realizacji warunków tego porozumienia Donalda Trumpa będą namawiać Unia Europejska i … Chiny.

Podpisany wczoraj przez Donalda Trumpa dekret cofa ograniczenia dotyczące emisji CO2 w amerykańskiej energetyce, a także znosi restrykcje dotyczące wykorzystania terenów pod budowę nowych kopalni na federalnych gruntach.

Symboliczny jest fakt, że rozporządzenie zostało podpisane przez Trumpa w siedzibie federalnej agencji środowiskowej Environmental Protection Agency w obecności górników i przedstawicieli koncernów węglowych. – Kończymy z z rozkradaniem amerykańskiego bogactwa i odbudowujemy nasz ukochany kraj – tak Donald Trump podsumował podpisanie dekretu.

REKLAMA

Symptomatyczny jest fakt, że na czele EPA stoi teraz Scott Puitt, który kwestionuje wpływ człowieka na globalne ocieplenie i który ostatnio zapewniał, że w tym celu trzeba jeszcze „kontynuować badania i analizy” – mimo, że kilka tygodni wcześniej o bezwzględnym wpływie emisji CO2 na globalne ocieplenie zapewniały inne federalne agencje NASA czy National Oceanic and Atmospheric Administration.

Takich ruchów ze strony Trumpa można się było spodziewać. Są one realizacją jego wyborczych postulatów. Najważniejsza kwestia, czyli pozostanie USA w Porozumieniu paryskim – globalnym porozumieniu klimatycznym podpisanym w grudniu 2015 r., które ma na celu ograniczenie wzrostu globalnych temperatur – nadal pozostaje otwarta.

Trump co prawda deklarował wyjście USA z paryskiej umowy, jednak odkąd objął urząd prezydenta USA, takie zapewnienie nie padło, a w jego najbliższym otoczeniu są – obok doradców i liderów federalnej administracji, którzy otwarcie negują wpływ człowieka na globalne ocieplenie, takich jak Scott Puitt – również osoby popierające pozostanie Stanów Zjednoczonych w Porozumieniu paryskim.

Co więcej, w gronie Republikanów zasiadających w Kongresie są nawet zwolennicy wprowadzenia w USA podatku węglowego, który mógłby dobić amerykańskie elektrownie węglowe przegrywające z generacją gazową i źródłami odnawialnymi.

Wobec odwrotu USA od polityki klimatycznej ciężar kontynuowania globalnych wysiłków mających na celu ograniczenie emisji CO2 spada na Unię Europejską, której nowym sojusznikiem w kwestiach klimatycznych stają się Chiny – największy emitent gazów cieplarnianych, przed rokiem 2015 będący przeciwnikiem wprowadzania jakichkolwiek ograniczeń w tym obszarze.

Do pozostania w strukturach Porozumienia klimatycznego Donalda Trumpa miała przekonywać podczas ostatniej wizyty w USA kanclerz Angela Merkel. Nie wiadomo jednak, jakie były efekty tych rozmów.

Tymczasem dzisiaj do Chin leci z kilkudniową wizytą unijny komisarz ds. energii i klimatu Miguel Arias Cañete, który – jak informuje Bruksela – będzie rozmawiał z Chińczykami na temat wspólnego przywództwa ws. walki ze zmianami klimatu, a także m.in. na temat niskoemisyjnego transportu oraz mechanizmu handlu emisjami CO2. W tej wizycie będą mu towarzyszyć przedstawiciele europejskich koncernów energetycznych, które coraz wyraźniej kierują się w stronę niskoemisyjnej energetyki.

Nasza współpraca w sprawach takich jak handel emisjami i czyste technologie przynosi efekty. Teraz jest czas na dalsze umacnianie relacji, aby kontynuować zwrot w kierunku ambitnych działań klimatycznych. W tych burzliwych czasach wspólne przewodnictwo ws. klimatu jest potrzebne bardziej niż kiedykolwiek – powiedział komisarz Arias Cañete, zapowiadając swoją wizytę w Chinach.

Dorobek Baracka Obamy

REKLAMA

Barack Obama, jeden z głównych architektów globalnego porozumienia klimatycznego, które zostało zawarte w 2015 r. w Paryżu, pod koniec swojej prezydentury forsował wprowadzenie w USA ograniczeń w emisji CO2.

Sztandarowym projektem b. prezydenta USA był tzw. Clean Energy Plan – przyjęty z pominięciem Kongresu, gdzie wprowadzenie proklimatycznych regulacji prawdopodobnie zniweczyliby mający większość Republikanie.

Plan, który Barack Obama przedstawił w lecie 2015 roku, ma na celu zredukowanie emisji CO2 Stanów Zjednoczonych – drugiego największego po Chinach emitenta CO2 na świecie – o 32 proc. do roku 2030 w stosunku do poziomu emisji zanotowanego w roku 2005. Program został opracowany przez EPA i miał charakter rozporządzenia, dzięki czemu do jego wdrożenia nie była wymagana akceptacja Kongresu

Clean Power Plan objął tylko sektor wytwarzania energii, który w USA odpowiada za 1/3 emisji CO2. EPA szacowała, że ograniczenie emisji w elektrowniach o 32 proc. do roku 2030 da podobny efekt dla środowiska jak wyłączenie z ruchu drogowego 166 milionów samochodów.

Przygotowane przez administrację Baracka Obamy regulacje wyznaczyły cel redukcji emisji CO2 na poziome federalnym, dając przy tym dużą swobodę w sposobie realizacji tego celu władzom stanowym, które miały przyjąć swoje systemy handlu emisjami CO2. Poszczególne stany miałyby też łączyć swoje programy ograniczenia emisji CO2.

Nie chcę, aby moje dzieci nie mogły pływać na Hawajach czy zobaczyć lodowca, ponieważ nic z tym nie zrobiliśmy. To byłby dla nas wstyd. To jest nasz moment, aby zrobić coś dobrego – Barack Obama mówił w sierpniu 2015 r., przedstawiając założenia swojego planu. Podkreślił wówczas, że w zakresie zmian klimatu „nie ma planu B”.

Więcej miejsc pracy w OZE niż w sektorze paliw kopalnych

W styczniu br. amerykański Departament Energii opublikował dane na temat zatrudnienia w sektorze energetycznym w Stanach Zjednoczonych. Wynika z nich, że branża OZE w USA zatrudnia już kilkukrotnie więcej pracowników niż firmy związane z produkcją energii z węgla i wydobyciem tego surowca.

Department of Energy (DoE) informuje w raporcie „2017 U.S. Energy and Employment”, że zatrudnienie w amerykańskiej energetyce i w sektorze związanym z efektywnością energetyczną wynosi 6,4 mln.

Zatrudnienie w sektorze solarnym w USA Department of Energy szacuje na 260 tys., a wraz z pracownikami zajmującymi się częściowo energetyką słoneczną, w czasie krótszym niż połowa etatu, to razem 374 tys. Natomiast zatrudnienie w amerykańskim sektorze wiatrowym DoE szacuje na 101,7 tys. 

Natomiast zatrudnienie w amerykańskich firmach związanych z energetyką jądrową wynosi natomiast ok. 76,7 tys. (w tym 8,5 tys. to dostawa paliw). W przypadku energetyki węglowej zatrudnienie w USA ma wynosić w sumie 160,1 tys., z czego 74 tys. to miejsca pracy związane z dostawą węgla, a w sektorze generacji z gazu naturalnego zatrudnienie w USA szacuje się na 362,1 tys., z czego 309,9 tys. to miejsca pracy związane z dostawą paliwa. 
 

red. gramwzielone.pl