G. Wiśniewski o prosumentach dwa lata po przyjęciu poprawki Bramory
– Uchwalenie poprawki w 2015 roku wzbudziło masowy społeczny entuzjazm, którego nigdy wcześniej, przez 30 lat pracy w energetyce odnawialnej, nie doświadczyłem i zmarnowanie pozytywnego kapitału społecznego jest szczególnie przykre i obciążające. Najbardziej została mi w pamięci radiowa rozmowa rolnika, bodajże z Dolnego Śląska, przeprowadzona kilka dni po uchwaleniu ustawy z poprawką. Nie zapomnę jak powiedział, że uchwalenie poprawki prosumenckiej jest jak… „ponowne i ostateczne wyzwolenie chłopów z pańszczyzny, tym razem energetycznej” – komentuje Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
W ubiegłym tygodniu, 20-go lutego, minęła druga rocznica uchwalenia ustawy o OZE z tzw. poprawką prosumencką. Społeczeństwo dowiedziało się o ustawie, nad którą rząd pracował 5 lat, dopiero wtedy gdy 16 stycznia 2015 roku Sejm uchwalił ustawę łącznie z poprawką mniejszości zgłoszoną przez posła Artura Bramorę (PSL). Działania rządu PO-PSL aby odrzucić tę poprawkę w Senacie, przyniosły krótkotrwały skutek. Senat, pomimo usiłowań marszałka Bogdana Borusewicza, w głosowaniu 2 lutego uległ presji rządu. Jednak Sejm w głosowaniu 20 lutego, siłami klubu Prawa i Sprawiedliwości, odrzucił poprawkę Senatu i przywrócił taryfy gwarantowane na energię z mikroinstalacji OZE do 10 kW, ze szczególnym uwzględnieniem chęci promocji tych najmniejszych o mocy do 3 kW.
W tym systemie 200 tys. rodzin miałoby możliwość zainstalować domowe źródła energii elektrycznej i rozkręcić: rynek dla przemysłu OZE. Moc całkowita źródeł została ograniczona do 800 MW, aby nie spowodować nawet najmniejszych zakłóceń w sieci elektroenergetycznej (potencjał przyłączeniowy bez dodatkowych kosztów i żadnych problemów dla systemu był 2-3 krotnie większy).
System był prosty, zrozumiały, aby nie można było oszukać obywatela inwestującego w mikroźródła. Taryfy były skalkulowane tak, aby nie było nadmiarowości wsparcia (dano też prawo rządowi, aby wraz z rozwojem rynku dostosowywał ich wysokość dla nowych inwestorów).
Taryfy FiT na całym świecie umożliwiają uzyskanie kredytu bankowego nawet na 100 proc. kosztów inwestycji i stanowią zabezpieczanie jego spłaty (w tym przypadku chodziło o inwestycje rzędu 25-50 tys. zł). W tym systemie każda rodzina, która zainwestowałaby w źródło 3 kW, mogłaby liczyć na miesięczny przychód za energię oddana do sieci rzędu 200 zł/m-c. Przy źródle 5 kW przychody mogły sięgać 300 zł, a przy 8 kW – dokładnie 500 zł miesięcznie. Realizacja programu spowodowałaby wzrost cen energii w całym systemie o maksymalnie 1-2 grosze/kWh.Energia z tych źródeł była i jest potrzeba systemowi energetycznemu, co od razu zostało potwierdzone empirycznie – ograniczenia w dostawach energii dla firm gorącego lata 2015 roku.
Pomimo, że rząd PO-PSL nie ustawał wysiłkach, aby doprowadzić do wykreślenia poprawki jeszcze w 2015 roku i pomimo tego, że rząd PiS w grudniu 2016 odroczył wejście w życie tych przepisów, w polskich domach powstało z myślą o taryfach FiT ok. 2 tys. instalacji. Choć kolejne zmiany ustawowe spowodowały kłopoty dla pierwszych prosumentów (straty finansowe) i podważyły zaufanie obywali do pastwa, to na plus trzeba zaliczyć to, że uchwalanie poprawki spowodowało silny impuls dla rozwoju przemysłu fotowoltaicznego w Polsce, wzrosła wiara w realność rozsianej generacji energii oraz świadomość istnienia konkurencji i alternatywy technologicznej dla monopolu energetycznego.
Nowelizacja ustawy o OZE z czerwca 2016 roku zastąpiła system FiT, systemem tzw. opustów, który spowodował, że gospodarstwa domowe, które zainwestują w mikroinstalacje OZE, zamiast obiektywnie poprawiać swoją sytuacje dochodową, uszczuplają swoje dochody rozporządzalne (rodziny z oszczędności na zakupie energii nie są w stanie odzyskać kosztów zainwestowanego kapitału), a wysokość opłat za energię podniesiono ze zgoła innych przyczyn.
Jacek Żakowski w 5 lat po czerwcu ’89 w 1994 roku napisał historyczny i jednocześnie jakże proroczy tekst o tym, że w efekcie odejścia rządzących od solidarnościowych idei „coś w krysztale pękło, coś się skończyło”. Rysy na kryształowym szkle III RP przechodziły w bruzdy i przetrwały jeszcze kolejne 20 lat. Rankiem 20 lutego 2015 r., przed decydującym glosowaniem w Sejmie nad ustawą o OZE i wnioskiem Senatu o odrzucenie poprawki prosumenckiej, red. Żakowski w swojej audycji w TOK FM znowu poszedł pod prąd bliskim mu środowiskom liberalnym i zwracał uwagę posłom koalicji PO-PSL, że odrzucając poprawkę prosumencką, odrzucą też ważną ideę i oczekiwania społeczne. Tylko część posłuchała, ale silne poparcie niemalże wszystkich posłów PiS wystarczyło, aby przywrócić poprawkę.
Teraz, w tej konkretnej sprawie, rysy na kryształowym szkle obecnego rządu pojawiały już po roku od głosowania, ale trudno sobie wyobrażać, że sprawa ta możne pozostać nierozwiązana sama sobie przez kolejne 20 lat. Są jeszcze 2 lata na dokonanie zmiany w taki sposób, aby prosumenci – zwykli obywatele, rolnicy i male firmy wnieśli realny wkład nie tylko w urzeczywistnienie idei demokracji energetycznej, ale i w wypełnienie zobowiązań Polski na 2020 w zakresie uzyskania 15 proc. udziału energii z OZE, bo tu rysuje się poważny, naglący i kosztowny problem, którego duże („powolne”) źródła OZE same nie rozwiążą, a prosumenci potraktowani przez rząd uczciwie mogę solidarnie wesprzeć swoje państwo.
W pierwszą rocznice uchwalenia ustawy o OZE z poprawką prosumencką, IEO spisał pełne dramatyzmu, ówczesnych „fejków” i brutalnego lobbingu ze strony najsilniejszych przeciwników rozwiązań prosumenckich, kalendarium prac nad ustawą: od prosumenckiego projektu ustawy z grudnia 2011 roku do uchwalenia poprawki prosumenckiej w dniu 20 lutego 2015 roku (plus epilog), które jest dostępne pod tym linkiem. Na razie nie jest to historia z happy endem, ale poprawka wiele w Polsce zmieniła.
Martwić może, że 2. rocznica uchwalenia ustawy o OZE i poprawki przeszła całkiem niepostrzeżenie. Można się domyślać przyczyn, w tym poczucia wstydu za niską jakoś samej ustawy i jej nieprzydatność do stymulowania rozwoju OZE, a w przypadku samej poprawki (która społecznie ratowała wizerunek całej ustawy) np. braku odwagi albo interesu, aby głośno przywołać ten ważny epizod i poczucie zaprzepaszczenie wielkiej szansy na rozwój mikroźródeł OZE i doprowadzenia do masowej prosumpcji w Polsce.
Link do dalszej części wpisu Grzegorza Wiśniewskiego na blogu „Odnawialny”