Polska tworzy w UE frakcję „karbonariuszy”

Polska tworzy w UE frakcję „karbonariuszy”
Fot. karlfrankowski, flickr cc

Oprócz naszego kraju w koalicji mają się znaleźć Grecja, Rumunia, Bułgaria, Chorwacja i Estonia. Warszawa chce te kraje namówić do walki o zniesienie limitu emisji dla elektrowni korzystających z pomocy publicznej. W ten sposób niestety rząd wpada w pułapkę zastawioną przez Brukselę, zupełnie świadomie zresztą i nie bardzo mając pola do innego manewru.

Karbonariusze, czyli węglarze, to włoscy spiskowcy walczący z absolutystycznymi rządami w I poł. XIX w. Dziś termin ten pasuje jak ulał do koalicji krajów, którą chciałaby zawiązać Polska. W przyszłym tygodniu Ministerstwo Energii umówiło się z przedstawicielami tych państw na rozmowy o wspólnym froncie, zmierzającym do przeciwstawienia się nieszczęsnemu limitowi emisji 550 g CO2 na 1 kWh, który Komisja Europejska zaproponowała dla elektrowni korzystającym ze wsparcia państwa w postaci rynku mocy.

Ale koalicja sześciu wymienionych tu krajów nie stworzy jeszcze mniejszości blokującej w Radzie UE, umożliwiającej zmianę tych przepisów. Do takiej próby sił jest zresztą jeszcze daleko, bo nadal trwa wyjaśnianie sobie stanowisk. Strony wciąż rozgryzają, co dokładnie zaszyła Bruksela w liczącym tysiące stron zimowym pakiecie energetycznym.

REKLAMA

Już widać, że Komisja Europejska wstawiając w ostatniej chwili do rozporządzenia o rynku energii przepis o 550 g, osiągnęła swój cel. Używając niezbyt może pochlebnej, ale trafnej metafory, Bruksela podsunęła polskiemu buldogowi kość, na którą ten skwapliwie się rzucił. Dla Polski zmiana tego zapisu będzie głównym celem w negocjacjach, bo jak żaden inny blokuje wsparcie dla elektrowni węglowych. Problem polega na tym, że w pakiecie zimowym jest jeszcze mnóstwo innych rozwiązań, które bardzo utrudnią wprowadzenie mechanizmów wsparcia elektrowni węglowych w Polsce, zwłaszcza w wersji zaproponowanej przez rząd w ustawie o rynku mocy. To chociażby obowiązek uwzględniania w pierwszym rzędzie połączeń transgranicznych.

W czwartek wiceminister energii Michał Kurtyka nie wykluczył uruchomienia procedury żółtej kartki. To specjalny tryb, w którym parlamenty narodowe uchwalają, że projekty Komisji naruszają zasadę pomocniczości. Jeśli żółtą kartkę da więcej niż 1/3 parlamentów (każdy z nich ma 2 głosy) to projekt podlega ponownej analizie. Tak stało się w sprawie projektu dyrektywy o pracownikach delegowanych. Komisja jednak zareagowała jak wytrawny piłkarz – dostała kartkę i gra dalej. Kolejna analiza nie wykazała naruszenia zasady pomocniczości.

Ewentualne zniesienie limitu 550 gramów będzie przedstawiane jako wielki sukces Polski, choć tak naprawdę w sytuacji firm energetycznych, które teraz budują nowe niespecjalnie rentowne bloki węglowe, niewiele się zmieni. Przedstawiciele rządu dobrze sobie z tego zdają sprawę, ale muszą tańczyć do muzyki, którą gra Bruksela.

REKLAMA

Inna sprawa, że w tworzonej przez Polskę koalicji tylko nasz kraj zamierza używać pomocy publicznej w postaci rynku mocy. O rynkach mocy u reszty nic nie słychać, rok temu w czasie badania sektorowego na temat mechanizmów mocowych KE nie znalazła w tej grupie śladu zainteresowania takimi rozwiązaniami. Poza Polską oczywiście. I poza Polską oraz Grecją próżno w nich szukać poważnych planów rozbudowy elektrowni węglowych.

W Rumunii przez kilka lat w przygotowania do budowy nowego 600 MW bloku zaangażowani byli Chińczycy. Projekt w końcu upadł z powodu braku widoków na jakąkolwiek rentowność. Wydaje się, że Chińczycy szybciej zbudują w Rumunii elektrownie atomową niż węglową.

Upadek spotkał też projekt budowy 700 MW bloku w kompleksie Marica Iztok w Bułgarii. Włoski Enel porzucił pomysł ze względu na zmianę swojej strategii. W Bułgarii jedyny sukces węgla to trwająca przebudowa na to paliwo 53 MW gazowego bloku kogeneracyjnego w fabryce chemicznej w Devinie.

Chorwaci chcieli zastąpić dwa starzejące się bloki elektrowni w Plominie jednym 500 MW na parametry ultranadkrytyczne (o bardzo wysokim ciśnieniu pary, a więc i wysokiej sprawności). W 2016 r.projekt Plomin 3 został jedna anulowany ze względu na brak widoków na rentowność, opór społeczny, a także m.in. zmianę nastawienia banków (w tym przypadku Credit Agricole) do finansowania elektrowni węglowych.

Estonia, która zaraz po Polsce ma najbardziej emisyjną energetykę – opartą na spalaniu łupków bitumicznych – planuje w ogóle odejść od węgla i ropy z łupków na rzecz biomasy.

Kto z całej piątki potencjalnych sojuszników kontynuuje budowę bloków węglowych? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl.

Rafał Zasuń, Wojciech Krzyczkowski, WysokieNapiecie.pl