G. Wiśniewski: zmiany dla prosumentów biznesowych tak, ale po konsultacjach

G. Wiśniewski: zmiany dla prosumentów biznesowych tak, ale po konsultacjach
Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej. Fot. MMC Polska

–  Boję się zatrzaśnięcia na zawsze także tej szczeliny, furtki wyjścia, dla tych nielicznych prosumentów biznesowych, gdzie jeszcze jest „normalnie” i gdzie wiadomo jak z prostych przepisów skorzystać i gdzie, też przyciśnięty do muru (też zagrożony bankructwem) dostawca mikroinstalacji ma trudniej obiecać domniemane jedynie krociowe zyski. Nie znaczy to jednak, przy działaniu w dobrej wierze, że nie można tej szczeliny poszerzyć dla większej grupy przedsiębiorstw i wesprzeć te, które dźwigają gospodarkę i dla których energetyka staje się przysłowiową kulą u nogi. Dlatego proszę obecny rząd, aby nie doprecyzować w poczuciu wszechwiedzy i władzy, ale w konsultacji pisze na blogu „Odnawialny” Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.

Dyrektor Departamentu Energii Odnawialnej (DEO) w Ministerstwie Energii – Pan Andrzej Kaźmierski, na konferencji „Fotowoltaika w Polsce” powiedział, że Prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej prosi i apeluje żeby nie „ruszać” małych firm wytwarzających energię z OZE, bo według niego to się opłaca i jest dobrze jak jest. Ministerstwo Energii uważa jednak, za konieczne dopracowanie tego zagadnienia.

Można odnieść wrażenie, że przeciwny poprawie warunków ekonomicznych wytwarzania energii w małych firmach „Prezes” blokuje korzystne zmiany prawa, ale Minister Energii – pomimo czynnego oporu – przeprowadzi kolejną dobrą zmianę w energetyce odnawialnej. Nie chodzi mi jednak tylko o „doprecyzowanie” co – jako adresat powyższego stwierdzenia – naprawdę myślę i piszę o wsparciu dla małych firm. Wypowiedź Pana Dyrektora może być kanwą szerszej refleksji o „opłacalności” instrumentów wsparcia tworzonych w Ministerstwie oraz nt. faktycznych efektów rocznej działalności legislacyjnej resortu energii w obszarze OZE, za którą formalnie odpowiada DEO (Minister Energii i jego zastępcy odpowiadają „tylko” politycznie).

REKLAMA

Zacznę od wyjaśnienia kontekstu. Wobec coraz powszechniej uprawianego przez małe firmy prosumeryzmu, określam je mianem„autoproducenta energii z OZE” lub – używając frazeologii z ustawy o OZE – „prosumenta biznesowego”. Termin ten użyłem dzień po chwaleniu ustawy o OZE  z potrzeby odróżnienia prosumenta biznesowego od „niebiznesowego”, zdefiniowanego w ustawie o OZE jako osobę fizyczną (lub tzw. ułomną osobę prawną), będącą właścicielem mikroinstalacji OZE, która może funkcjonować na rynku wyłącznie w tzw. systemie „opustów”. Chodzi zatem o kogoś będącego w istocie detalistą, kto dostaje za swoją energię cenę taką, jakby był hurtownikiem i dodatkowo oddaje 20-30 proc. wytworzonej energii za darmo swojej miejscowej spółce energetycznej (monopoliście).

Przypomnę, że proponując termin „prosumenta biznesowego” chciałem odróżnić małą firmę jako producenta energii w mikroinstalacji od „prosumenta” w ustawie o OZE, którego Ministerstwo Energii (dokładnie według wiceministra Andrzeja Piotrowskiego) przedstawia następująco: „… powinien być obywatelem, który skupia się na produkcji energii na własne potrzeby, jest wrażliwy na kwestie środowiskowe i nie może być nastawionym na działanie dla zysku” (ma „działać pro publico bono tak jak np. pozarządowe organizacje ekologiczne” lub (…) „zbieracze znaczków”). 

Zbieracze znaczków, hobbyści, a także pozarządowe organizacje (tego typu podmioty faktycznie nie powinny być nastawione na zysk i raczej nie aspirują) nie zdołają w tych okolicznościach wyrwać Polski z braku inwestycji, w tak potrzebne, ekologicznie czyste, własne (lokalne) źródła energii i nie są w stanie powstrzymać obecnego dryfu Polski ku dawno już i na świecie bezpowrotnie minionej przeszłości energetycznej, którą konserwują powyższe ministerialne interpretacje .

Obywatele – prosumenci generujący przychody ze sprzedaży energii i umiarkowany zysk, mieliby szansę zainicjowania potrzebnej zmiany, ale – w efekcie nowelizacji ustawy o OZE i wykreślenia jedynego i, przy obecnej relacji cen energii i kosztów mikroinstalacji, uczciwego instrumentu taryf gwarantowanych (FiT)  zostali jej pozbawieni.

Rozwiązanie wprowadzone przez Ministerstwo Energii – opusty (czyli „nierównoważny barter w formie energii”) nie jest nieuczciwe tylko dlatego, że inwestycja prosumencka się nie opłaca, ale dlatego, że sprawia wrażenie, że tak właśnie jest bazując na typowych słabościach konsumenta, który jeszcze nie stał się prosumentem, czyli na jego nikczemnej pozycji wobec monopolu oraz tzw. „amnezji CAPEX- owej”. Amnezja CAPEX-owa polega na racjonalizacji dokonanego zakupu w taki sposób, że widzimy bieżącą użyteczność, nawet jak jest niewielka, ale (o ile tylko możemy) zapominamy o CAPEX, czyli o tym, ile nas ta użyteczność na samym wstępie kosztowała. 

Na tym zasadniczo, w majestacie uchwalonego przez Sejm prawa, osadzony jest mechanizm wyzyskiwanie konsumentów (którzy zdecydują się zostać prosumentami) przez koncerny energetyczne, dostawców i niestety także przez państwo. Jeszcze większym problemem jest to, że nikt, nawet służby państwowe nie mają interesu, aby głośno o tym mówić. Tymczasem w mocy pozostają (nawet jak udało się znaleźć parę nisz, gdzie wyniki ekonomiczne mogą być lepsze) analizy IEO z czerwca br. zakończone konkluzją, że w reżimie znowelizowanej ustawy o OZE inwestycje w mikroinstalacje przez osoby fizyczne (gospodarstwo domowe) będą nieopłacalne, ale celowe będzie inwestowanie w mikroinstalacje przez przedsiębiorców (prosument biznesowy).

REKLAMA

To m.in. dlatego, po analizie skutków ekonomicznych uchwalonej w dniu 20 czerwca br. roku ustawy o OZE IEO wyróżnił „prosumenta biznesowego”, który zgodnie kodeksem spółek handlowych nie tylko nie powinien, ale wręcz nie ma prawa tracić na inwestycjach i w tej sprawie ma większą świadomość ekonomiczną i nie tak łatwo go namówić na nieracjonalne inwestycje jak Kowalskiego na konsumpcję. 

Aby nie tworzyć nowych bytów, IEO związał „prosumenta biznesowego” (użytkującego także instalacje o mocy większej niż 40 kW – mikroinstalacje) ze znanym z Prawa energetycznego pojęciem „autoproducenta” (energii z OZE). Wg tej koncepcji autoproducent to dowolne przedsiębiorstwo – odbiorca końcowy, który znaczącą część zużywanej na własne potrzeby energii elektrycznej produkuje we własnych źródłach, najczęściej OZE i –  jako producent energii na niskim napięciu (czyli tu gdzie nie ma strat na przesyle i dystrybucji), nie musi ponosić pełnych kosztów utrzymania tradycyjnego systemu energetycznego.

Definicja IEO jest co do zasady zgodna z szeroką definicją prosumenta wypracowaną w Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii w Parlamencie Europejskim, w ramach pracy nad „Nowym  ładem dla odbiorców energii”.

Definicja IEO nawiązuje wprost do art. 41 ust. 8 znowelizowanej ustawy o OZE. Ta część, raczej szczęśliwie, nie została pośpiesznie znowelizowana i firm nie objęto obecną definicją prosumenta, która mówi o tym, że „… sprzedawca zobowiązany dokonuje zakupu oferowanej (energii elektrycznej z OZE), cena zakupu energii elektrycznej (…) wynosi 100 proc. średniej ceny sprzedaży energii elektrycznej na rynku konkurencyjnym w poprzednim kwartale, czyli:

  • bez oddawania 20-30 proc. energii za darmo, tak jak „prosument z ustawy  o OZE”;
  • przy niższych niż prosument indywidualnych kosztach inwestycyjnych (odliczany VAT;
  • przy znacznie wyższym niż typowe gospodarstwo domowe współczynniku autokonsumpcji (średnio jak 30 proc. – prosument indywidualny, do 70 proc. prosument biznesowy, choć słowo „średnio” trzeba tu używać z nadzwyczajną ostrożnością);
  • bez obowiązku płacenia renty monopolistycznej lokalnemu dostawcy energii (prosumenci biznesowi mogą korzystać z zasady TPA – nie musza mieć umowy kompleksowej z tzw. „sprzedawcą zobowiązanym”, czyli mogą aktywnie działać na rynku energii. 

W kagańcowej ustawie o OZE pozostała mała szczelina, gdzie przynajmniej niektórym (faktycznie dotyczy to tylko niewielkiej grupy spośród płacących najwięcej za energię małych i średnich firm (nie mają prawa być hobbystami, a co miesiąc są dociskani do ściany wysokimi i rosnącymi cenami energii jak obowiązkowym parapodatkiem) mogą jeszcze (?) skorzystać z dobrodziejstw ustawy o OZE. To tyle gwoli wyjaśnienia, o co chodzi.

Analizy ekonomiczne przeprowadzone w IEO dla wybranych taryf i przy różnych rzeczywistych profili zużycia energii w małych firmach pokazują, że zamiana rozwiązania w art. 41 ust. 8 ustawy o OZE na system opustów analogicznych do tych stosowanych wobec osób fizycznych może dać czasami porównywane, a niekiedy nawet odrobinę lepsze wyniki ekonomiczne. Ale taka zmiana wkładałaby małe firmy w ryzy tzw. umowy kompleksowej i we władanie swoich monopolistycznych dostawców energii.

Niestety obecnie trudno jest ponownie uwierzyć w szczerość intencji Ministerstwa Energii wobec OZE przy jakiejkolwiek zapowiadanej kolejnej zmianie prawa, ani w to, że zanim ta zmiana się dokona, Ministerstwo przeanalizuje sytuację i profile użycia energii w małych firmach i rożnych branżach, i – w ramach pomijanej do tej pory oceny skutków swoich działań – przeprowadzi odpowiedzialną symulacje poszczególnych składników taryf dla małych firm na kolejne 15 lat. 

Jest część prawdy w stwierdzeniu Pana Dyrektora. Rzeczywiście apelowałem o zostawienie w spokoju „prosumentów biznesowych”. IEO, już dzień po uchwaleniu nowelizacji, wiedząc, jakie jest nastawienie Ministerstwa Energii do OZE (gdy „OZE zostały zakwalifikowane jako „wróg węgla”) i szukając jakiegokolwiek pozytywu w znowelizowanej ustawie o OZE, zdecydował się podać do publicznej wiadomości, że w tym przypadku inwestycja prosumencka może się opłacać. Do tej pory nie przypominam sobie, abym prosił Ministerstwo Energii, bo uważałem, że bardzo źle, deprymująco i demobilizująco wygląda „wołanie na puszczy”. Ale teraz poproszę. Wyjaśnię tylko dlaczego, że tego nie robiłem do tej pory.

Link do dalszej części wpisu G. Wiśniewskiego na blogu „Odnawialny”