Inwestycje w energetykę prosumencką to patriotyzm gospodarczy [wywiad]

Inwestycje w energetykę prosumencką to patriotyzm gospodarczy [wywiad]
Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej

Największy problem polega na tym, że właściciele mikroinstalacji w dobrej wierze podejmują inwestycje, oczekując, że ustawodawca i państwo uczciwie skalkulowali zasady wsparcia sprzedaży energii. (…) Nowy rząd nie ma łatwej sytuacji, ale o ile posiada świadomość źródeł i wagi problemu, ma instrumenty prawne prosta nowelizacja ustawy  i argumenty polityczne, czyli wcześniejsze poparcie poprawki prosumenckiej w Sejmie przez PiS, aby wyeliminować zagrożenia indywidualne i nie narażać zaufania do państwa ocenia w wywiadzie dla portalu Gramwzielone.pl Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej [red. wywiad przeprowadzono przed I czytaniem projektu nowelizacji ustawy o OZE].

Gramwzielone.pl: Jak oceni Pan ostatnie interpretacje resortu gospodarki i Urzędu Regulacji Energetyki dotyczące najmniejszych producentów zielonej energii i zakładające połączenie wpisanego do ustawy o OZE systemu taryf gwarantowanych i bilansowania energii wprowadzonej do sieci z energią pobraną?

Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej: – Interpretacja Ministerstwa Gospodarki, URE i spółek energetycznych w sprawie zasad zakupu przez spółki energetyczne energii objętej w ustawie o OZE taryfami gwarantowanymi (art. 41 ust. 10 i ust. 15) – sprowadzająca się do objęcia taryfami ilości energii będącą różnicą (nadwyżką) pomiędzy ilością energii elektrycznej pobranej z sieci a ilością energii elektrycznej wprowadzonej do sieci z mikroinstalacji OZE – to powrót do przepisu przeforsowanego w tzw. „małym trójpaku”, czyli nowelizacji Prawa energetycznego z lipca 2013 roku.

REKLAMA

W swojej dotychczasowej, najbardziej drastycznej formie przepis ten sprowadza się do oddawania koncernom energetycznym nadwyżek energii po nieuczciwie zaniżonej cenie wynoszącej 80 proc. rynkowej ceny energii. Oddawane jest w praktyce ok. 70 proc. całkowitej produkcji energii  – współczynnik autokonsumpcji sięga bowiem obecnie zaledwie 32 proc.

Czy Pana zdaniem rozwiązania przyjęte w „małym trójpaku”, zakładające sprzedaż energii przez prosumentów za zaledwie 80 proc. ceny hurtowej, przyczyniło się w jakiś sposób do rozwoju rynku prosumenckiego? 

– Jest to rozwiązanie korzystne dla koncernów energetycznych. Praktycznie jest to ukryta dotacja, pomoc finansowana przez prosumentów – ale nie notyfikowana w Komisji Europejskiej, gdyż „mały trójpak” nie był notyfikowany –  i nie wliczana formalnie do puli dopuszczalnej pomocy publicznej.

Jednocześnie pod hasłem „systemu wsparcia dla prosumentów” – tak to było do tej pory przedstawiane przez rząd – kryje się mechanizm drenażu kieszeni obywateli. Zobowiązane przedsiębiorstwa energetyczne nie dzielą się uczciwie wygenerowaną dzięki takiemu „wsparciu” nadwyżką  finansową, wynikającą nie tylko z zaniżonej ceny pozyskanej energii, ale też z unikniętych dzięki temu kosztów dystrybucji i strat na dostawie energii do odbiorców na niskim napięciu.

Największy jednak problem polega na tym, że prosumenci w dobrej wierze podejmują inwestycje, oczkując, że ustawodawca i państwo uczciwie skalkulowali zasady wsparcia sprzedaży energii. Część z nich jest zwyczajnie oszukiwana przez państwo. Ale indywidualne działania prosumentów są często przesiąknięte nie tyle szybkim zyskiem – co jest domeną spółek akcyjnych, ile troską o przyszłość ich rodzin lub małych firm, których są właścicielami.

Te działania generalnie służą rozwojowi kraju, poprawie bezpieczeństwa energetycznego i stanu środowiska zagrożonego emisjami z procesów spalania. Bogate koncerny energetyczne, prywatyzując zyski w formie wysokich wynagrodzeń i obciążając innych kosztami ukrytymi, lubią nadużywać pojęcia „patriotyzmu gospodarczego” w odniesieniu do swojej działalności. Jeżeli ten termin ogóle ma sens, to tylko w odniesieniu do prosumentów, którzy świadomie ponoszą dzisiaj koszty dla przyszłości. W Polsce, w efekcie niekorzystnych przepisów podważających zaufanie obywateli do państwa, prosumeryzm to bardziej postawa wobec życia, a nie sposób na życie.

Czy zatem zmiana zasad wsparcia dla nowych prosumentów, zgodnie z regulacjami wpisanymi do ustawy o OZE, to krok w dobrym kierunku?

– Ustawa o OZE podnosi cenę sprzedaży z 80 proc. do 100 proc. ceny rynkowej i umożliwia tzw. rozliczenie półroczne nadwyżek, ale realne skutki pozostają takie same – brak opłacalności. Spada bowiem koszt samej energii, rosną koszty stałe jej dostaw i samo oszczędzanie na zakupie energii w najbliższych latach będzie przynosiło coraz gorsze efekty.

Mechanizm wsparcia nie bierze pod uwagę modelu biznesowego prosumenta. Ustawodawca nie zadał sobie trudu przeprowadzenia uczciwej oceny skutków regulacji, państwo stanęło po stronie silniejszego i doprowadziło do zagrożenia ekonomicznych podstaw inwestycji realizowanych przez prosumentów.

Jednak sytuację prosumentów inwestujących w mikroinstalacje ma poprawić wpisana do ustawy o OZE poprawka prosumencka, która wprowadza alternatywny system wsparcia w postaci taryf gwarantowanych.

– Wprowadzenie po sejmowym wysłuchaniu publicznym poprawki prosumenckiej, czyli taryf gwarantowanych na sprzedaż całości energii zaoferowanej, miało uchronić przed stratami ekonomicznymi najmniejszych inwestorów i dać szansę na rozwój rynku i spadek kosztów, po którym opłacalny mogły się stać net-metering i autokonsumpcja, ale było od początku zwalczane przez rząd i koncerny energetyczne.

W procesie legislacyjnym nie dopuszczono nawet do czytania poprawki ani na komisji sejmowej, ani senackiej, a wielokrotni zmieniano inne przepisy. W efekcie poprawka jest w artkule obejmującym też zasady rozliczeń netto i na tym tle pojawiają się wątpliwości  prawne, które organa państwa i spółki energetyczne wykorzystują jednostronnie, bez zwracania uwagi na rzeczywiste przyczyny problemu i skutki.

Rząd nie chciał do tej pory uznać praw ekonomicznych ani potrzeby budowy rynku, politycy – często niestety wolni od wyników rzetelnych analiz ekonomicznych – nieodpowiedzialnie wypowiadali się o rzekomej nadmiarowości wsparcia. Wtórowały im koncerny energetyczne z fałszywą troską o niskie ceny. Nikt nie liczył rzeczywistych kosztów produkcji energii, ani średniookresowych kosztów w systemie energetycznym gdyby zamiast mikroinstalacji były budowane nowe elektrownie węglowe lub atomowe. Pojawiło się ryzyko politycznego ustalania wysokości taryf i politycznej interpretacji przepisów. A taryfy, jeżeli mają skutecznie i efektywnie działać, nie mogą być loterią i nie mogą być ustalane na dowolnym poziomie, gdy ignorowany jest rachunek ekonomiczny i założenia, przy jakich policzone były stawki taryf, oraz obecne uwarunkowania ekonomiczne.

Stosowane wcześniej, rządowe podejście do problemu wsparcia prosumentów potwierdza niekorzystna interpretacja mechanizmu taryf wpisanego do ustawy o OZE.

– Ostatnia pokątnie upowszechniania interpretacja przepisów ustawy przez Ministerstwo Gospodarki ponownie nie bierze pod uwagę sytuacji ekonomicznej adresata instrumentu wsparcia, a ta się pogarsza także dlatego, że dotychczas przynajmniej część prosumentów mogła skorzystać z dotacji inwestycyjnych, a w przypadku taryf gwarantowanych skorzystanie z dotacji jest niemożliwe.

Rząd, widząc zagrożenia bezpieczeństwa ekonomicznego obywateli, powinien je eliminować u źródła poprzez uczciwą nowelizację ustawy lub przemyślaną interpretację oraz wywieranie, w granicach prawa, wpływu na przedsiębiorstwa energetyczne – a nie umywać własne ręce, które w tej sprawie nie są niestety czyste.

Teraz wiele wskazuje, że taka nowelizacja zostanie przeprowadzona, a wdrożenie nowego systemu wsparcia, pierwotnie zaplanowane na 1 stycznia 2016 r., zostanie odroczone o pół roku. Tak przynajmniej wskazuje złożony w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o OZE (*)

– Cała ustawa o OZE jest swego rodzaju bombą z opóźnionym zapłonem podłożoną jeszcze w gmachu Ministerstwa Gospodarki pod Ministerstwo Energii. Mam tu na myśli zarówno skalę problemów operacyjnych związanych z wdrożeniem przepisów – moim zdaniem administracja nie jest przygotowana do tego zadania – ale też wątpliwe efekty rynkowe, jakie ustawa przyniesie, czyli wysokie koszty systemu aukcyjnego i brak rozwoju taniejących technologii OZE – ponadto przede wszystkim to, że ustawa nie daje możliwości zrealizowania przez Polskę celu unijnego w zakresie produkcji energii z OZE w 2020 roku i dramatycznych skutków takiego scenariusza dla budżetu państwa, czyli konieczności dokonania w latach 2019/2020 kosztownego transferu statystycznego. 

REKLAMA

W tym sensie rozumiem nowy rząd, że musi poddać system aukcyjny szczegółowej analizie i wyeliminować zagrożenia związane z kwestiami  prosumenckimi, które powinny być wyeliminowane możliwie najszybciej, bo tu straty społeczne dalszych zaniechań mogą być naprawdę duże.

Nowy rząd nie ma łatwej sytuacji, ale o ile posiada świadomość źródeł i wagi problemu, to ma instrumenty prawne – prosta nowelizacja ustawy – i ma argumenty polityczne, czyli fakt wcześniejszego poparcia poprawki prosumenckiej w Sejmie przez PiS – aby wyeliminować zagrożenia indywidualne i nie narażać zaufania do państwa, które w tej sprawie dotychczas zawiodło.

Sami prosumenci – kilka tysięcy rozsianych po całym kraju właścicieli mikroinstalacji OZE – powinni przypomnieć, że Prawo i Sprawiedliwość uwzględniło prosumeryzm w swoim programie i w dniu 20 lutego br. w Sejmie poparło tzw. poprawkę prosumencką do ustawy o OZE. To dzięki PiS ważny krok w kierunku prosumeryzmu został zrobiony. Bez tego gestu nie byłoby dzisiaj podstaw do rozwoju idei, poważnej dyskusji i możliwości dalszej pracy legislacyjnej.

Obecna katastrofalna sytuacja w górnictwie i prowęglowa retoryka nowego rządu nie ułatwiają zadania, ale trzeba od nowa starać się pokazać, że energetyka obywatelska to nie jest rozwiązanie dla bogatych i że jest to instrument sprawiedliwej polityki społecznej, polityki spójności społeczno-gospodarczej, polityki rozwoju kraju oraz budowy lokalnego bezpieczeństwa energetycznego. Nie mówię, że będzie to łatwe, ale wierzę, że jest to możliwe, o ile sektor energetyki prosumenckiej też zdobędzie się na autorefleksję.

Jak oceni Pan pomysł odroczenia wejścia w życie o pół roku całego rozdziału 4 ustawy o OZE, który reguluje przecież kwestie związane zarówno z nowym systemem aukcyjnym i nowym systemem wsparcia dla mikroinstalacji, ale przecież także „stary” system świadectw pochodzenia, m.in. przedłużając o pół roku dotychczasowe wsparcie dla współspalania, co może prowadzić przecież do dalszego wzrostu nadpodaży na rynku zielonych certyfikatów?

– Przedłużenie o pół roku możliwości korzystania z obecnie istniejącego systemu świadectw pochodzenia nie ma istotnego wpływu na sytuację na tym rynku, która dla mniejszych podmiotów niezależnych od energetyki korporacyjnej jest wręcz katastrofalna. Dotyczy to m.in. wymienionych w uzasadnieniu do nowelizacji biogazowni rolniczych jako zagrożonych bankructwem. Ceny świadectw pochodzenia w obrocie zarówno giełdowym jak i bilateralnym nie pozwalają obecnie na osiągnięcie poziomu przychodów wymaganego dla opłacalnego funkcjonowania większości technologii OZE, a nawet pokrycia pełnych kosztów operacyjnych.

Ponadto od roku 2011 nieprzerwanie narasta nadprodukcja świadectw pochodzenia w stosunku do celów na poszczególne lata oraz wolumen świadectw pochodzenia „zbankowanych”, którego wartość przekracza już roczne zapotrzebowanie na świadectwa pochodzenia.

Ponadto nie są obecnie znane – poza rok 2016 – wysokości zobowiązania ilościowego dla przedsiębiorstw zobowiązanych do umarzania świadectw, co generuje dodatkowe czynniki ryzyka. Nie wiadomo też, jaki wolumen wartościowy i ilościowy energii będzie mógł zostać zakupiony na aukcjach dla istniejących instalacji – przechodzących z systemu świadectw pochodzenia. W tej sytuacji przesunięcie wdrożenia art. 4 ustawy jest jednoznacznie korzystne jedynie dla zamortyzowanych dużych elektrowni wodnych, które w nowym roku straciłyby możliwość pozyskiwania świadectw pochodzenia, oraz współspalania biomasy z węglem, które uzyskiwałoby 0,5 świadectw pochodzenia za jednostkę dostarczonej energii. Dopuszczenie do takiej sytuacji pogłębi jedynie kryzys na rynku świadectw pochodzenia.

[red. – w nowelizacji ustawy o OZE z 22 grudnia 2015 r. ostatecznie uwzględniono wygaszenie z dniem 1 stycznia 2016 r. wsparcia w postaci świadectw pochodzenia dla dużych elektrowni wodnych oraz ograniczenia do 0,5 świadectw pochodzenia w przypadku wsparcia dla współspalania].

Jakie najważniejsze regulacje należy wprowadzić do ustawy o OZE w przypadku przyjęcia nowelizacji odkładającej termin wejścia w życie nowego systemu wsparcia do połowy 2016 r.? Które zapisy trzeba zmienić i jakie nowe zagadnienia powinny znaleźć się w ewentualnych nowelizacjach ustawy o OZE?

– W przypadku odroczenia wejścia przepisów w życie, w zdecydowanie najgorszej sytuacji znajdą się najmniejsi inwestorzy, którzy przygotowali swoje inwestycje pod nowy system taryf gwarantowanych, a zwłaszcza ci, którzy zaciągnęli kredyty – zgodnie z prawem krajowym i unijnym nie mogą korzystać z dotacji. 

Dolegliwości zmiany reguł w przypadku inwestorów korzystających z dotacji i planujących inwestycje w ramach rozliczenia półrocznego złagodzi jedynie fakt, że obecne przepisy ustawy i jej nowelizacji gwarantują, że po okresie 6-miesięcznego „odroczenia” najmniejsi inwestorzy korzystający ze sprzedaży energii po cenie 80 proc. (lub świadectw pochodzenia – w przypadku przedsiębiorców) uzyskają prawo do bilansowania półrocznego i sprzedaży salda nadwyżek po 100 proc. ceny energii z rynku – przez 15 lat od momentu wprowadzenia po raz pierwszy energii do sieci.

Podczas gdy w stosunku do rozpoczętych procesów inwestycyjnych dedykowanych dla istniejącego systemu świadectw pochodzenia uzasadnia się zmiany w ustawie koniecznością umożliwienia inwestorom dokończenia rozpoczętych projektów, wnioskodawcy nowelizacji całkowicie pomijają projekty przygotowywane z myślą o ich realizacji w nowym systemie, które w starym systemie nie mogłyby być zrealizowane.

Tak jest właśnie z system taryf gwarantowanych, na które nie mogą liczyć inwestorzy, którzy przyłączą swoje instalacje przed wejściem w życie przepisów, czyli do końca czerwca przyszłego – o ile przepisy znowu się nie zmienią.  Dotknęłoby to najsłabszych uczestników rynku, którym należy się szczególna ochrona ze strony państwa. Dlatego proponuję wyłączenie z nowelizacji artykułów poświęconych taryfom stałym dla mikroinstalacji i wejście ich w życie w pierwotnie planowanym terminie 1 stycznia 2016 r.

[red. – w nowelizacji ustawy o OZE z 22 grudnia 2015 r. ostatecznie odroczono wejście w życie systemu taryf gwarantowanych do 1 lipca 2016 r., jednak Ministerstwo Energii ma przygotować regulacje umożliwiające skorzystanie z taryf po tym terminie także właścicielom mikroinstalacji o mocy do 10 kW uruchomionych w I poł. 2016 r.]

W dalszej kolejności potrzebne jest wyłączenie w ustawie art. 41 ustępów 10-13, 15-18 oraz ust. 20 do nowego artkułu, aby wyeliminować jakiekolwiek wątpliwości co do terminu „nadwyżka energii”, a także uczciwe i rzetelnie przygotowane rozporządzenie ministra właściwego ds. energii o wysokości nowych taryfy gwarantowanych.

Taryfy gwarantowane są niezbędnym pomostem do pełnego urynkawiana energetyki prosumenckiej i upowszechnienia autokonsumpcji. 

Co natomiast należałoby zmienić w systemie aukcyjnym?

Jeśli chodzi o system aukcyjny, to rynek krajowy nie jest przygotowany na to, co jest obecnie w ustawie o OZE. Aby system wsparcia spełnił swoją rolę i tworzył rynek, niezębne jest wprowadzenie „koszyków teologicznych” w systemie aukcyjnym i ponowna notyfikacja przepisów w tym zakresie. Doraźne, niesystemowe, politycznie motywowane wspierane wybranych technologii nie uchroni przed ryzykiem bankructwa i nie doprowadzi do stworzenia rynku, ani do spadku kosztów.

(*) wywiad przeprowadzono przed I sejmowym czytaniem projektu nowelizacji ustawy o OZE.

gramwzielone.pl