Co rząd PO i PSL zrobił dla OZE?

Co rząd PO i PSL zrobił dla OZE?
Fot. Kancelaria Premiera RP, flickr cc

Przez ostatnich 8 lat o kierunkach polskiej polityki energetycznej, w tym energetyki odnawialnej decydowała rządząca koalicja Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. W dniu dymisji rządu PO-PSL podsumowujemy jego dorobek w zakresie OZE.

Problemy systemu zielonych certyfikatów – minus

Obowiązujący od 2005 r. system zielonych certyfikatów nie sprawdził się jako stabilny, przejrzysty i przewidywalny system wsparcia, czyli nie posiadał cech, które taki system powinien mieć.

REKLAMA

W efekcie jest on źródłem problemów finansowych wielu operatorów wybudowanych w Polsce w ostatnich latach instalacji odnawialnych źródeł energii. Ustępujący rząd i parlament – poza bezowocnymi dyskusjami na sejmowych komisjach – nie zrobił praktycznie nic, aby poprawić ich sytuację. Dyskutowany ostatnio w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o OZE w części poświęconej zielonym certyfikatom raczej nie wejdzie w życie przed 2016 r.

Co prawda system zielonych certyfikatów napędził rozwój polskiego rynku wiatrowego – potencjał farm wiatrowych w Polsce wzrósł z 83,2 MW w roku 2005 do 3 833,8 MW na koniec 2014 r. – jednak nie przyczynił się w praktyce do rozwoju rynku elektrowni fotowoltaicznych, elektrowni wodnych czy biogazowni, a właściciele tych wybudowanych, na skutek nieprzewidywalności polskiego systemu wsparcia dla OZE, w wielu przypadkach stanęli na skraju bankructwa.

W obliczu problemów wywołanych spadkiem ceny zielonych certyfikatów rząd zapowiedział w 2013 r. wdrożenie mechanizmów, które przywrócą równowagę pomiędzy popytem i podażą certyfikatów i w ten sposób podniosą cenę certyfikatów do poziomu zapewniającego rentowność produkcji energii odnawialnej w biogazowniach czy elektrowniach wodnych. Nie implementowano jednak regulacji, które szybko poprawiłyby kondycję operatorów OZE korzystających z zielonych certyfikatów.

Brak komunikacji ze strony Ministerstwa Gospodarki i Urzędu Regulacji Energetyki z inwestorami i operatorami instalacji OZE działającymi w systemie zielonych certyfikatów sprawił, że nie byli oni w stanie przewidzieć spadku cen certyfikatów. W efekcie wielu z nich, którzy wcześniej możliwie rzetelnie planowali swoje inwestycje w oparciu o dostępną wiedzę o systemie wsparcia dla OZE, stanęło na skraju bankructwa, gdyż nie przewidzieli możliwego załamania się cen zielonych certyfikatów.

Brak komunikacji ze strony Ministerstwa Gospodarki czy URE z rynkiem OZE to zresztą szerszy problem. Przykładem jest kluczowa dla mniejszych inwestorów interpretacja systemu taryf gwarantowanych w ustawie o OZE. Wyżej wspomniane organy powinny przede wszystkim dbać o jasną wykładnię przepisów dla sektora OZE, aby ułatwiać inwestorom podejmowanie decyzji o inwestycjach, ułatwiać proces inwestycyjny i zapewniać stabilne prowadzenie biznesu. Instytucje państwa są po to, aby służyć jego obywatelom. W przypadku rynku energii odnawialnej w ostatnich latach ta zasada nie obowiązywała.

Promowanie technologii współspalania – minus

Wygasający z końcem 2015 r. system wsparcia dla OZE premiował rozwój mało odnawialnej technologii produkcji energii, jaką jest współspalanie. Możliwość otrzymania zielonych certyfikatów za inwestycje polegające na przystosowaniu bloków węglowych do współspalania w nich węgla i – w dużej mierze importowanej – biomasy przełożyła się głównie na zyski dużych koncernów energetycznych, przyczyniając się do powstania nadpodaży na rynku zielonych certyfikatów i uderzając w mniejszych producentów zielonej energii.

Ogromne koszty zakupu zielonych certyfikatów ze współspalania, które zakłady energetyczne przenoszą na odbiorców końcowych, sprawiły, że pod przykrywką promocji OZE odbiorcy energii w Polsce dopłacają do technologii, której zalety jako technologii produkcji czystej energii są mocno wątpliwe, a także która nie posiada potencjału innowacyjnego, prowadzącego do rozwoju polskiej branży producentów urządzeń i instalatorów OZE.

Ustępujący rząd nie ograniczył produkcji energii w technologii współspalania, mimo, że przedstawiciele Ministerstwa Gospodarki i Ministerstwa Środowiska wielokrotnie zapewniali o potrzebie ograniczenia współspalania, a także ograniczenia importu biomasy przypływającej do Polski statkami z Azji czy Afryki.

W tym wypadku po raz kolejny przeważył interes państwowych koncernów energetycznych nad interesem polskiego rynku energii odnawialnej oraz odbiorców energii.

Ułatwienie inwestycji w mikroinstalacje – plus

Pozytywnym wydarzeniem dla rynku energii odnawialnej (głównie tej małoskalowej) było przyjęcie regulacji wpisanych do nowelizacji Prawa energetycznego z 2013 r., która znacznie ułatwiła proces inwestycji w mikroinstalacje OZE.

Przed wejściem w życie tzw. małego trójpaku gospodarstwo domowe, które chciało zamontować na swoim dachu małą instalację fotowoltaiczną i sprzedawać nadwyżki niewykorzystanej energii do sieci, było traktowane przez prawo jak duży inwestor. Musiało uzyskać szereg zezwoleń, co sprawiało, że inwestycja we własną, domową instalację do produkcji zielonej energii elektrycznej praktycznie traciła sens.

Tą sytuację zmieniły regulacje z małego trójpaku. Plus w tym zakresie należy przypisać jednak nie tyle rządowi, który przygotował odpowiednie przepisy, co unijnemu prawu, które wymusiło na polskim rządzie i parlamencie przyjęcie ułatwień w zakresie inwestycji w mikroinstalacje OZE.

Mały trójpak transponował do polskiego prawa unijne przepisy, dzięki którym gospodarstwa domowe chcące produkować energię w mikroinstalacjach o mocy do 40 kW zostały zwolnione m.in. z konieczności rejestrowania działalności gospodarczej i ponoszenia związanych z tym dodatkowych kosztów, a także nie muszą już uzyskać na taką inwestycję pozwolenia budowlanego.

Wsparcie dla prosumentów – minus

Rząd PO-PSL niechętnie patrzył na wsparcie najmniejszych producentów zielonej energii, w czym wtórowali mu prezesi państwowych koncernów energetycznych.

REKLAMA

Mimo przyjęcia w małym trójpaku regulacji ułatwiających inwestycje w domowe źródła energii, rząd przeforsował jednocześnie niekorzystane zasady odsprzedaży energii z takich instalacji, które umożliwiały pierwszym polskim prosumentom sprzedaż nadwyżek energii po cenie o 20% niższej od ceny rynkowej energii, co stanowiło de facto wsparcie nie dla właścicieli mikroinstalacji, ale dla kupujących od nich energię koncernów energetycznych.

Ustawa o OZE i sposób jej procedowania – minus

Na minus odchodzącego rządu należy zapisać trwające ponad 4 lata prace nad ustawą o odnawialnych źródłach energii – kluczowej dla rozwoju OZE w Polsce. Podczas prac nad ustawą kilkukrotnie zmieniano jej założenia, co burzyło plany inwestorów i przedsiębiorców planujących działalność w tej perspektywicznej i innowacyjnej dziedzinie gospodarki. Dodatkowo ich nerwy psuły kolejne deklaracje przedstawicieli Ministerstwa Gospodarki i koalicji rządzącej co do terminów realizacji kolejnych etapów procesu legislacyjnego, które później nie znajdowały odzwierciedlenia w rzeczywistości.

To zniechęciło do działalności i podważyło autorytet państwa wśród wielu przedsiębiorczych i myślących perspektywicznie Polaków, którzy widzieli szansę na realizację swoich planów dzięki imponującemu rozwojowi różnych technologii odnawialnych źródeł energii i wynikających z niego możliwości rozwijania działalności gospodarczej. 

Na plus poprzedniego parlamentu należy zapisać przyjęcie w ustawie o OZE – wbrew woli rządu i rządzącej Platformy Obywatelskiej – tzw. poprawki prosumeckiej, która została przeforsowana dzięki determinacji kilku posłów sejmowej komisji ds. energetyki, na czele z posłem Arturem Bramorą z PSL, i która stwarza fundamenty do rozwoju domowej, prosumenckiej energetyki odnawialnej w Polsce.

Sukces poprawki prosumenckiej, która zacznie obowiązywać od 1 stycznia 2016 r., uzależniony jest jednak w dużej mierze od przyjęcia jasnych i precyzyjnych interpretacji nowych przepisów – tutaj ponownie zawiódł rząd, który nie tylko nie doprowadził do przyjęcia przepisów doprecyzowujących poprawkę prosumencką, ale także wprowadził w tym zakresie wiele zamieszania.

Minus to ponadto brak wypracowania systemowego wsparcia dla źródeł zielonego ciepła – kolektorów słonecznych czy pomp ciepła, które w przeciwieństwie do fotowoltaiki czy małych elektrowni wiatrowych – nie mogły korzystać ze wsparcia w ramach systemu zielonych certyfikatów i nie będą korzystać ze wsparcia wprowadzanego z początkiem przyszłego roku przez ustawę o OZE.

Programy NFOŚiGW – plus

Na plus należy zapisać krajowe programy wsparcia, z których można było w ostatnich latach finansować CAPEX inwestycji w mniejsze instalacje OZE i które były realizowane przez nadzorowany przez Ministerstwo Środowiska Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Najpierw NFOŚiGW wspierał inwestycje w kolektory słoneczne (i polski rynek producentów i instalatorów tych urządzeń) wartym 400 mln zł programem 45-procentowych dopłat do montażu kolektorów słonecznych, a teraz realizowany jest posiadający dwa razy większy budżet program Prosument mający na celu wsparcie inwestycji w domowe, odnawialne źródła energii elektrycznej i cieplnej.

Znaczące budżety tych programów i w miarę powszechny dostęp do nich – mimo początkowych problemów i często wywołujących kontrowersje w branży OZE zasad – przełożyły się na powstanie tysięcy instalacji OZE w polskich domach, przyczyniając się do popularyzacji OZE i wiedzy na temat odnawialnych źródeł energii, której tak bardzo w Polsce brakuje.

System aukcyjny (?)

Trudno ocenić, w jakim stopniu korzystny dla polskiego rynku OZE będzie opracowany przez rząd i wpisany do ustawy o OZE system aukcyjny.

System aukcji daje gwarancję, że inwestor otrzyma zaoferowaną i wynegocjowaną w aukcji cenę za sprzedaż energii w okresie 15 lat. To wiadomość dobra nie tylko dla inwestorów, ale i banków, które będą kredytować nowe inwestycje, co może poprawić dostęp do finansowania i obniżyć jego koszt. Takiej pewności co do poziomu przychodów z inwestycji w OZE zabrakło w przypadku odchodzącego systemu zielonych certyfikatów, którego nieprzewidywalność doprowadziła wielu inwestorów do problemów finansowych.

Sukces systemu aukcyjnego, podobnie jak termin pierwszej aukcji, (zaledwie na dwa miesiące przed wejściem w życie nowego systemu wsparcia dla OZE) pozostaje jednak niewiadomą. W opinii wielu przedstawicieli rynku OZE, zasady systemu aukcyjnego premiują głównie dużych graczy, w tym państwowe koncerny energetyczne. Nie wiadomo jednak jak z zasadami systemu aukcyjnego i ryzykiem z nim związanym poradzą sobie mniejsi inwestorzy. Nie wiadomo też, czy systemu aukcyjnego nie rozbije zjawisko underbiddingu, które pojawiło się przecież w aukcjach organizowanych w innych krajach – ostatnio w przypadku projektów fotowoltaicznych, które wygrały w brytyjskiej aukcji dla OZE i które z powodu zbyt niskiej zaoferowanej ceny nie będą realizowane.

W zakresie wsparcia większych inwestycji OZE na system aukcyjny przechodzi coraz więcej krajów, a przychylnym okiem patrzy na niego Bruksela. Diabeł tkwi jednak w szczegółach, a aukcje dla OZE w Polsce mogą przebiegać inaczej niż w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Sukces aukcji w Polsce wymaga jasnych zasad oraz dobrej komunikacji z inwestorami ze strony Urzędu Regulacji Energetyki i rządu, której wielokrotnie brakowało.

Ustawa antysmogowa – plus

Na plus poprzedniego rządu i parlamentu należy zapisać przeforsowanie tzw. ustawy antysmogowej, którą przygotował poseł PO Tomasz Arkit. To, jak bardzo taka ustawa jest potrzebna, pokazał przykład najbardziej zanieczyszczonego polskiego miasta, czyli Krakowa, w przypadku którego przyjęto regulacje zakazujące stosowania paliw stałych w domowych paleniskach, ale te regulacje zablokował ostatecznie Naczelny Sąd Administracyjny.

Wprowadzenie zakazów to dosyć radykalne środki, szczególnie w przypadku biedniejszych społeczności, które opalają swoje domy węglem. Problem zanieczyszczonego powietrza będącego przyczyną poważnych chorób i przedwczesnych zgonów dziesiątek tysięcy Polaków wymaga jednak radykalnych środków, a proces wymiany źródeł ogrzewania wymaga wsparcia finansowego ze strony rządu i samorządów.

Przyjęcie ustawy antysmogowej, która wchodzi w życie z dniu złożenia dymisji rządu premier Ewy Kopacz, to jednak jedynie pierwszy etap walki ze smogiem, który nie gwarantuje jeszcze sukcesu. Teraz potrzebna jest konsekwencja władz lokalnych, które muszą podjąć decyzje zakazujące palenia węglem na obszarach obarczonych problemem smogu.

Za takimi decyzjami powinno iść jednak wsparcie dla biedniejszych gospodarstw domowych. Niezbędna jest sprawna realizacja programu Kawka i sięganie przez samorządy po środki dostępne w tym programie. Szansę dają także środki unijne z nowej perspektywy budżetowej na lata 2014-2020. 

gramwzielone.pl