Jak Bruksela widzi rynek energii – cz. 2.

Jak Bruksela widzi rynek energii – cz. 2.
Foto. Danish Wind Energy Association, flickr cc

Komisja naciska na rozbudowę interkonektorów, zarządzanie popytem, inteligentne sieci i liczniki. Receptą na rozchwianie rynku spowodowane nieprzewidywalnością OZE mają być kontrakty długoterminowe wytwórców z konsumentami. Wszystko to jest bardzo piękne, tyle że znowu mało konkretne.

Zgodnie z obietnicą, kontynuujemy omawianie niepublikowanego jeszcze projektu dokumentu Komisji pod tytułem „Rozpoczęcie publicznych konsultacji w sprawie nowego modelu rynku energii elektrycznej”. 

Bruksela przyznaje, że rozwój OZE spowodował określone trudności, ale nie należy się zniechęcać. 

REKLAMA

Na niektórych rynkach ogromna skala kapitałochłonnych inwestycji w produkcję energii z wiatru i słońca o koszcie krańcowym bliskim zera doprowadziła do długich okresów niskich cen hurtowych i zmniejszyła liczbę godzin pracy elektrowni konwencjonalnych. W takiej sytuacji koniecznym warunkiem istnienia prawidłowych sygnałów cenowych dla inwestycji w odpowiednie moce wytwórcze jest wzrost cen w szczytach, a inwestorzy powinni mieć pewność, że to nastąpi.

Komisja sądzi, że taka sytuacja nie musi koniecznie narażać odbiorców na podwyżki cen oraz ich zmienność. „Dobrze funkcjonujący rynek długoterminowy pozwala dostawcom i producentom energii zarządzać skokami cen na rynku – wytwórcy mogą efektywnie ubezpieczać sprzedawców i konsumentów przed skutkami tych skoków.

Receptą zdaniem Komisji powinien być więc hedging, który pozwoli uczestnikom rynku, także OZE, zamienić znaczącą część ryzyka na „dający się zaplanować i bezpieczny przychód”.

Dalej czytamy, że „kontrakty długoterminowe pozwolą zmniejszyć ryzyko, zwłaszcza dla kapitałochłonnych inwestycji w niskoemisyjne technologie i pozwolą przyciągnąć kapitał po rozsądnym koszcie”.

REKLAMA

Komisja ostrzega jednak, że takie kontrakty muszą odpowiadać zasadom konkurencji i obiecuje takie właśnie kontrakty promować. 

Ezopowy język Komisji może w tym wypadku przyprawić o ból głowy nawet wytrawnych egzegetów unijnych dokumentów.

Klasyczny hedging w energetyce jest stosowany od lat i Komisja musi o tym wiedzieć. Pomaga zabezpieczyć się przed wahaniami cen, ale nie może spełnić roli zachęty do inwestycji

Jednak energetyka zna bardzo dobrze rodzaj kontraktu długoterminowego, który łączy się z hedgingiem. To tzw. kontrakt różnicowy, ostatnio zastosowany przez Brytyjczyków przy planowanej budowie elektrowni atomowej Hinkley Point. 

Inwestor liczy sobie cenę prądu przy której elektrownia będzie mu się opłacać i umawia się z państwem, że gdy hurtowe ceny zjadą poniżej tej kwoty, to państwo dopłaci różnicę.

Jak wygląda sprawa wspierania mocy?  O tym w dalszej części artykułu na WysokieNapiecie.pl

Rafał Zasuń, WysokieNapiecie.pl