M. Kasprzak, PSL: w Senacie zabrakło zrozumienia poprawki prosumenckiej
– Nie jest to kompromis wypracowany razem ze środowiskami ekologicznymi i branżowymi. Poprawka Senatu uniemożliwi „Kowalskiemu” proste wyliczenie tego, za ile sprzeda nadwyżki energii za 5 czy 10 lat, bo nikt nie zna tego, jakie będą ceny w przyszłości. W rezultacie nie otrzyma on kredytu na inwestycję – mówi w wywiadzie dla portalu Gramwzielone.pl o przegłosowanych przez Senat zmianach dla mikroinstalacji poseł PSL Mieczysław Kasprzak, były wiceminister gospodarki w resorcie kierowanym przez Waldemara Pawlaka, a także jeden ze współautorów poprzedniego projektu ustawy o OZE z 2012 r.
Gramwzielone.pl: Jak ocenia Pan ostatnią propozycję senatorów PO w zakresie wsparcia dla prosumentów, którą przegłosowano w Senacie?
Mieczysław Kasprzak, PSL: Senatorowie zdecydowali się usunąć uchwalone przez Sejm RP w ustawie o OZE zapisy pro-obywatelskie i pro-rozwojowe, proponując w zamian rzekomy kompromis obcinający wsparcie do 210% ceny energii z rynku.
Nie jest to jednak kompromis wypracowany razem ze środowiskami ekologicznymi i branżowymi. Według ekspertów, wpływ tej poprawki na rozwój rynku mikroinstalacji będzie znikomy. Ponadto, w żaden sposób nie uzasadniono, dlaczego akurat taki mnożnik przyjęto, a nie 200% czy 220%. Poprawka Senatu uniemożliwi „Kowalskiemu” proste wyliczenie tego, za ile sprzeda nadwyżki energii za 5 czy 10 lat, bo nikt nie zna tego, jakie będą ceny w przyszłości. W rezultacie nie otrzyma on kredytu na inwestycję.
Krótko mówiąc, nie powstanie innowacyjny sektor gospodarki, który mógłby stymulować dalszy rozwój technologii i generować nowe i ciekawe miejsca pracy w Polsce lokalnej, gdzie to jest szczególnie potrzebne. Jeżeli nowe regulacje nie wpłyną pozytywnie na rynek, to w jakim celu je uchwalać? Prawo musi być dla ludzi, bo to oni będą w jego ramach działać.
Dlaczego senatorowie nie poparli rozwiązania przyjętego wcześniej przez Sejm, czyli tzw. poprawki Bramory?
– Niestety, zabrakło przede wszystkim dwóch rzeczy. Po pierwsze dialogu. Do ustawy wprowadzono rozwiązanie, które nigdy wcześniej nie było analizowane, ani konsultowane. Tak jak wspomniałem, prawo powinno być tworzone dla społeczeństwa. Po drugie zabrakło zrozumienia tego, jak ważna jest to regulacja dla ludzi. Proszę zauważyć, że środowisko zwolenników energii odnawialnej i ochrony środowiska jest niesamowicie zmobilizowane. Wszędzie nawołuje się do poparcia poprawki prosumenckiej i rozwoju energetyki obywatelskiej. Do polityków wysyłane są emaile, listy, prośby. Obserwuję też petycję w tej sprawie na portalu Zmienmy.to. Ta inicjatywa zyskała już prawie 4500 podpisów. Gdyby ktoś chciał złożyć te listy osobiście, to prawdopodobnie musiałby przekazać ok. 150 stron. To niesamowita liczba zważywszy, że ten temat nie jest prosty i łatwy.
Co sądzi Pan o argumentach wytoczonych ostatnio przez branżę dużej energetyki, zgodnie z którymi wsparcie dla prosumentów zaproponowane w poprawce Bramory może oznaczać duży wzrost cen energii dla odbiorców końcowych i może być zagrożeniem dla energetyki opartej na węglu?
– Po pierwsze, energia ze źródeł odnawialnych to zdaniem nie tylko ekspertów, ale również zdaniem „Kowalskiego” najbardziej perspektywiczne źródło energii. Tak wynika z badań opinii publicznej. Racjonalna polityka powinna więc uwzględniać, a w perspektywie kolejnych lat, powiększać udział OZE w miksie energetycznym, gdyż za tym idzie rozwój nowych gałęzi przemysłowych, czy nowej myśli technologicznej. A to już się dzieje – wspomnę tylko o perowskitach, które opracowała pani Olga Malinkiewicz. Natomiast, dla energetyki węglowej największym zagrożeniem są niskie ceny surowców, wyczerpujące się złoża węgla i coraz droższe wydobycie. Wpływ kilkuset tysięcy mikroinstalacji na rachunki za prąd nie zostanie przez nikogo zauważony, gdyż wyniesie zaledwie kilka groszy za 1 kWh. Nikt nie chce całkowicie zastąpić elektrowni węglowych energią odnawialną. To ma być tylko uzupełnienie.
W ustawie o OZE zrezygnowano z dłuższego okresu vacatio legis dla rozpoczętych już inwestycji, o które mocno walczyła branża wiatrowa. Czy popiera Pan rozwiązania przyjęte przez parlament? I czy nie podziela Pan obaw, że zakończenie systemu zielonych certyfikatów z końcem 2015 może spowodować lukę inwestycyjną na rynku OZE?
Energetyka wiatrowa to obecnie branża, która rozwija się najbardziej dynamicznie spośród wszystkich źródeł OZE. To farmy wiatrowe przyczyniają się w znacznym stopniu do wypełnienia unijnych celów na 2020 r., dlatego zrozumiałe jest to, że inwestorom w tym sektorze w największym stopniu zagraża brak wsparcia w sytuacji transformacji z systemu zielonych certyfikatów na aukcje. To może być realny problem, ale trzymając się terminów zapisanych w ustawie, nie powinno do niego dojść. Z drugiej strony, czasami lepiej być zabezpieczonym i dać sobie kilka miesięcy więcej czasu na przygotowanie całego systemu, który pozwoli na ogłoszenie i przeprowadzenie pierwszych aukcji.
Jak ocenia Pan aktualny projekt ustawy o OZE w porównaniu z projektem z 2012 r., który przygotowano w resorcie gospodarki kierowanym przez Waldemara Pawlaka? Które rozwiązania są korzystniejsze dla branży OZE?
– Rozwiązania w projekcie ustawy o OZE z 2012 r. miały szereg zalet. Były z pewnością prostsze niż system aukcji, który zawiera wiele procedur i wymogów nakładanych na jego uczestników. Przeprowadzenie przetargu na zieloną energię wiąże się też z dodatkowymi kosztami i czasem, który trzeba poświęcić na przygotowanie całego systemu. Ustawa z 2012 r. była modyfikacją już istniejącego systemu wsparcia, co w naturalny sposób zwiększa jego stabilność i przewidywalność. To z kolei wpływało na większe możliwości zdobycia finansowania. Ustawa o OZE uchwalona przez Sejm ma zapewnić optymalizację kosztów. Podobny efekt można było uzyskać odpowiednio zmieniając wysokość współczynników korekcyjnych świadectw pochodzenia. Niestety, długo konsultowany projekt nowych regulacji został odłożony na półkę.
—
II cześć wywiadu z Mieczysławem Kasprzakiem ukaże się na portalu Gramwzielone.pl w przyszłym tygodniu.
gramwzielone.pl