W Sejmie spór o definicję za 500 mln zł. Kto straci na współspalaniu?
Rząd, firmy energetyczne, branża OZE i posłowie ścierają się ws. definicji ustawowej wartej 500 mln zł. Dzisiaj w Sejmie mogą zapaść kluczowe decyzje w tej sprawie – pisze portal WysokieNapiecie.pl.
Przez ostatnią dekadę wydaliśmy na wsparcie „zielonej” energii ponad 25 mld zł. Większość dopłat trafiała do największych grup energetycznych. Jednak rząd przykręca im strumień wsparcia. Które spółki najwięcej na tym stracą?
Ograniczenie wsparcia dla współspalania biomasy – to jedno z kluczowych założeń projektowanej ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE). Budzi jednocześnie najwięcej emocji. Ekolodzy przekonują, że dotowanie tej technologii, to palenie pieniędzmi w starych elektrowniach państwowych koncernów. Z kolei managerowie z grup energetycznych, że bez współspalania nie osiągniemy planowanego udziału OZE w miksie energetycznym.
W rzeczywistości chodzi przede wszystkim o ogromne pieniądze. W najlepszym, 2012 roku, na samo współspalanie przypadło 2 mld zł wsparcia doliczonego do rachunków odbiorców prądu. Pozostałe technologie (m.in. wiatraki, elektrownie wodne, biogazownie) dostały drugie tyle.
Współspalanie uruchomiły wszystkie największe grupy energetyczne – PGE, Tauron, EDF, Enea, Energa, PAK, CEZ, GDF Suez, PGNiG, Dalkia, Fortum. Z raportu przygotowanego przez firmę doradczą EY wynika, że do dodawania biomasy przygotowane zostały bloki energetyczne o łącznej mocy 21 400 MW, na 30 000 MW wszystkich bloków węglowych i gazowych w polskim systemie energetycznym.
Tańszy prąd w gniazdku
Rozwój tej technologii wymknął się jednak rządowi spod kontroli. Poziom dopłat do produkcji z OZE (1,5-2 razy tyle, co cena samej energii), który pozwalał na powstawanie relatywnie drogich elektrowni wiatrowych, był w większości przypadków zbyt wysoki w stosunku do kosztów przystosowania istniejących elektrowni węglowych do współspalania. Przez to produkcja „zielonej” energii już w 2011 roku przewyższyła zapotrzebowanie na nią. To z kolei doprowadziło do silnego spadku wsparcia OZE. Rynkowa cena zielonych certyfikatów spadła z niemal 300 zł/MWh do 100 zł/MWh (obecnie to niespełna 160 zł/MWh).
W dodatku rozpoczął się import biomasy z ponad 50 krajów całego świata, co nie służyło polskiemu bilansowi handlu zagranicznego, a tym bardziej środowisku. Wątpliwości kancelarii premiera zaczęły budzić ponadto informacje o nieprawidłowościach w handlu biomasą dla dużych elektrowni.
Rozpoczął się czteroletni okres „ucierania” zmian prawnych, w którym o każde słowo walczą ze sobą ekolodzy, branża OZE, spółki energetyczne i rząd.
Ile wsparcia?
W 2011 roku Ministerstwo Gospodarki przygotowało projekt ustawy o odnawialnych źródłach energii, który miał odebrać tym elektrowniom część wsparcia. Resort poinformował na początku, że pomoc będzie o 30 proc. niższa, bo elektrownie miały dostawać za każdą megawatogodzinę ze współspalania 0,7 zielonego certyfikatu (zamiast dotychczasowego jednego). Ostatecznie w projekcie znalazł się zapis obniżający pomoc aż do 0,3 certyfikatu.
Na tym „strzelanie” cyframi się jednak nie skończyło. Po dwóch latach pracy nad tamtym projektem ustawy, resort zaczął pracę nad nowym systemem wsparcia OZE. Zgodnie z nim zamiast zielonych certyfikatów pomoc ma być udzielana na podstawie aukcji – wygra ją ten przedsiębiorca, który będzie oczekiwał najmniej za produkcję „zielonego” prądu w swojej elektrowni wiatrowej, wodnej, czy biomasowej.
Większość instalacji współspalających biomasę w aukcjach jednak nie wystartuje. Zamiast tego zachowa zielone certyfikaty – ostatecznie ma dostawać 0,5 certyfikatu za każdą megawatogodzinę „zielonej” energii.
Ile współspalania?
Posłowie nadal ponadto toczą spór o ograniczenie samej ilości energii ze współspalania, która otrzyma wsparcie (0,5 certyfikatu). Zgodnie z projektem ustawy elektrownie dostaną pomoc ograniczoną do takiej ilości energii ze współspalania, jaką produkowały średnio w latach 2011-2013. W ocenie skutków regulacji ministerstwo założyło, że będą to 2 mln MWh energii. Z danych URE wynika jednak, że chodzi przynajmniej o dwukrotnie większą produkcję.
Z tego powodu poseł Jacek Najder (TR) zaproponował, aby granicę 2 mln MWh zapisać „na sztywno” w ustawie. Na to nie zgadza się z kolei Ministerstwo Gospodarki. Od tego ile współspalania będzie dotowane zależy jak szybko z rynku zniknie nadwyżka zielonych certyfikatów. Dopiero wtedy ich cena pójdzie z powrotem do góry. Dlatego Twój Ruch najprawdopodobniej kolejny raz zaproponuje przyjęcie takiej granicy w trakcie drugiego czytania ustawy w Sejmie.
Na jak długo?
Miesiącami ważyły się losy okresu, w jakim zielone certyfikaty za współspalanie będą przyznawane. Na początku rozważane było ograniczenie pomocy do 5 lat od uruchomienia instalacji. Po czym w ubiegłym roku zapisano w projekcie okres 15 lat. Ostatecznie w projekcie znalazł się zapis, że wsparcie będzie przyznawane do końca 2020 roku.
Dla kogo?
Do ostatniego posiedzenia sejmowej podkomisji ds. rozpatrzenia projektu ustawy o OZE, która zebrała się 4 grudnia, ścierały się także stanowiska co do samej definicji współspalania. Ponownie – chodziło o wielkie pieniądze.
Zaliczenie jakiejś technologii współspalania do tzw. współspalania dedykowanego, oznaczałoby dla niej dwukrotnie wyższe wsparcie (jeden zielony certyfikat zamiast 0,5) i prawo do wystartowania w aukcjach po wyższą pomoc. Współspalanie dedykowane to bardziej zaawansowana i bezpieczniejsza forma współspalania. Teoretycznie wymagająca większych nakładów finansowych i dlatego Ministerstwo Gospodarki nie chce przycinać mu wsparcia. Tyle tylko, że z przywoływanego już raportu EY wynika, że koszty współspalania dedykowanego i zwykłego są bardzo zbliżone, a to drugie jest wręcz nieznacznie tańsze.
Poseł opozycji – Piotr Naimski – wytknął w końcu rządowi, że ten zmienia definicje jak rękawiczki. – Niewątpliwie mamy do czynienia z toczącą się do ostatniego momentu ostrą dyskusją. Mamy wersję pierwotną, do której Ministerstwo Gospodarki chce teraz powrócić. Wcześniej dostaliśmy poprawkę, w której resort uwzględnia w definicji instalacje wykorzystujące technologię fluidalną, a dzisiaj dostajemy kolejną poprawkę, która jednak powraca do poprzedniej wersji – wyliczał w Sejmie.
Technologia fluidalna, o której mówił poseł Naimski, oznacza w uproszczeniu nowsze bloki energetyczne. Jak mówili w Sejmie urzędnicy resortu gospodarki, o wyższe wsparcie dla tej technologii zabiegała jedna firma energetyczna. Ostatecznie ministerstwo wycofało się jednak ze zmiany. – Nie chciałbym tworzyć prawa i takiej definicji współspalania, która rozszerzałaby definicję tylko o jedną instalację, nie wymieniając z nazwy tego podmiotu. Niosłoby to negatywne skutki dla prawa. Ale nie zamykam dyskusji na ten temat – tłumaczył posłom Janusz Pilitowski, dyrektor Departamentu Energetyki Odnawialnej Ministerstwa Gospodarki.
Ostatecznie dwa tygodnie temu ministerstwo zaproponowało jednak zmianę, która rozszerzy definicję współspalania dedykowanego o technologię fluidalną, ale jedynie dla najmniejszych bloków energetycznych – do 50 MW. Z informacji przekazanych posłom przez Urzędu Regulacji Energetyki wynika, że na zmianie definicji skorzystają dwie firmy papiernicze, które mają akurat takie instalacje. Wyższego wsparcia nie dostaną za to państwowe koncerny energetyczne.
Wymuszone cięcia
Ministerstwo Gospodarki jest między młotem a kowadłem. Z jednej strony ma państwowe grupy energetyczne, wspierane przez ministra skarbu, które nie chcą cięć we współspalaniu, a z drugiej stowarzyszenia przedsiębiorców zaangażowanych w inwestycje w OZE.
Do tej układanki kilka miesięcy temu dołączyła jeszcze Komisja Europejska. Bruksela wszczęła postępowanie wyjaśniające, czy Polska nie udziela zbyt wysokiego wsparcia dla współspalania i dużych elektrowni wodnych (te mają je stracić całkowicie). Gdyby rząd przegrał spór w tej sprawie, w najgorszym wypadku elektrownie musiałyby zwracać pomoc liczoną w miliardach złotych. Postępowanie Komisji to podstawowy powód, dla którego resort konsekwentnie ogranicza wsparcie współspalania.
Które koncerny zachowają wsparcie, a które najwięcej stracą na uchwaleniu ustawy o odnawialnych źródłach energii? O tym w dokończeniu artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl.
Bartłomiej Derski, WysokieNapiecie.pl