PGNiG grożą poważne kłopoty

PGNiG grożą poważne kłopoty
Derrick Coetzee, flickr cc

Kolejną po LOT, czy Kompanii Węglowej państwową spółką do ratowania może stać się PGNiG. Uwalnianie polskiego rynku gazu dopiero się zaczęło, a już wymyka się spod kontroli na tyle, źe pozycja PGNiG w perspektywie najbliższych lat zdaje się zagrożona. Receptą okaże się podział koncernu?

Prezes Urzędu Regulacji Energetyki, Maciej Bando, zwrócił ostatnio uwagę, że PGNiG powinno rozpocząć starania o to, by uwolnić się od ciążącego na nim balastu. Szef URE jako największy problem wskazał wieloletnie kontrakty na zakupy gazu w formule take-or pay (czyli odbieraj albo płać, co oznacza, że nawet jeśli całkowicie zrezygnuje się z dostaw, to i tak trzeba je w większości opłacić).

– Mamy na rynku za dużo drogiego gazu, kontrakty (jamalski i katarski – red.) były zawierane w zupełnie innej sytuacji geopolitycznej. Zapowiadano rozwój energetyki gazowej w naszym kraju – wyjaśniał Maciej Bando.

REKLAMA

Zasugerował, że PGNiG powinno rozważyć na przykład częściowe wykupienie tych kontraktów. Problem w tym, że z punktu widzenia spółki byłaby to tylko zamiana zobowiązania wobec Gazpromu czy Quatargasu na dług w instytucjach finansowych. Trudno przecież wyobrazić sobie inne źródło pieniędzy na taką transakcję.

– Starania, by rozwiązać kontrakt jamalski, trwają już od pewnego czasu. Nacisk idzie z kilku stron. Ale w wersji zasugerowanej przez prezesa URE nie jest to możliwe. Taki kontrakt można próbować przenegocjować z drugą stroną, albo go zerwać, licząc się z konsekwencjami niedotrzymania międzynarodowych kontraktów. Możemy też jako Polska w każdej chwili po prostu przestać odbierać gaz z Rosji, ale to byłby już absurd – i tak trzeba zapłacić, a gaz kupić skąd indziej – zauważa ekspert paliwowy Andrzej Szczęśniak.

Polscy konsumenci na tle innych Europejczyków płacą relatywnie drogo. To efekt tego, że jedynym zewnętrznym dostawcą jest Gazprom. Model biznesowy PGNiG opiera się na tym, że dzięki tańszemu krajowemu wydobyciu (zaspokaja ono ok. 30 proc. zapotrzebowania) można obniżyć ostateczną cenę sprzedaży. To zjawisko nazywa się subsydiowaniem skrośnym, pisaliśmy o nim tutaj: Polska zależna od gazu z Rosji? Sami go dotujemy

REKLAMA

Z resztą same kontrakty gazowe z Rosjanami i Katarczykami to tylko jeden z problemów piętrzących się ostatnio przed PGNiG. Jak zwrócił uwagę Maciej Bando, to jedyna w kraju spółka, której statut mówi, że jej priorytetem jest troska o bezpieczeństwo energetyczne kraju. I jako jedyna ponosi tego koszty.

I tu Andrzej Szczęśniak się z nim zgadza. – Choć statutowo PGNiG jest gwarantem bezpieczeństwa, to nigdzie w polityce państwa nie ma zapisanego celu, że spółka ma być konkurencyjna i silna. A powinna – zaznacza ekspert.

Dotychczas PGNiG było relatywnie silne, bo dostawało coś za coś: w zamian za zarządzanie dostawami gazu dostawało rynkowy monopol, a wraz z nim gwarancję zbytu po taryfowanych stawkach, możliwość przerzucenia kosztu na odbiorców i niskie podatki od krajowego wydobycia. Jednak teraz priorytetem staje się wymuszane przez UE uwolnienie rynku (choć coraz więcej wskazuje, że jako kraj nie bardzo wiemy, jak ten temat ugryźć), a wszystkie obowiązki „wiszące” na PGNiG pozostają.

– Teraz chodzi przede wszystkim o to, jak otworzyć polski rynek tak, by ochronić przed upadkiem PGNiG, które jest związane kontraktami podpisywanymi ze względów nie zawsze czysto biznesowych. Państwo polskie jest w tej sprawie pęknięte, administracja publiczna realizuje sprzeczne cele, co wydaje się schizofreniczne. Czy chcemy mieć wolny rynek, poświęcając PGNiG, które jak tak dalej będziemy postępować, zbankrutuje? – pyta retorycznie Andrzej Szczęśniak.

Pełny raport o tym co administracja zafundowała dotychczas PGNiG i rynkowi gazowemu i jakie może mieć to konsekwencje dla rynku i odbiorców jest dostępny na portalu WysokieNapiecie.pl

Justyna Piszczatowska, WysokieNapiecie.pl