CASE-Doradcy: Polska potrzebuje doktryny energetycznej. Jakie powinny być jej filary?

CASE-Doradcy: Polska potrzebuje doktryny energetycznej. Jakie powinny być jej filary?
rpaschetz, flickr cc-by-2.0

{więcej}Polska potrzebuje doktryny, a nie kolejnych strategii. Narastające  napięcia polityczne, szantaż gazowy, podziały w UE i nowe globalne sojusze, determinują bezpieczeństwo ekonomiczne Polski. Potrzebujemy zintegrowanych działań polityczno-gospodarczych dla zwiększenia niezależności energetycznej – podkreśla firma doradcza CASE-Doradcy. 

Śmiałe inicjatywy, jak unia gazowa, czy nowe przyłącza, mogą zatrzymać tempo wzrostu cen energii, ale bez systemowych rozwiązań, problem niezależności i bezpieczeństwa energetycznego zostanie – mówi dr Andrzej Cylwik, prezes CASE-Doradcy.

Filary, na których powinniśmy oprzeć doktrynę energetyczną dla Polski 2014 – 2020:

REKLAMA

1. Inteligentne wykorzystanie zasobów węgla i przedłużenie perspektywy wydobycia. Czasowe ograniczenie wydobycia wyłącznie do opłacalnych złóż przy zastosowaniu nowoczesnych, „czystych” technologii. Niewykluczone, że za 20-30 lat, wraz z rozwojem technologii i zmniejszonym popytem węgla, głębiej położone pokłady również zaczną być opłacalne. 

2. Rozwój OZE, z których w odróżnieniu od źródeł węglowych, czy energetyki jądrowej łatwiej jest zrezygnować, lub zamienić na nowe technologie w perspektywie 20-30 lat.

3. Efektywne rozłożenie subsydiów pod kątem przyszłościowej struktury energetyki. Dotacje do nieefektywnych źródeł energetycznych należy ograniczać wyłącznie do finansowania zobowiązań wynikających z kontraktów społecznych. Fundusze w nieproporcjonalnie większym stopniu powinny uwzględniać rozwój perspektywicznej technologii odnawialnej, która w przyszłości może wypełnić lukę po węglu (taką strategię lansują obecnie Niemcy, które również z tą myślą subsydiują wydobycie węgla).

4. Tworzenia zachęt dla rozwoju rodzimych technologii. Idąc za przykładem Stanów Zjednoczonych czy Niemiec w rozwoju alternatywnych technologii należy upatrywać nie tylko większego uniezależnienia od importu surowców, ale również szansy na budowę przewagi gospodarczej i w przyszłości eksportu know-how.

Polska energetyka powinna w większym stopniu opierać się na rodzimych źródłach. To niewątpliwie węgiel, choć wydobycie staje się coraz trudniejsze. Z biegiem lat może nim być gaz łupkowy, ale kluczowym uzupełnieniem będą odnawialne źródła energii – mówi Andrzej Cylwik.

Debatę o doktrynie bezpieczeństwa energetycznego musimy zacząć od obecnej struktury kosztów i dopłat do poszczególnych źródeł energii. Jak ponad 30 miliardów złotych, które już dziś wydajemy na dotacje, wydawać mądrzej? Jak kupić za to więcej niezależności i bezpieczeństwa?

Jako PSEW [Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej] postanowiliśmy zlecić niezależnemu think-tankowi przygotowanie raportu, bo uważamy że dyskusja o bezpieczeństwie energetycznym musi opierać się na rzetelnych danych. I takie fakty prezentuje przygotowany raport. Dzisiaj bezpieczeństwo energetyczne Polski można wycenić i budowanie go w oparciu o węgiel nie jest tanim rozwiązaniem, ale przede wszystkim nie jest możliwe do zrealizowania w dłuższym okresie czasu.

Najnowszy raport CASE-Doradcy „Subsydiowanie wydobycia węgla kamiennego i brunatnego w Polsce w latach 2010 – 2013” uzmysławia nam, że nie istnieją rodzime zasoby energetyczne w Polsce, które nie wymagają dziś dopłat państwa. 

W latach 2010–2013 całkowite wsparcie dla węgla wynosiło 22 mld zł, a bezpośrednie dla OZE o połowę mniej – 10,3 mld zł. A tak naprawdę czterokrotnie mniej, jeżeli od całej sumy wydanej na OZE odejmiemy 4,9 mld zł na dopłaty do spalania węgla razem z biomasą w elektrowniach systemowych czy na dopłaty do starych elektrowni wodnych.

Gdyby z polskiego budżetu nie były kierowane subsydia dla górnictwa i na wzór dotacji do energetyki odnawialnej w postaci „zielonych certyfikatów” wprowadzonoby np. „czarne certyfikaty”, to każdy konsument musiałby zapłacić za „czarne certyfikaty” w rachunku za prąd w 2012 roku dodatkowo około 45 zł do 1 MWh . To jest koszt o 50% wyższy od kosztu „zielonych certyfikatów”, który w tym samym roku wyniósł około 30 zł, przy czym tylko 13 zł zostało przeznaczone na budowę nowych mocy w sektorze OZE, a reszta na wsparcie współspalania i stare hydroelektrownie – mówi Grzegorz Skarżyński, Dyrektor Inwestycyjny z firmy Tundra Advisory

Nie istnieją rodzime źródła energetyczne, do których nie musimy dopłacać.

Dyskusja o doktrynie energetycznej nie może sprowadzać się do epatowania wielkością subsydiów. Rzecz nie jest dziś w wytykaniu sobie nawzajem kto dostał ile dotacji, dowodzeniu racji lobby węglowego czy schlebianiu politycznie poprawnym środowiskom zielonych. Naszym celem ma być zbudowanie takiego miksu źródeł energii, który pozwoli na zapewnienie Polsce bezpieczeństwa energetycznego i utrzymanie wzrostu dobrobytu. Ważne jest wyciągnięcie wniosków i branie przykładów z najbardziej efektywnych projektów energetycznych, w tym z prywatnych kopalń, które nie korzystają z subsydiów i tworzą nowe wzorce funkcjonowania. Dziś jest ich zbyt mało, żeby mogły wpłynąć na całokształt sytuacji i koszty sektora węglowego.

REKLAMA

Każdy miks energetyczny, w obecnych realiach, będzie wymagał subsydiowania ze strony podatników. Dotyczy to nie tylko Polski, ale i całej Europy i Świata. Każdy kraj ma jednak różne powody i poziomy subsydiowania źródeł energii. Muszą one zostać wzięte pod uwagę i stać się przedmiotem analiz przy podejmowaniu decyzji co do tego, jakie źródła energii mają być dotowane w Polsce i w jakiej skali, tak aby nasz kraj mógł budować swoją pozycję i zapewnić sobie wysokie tempo wzrostu na poziomie ostatnich 25 lat.

Inwestycje energetyczne zakładające 40-50 letnią eksploatację węgla w Polsce są oderwane od realiów polskiego górnictwa.

Energetyczna racja stanu Polski związana jest dziś z węglem. Sugestie, że stać dziś Polskę na masowe zamykanie kopalń, nie uwzględniają ani liczb, ani realiów społecznych kraju. Ale jednocześnie, nikt kto planuje inwestycje energetyczne, czy snuje wizje rozwoju gospodarczego Polski, nie może abstrahować od rzeczywistych możliwości wydobycia węgla. Bez znacznych nakładów inwestycyjnych węgiel w Polsce możemy wydobywać najdalej do 2038 roku. Projekty energetyczne zakładające czasem nawet 50 letni okres eksploatacji są oderwane od ekonomicznych realiów górnictwa. Wykraczają poza horyzont dostępnych zasobów. De facto oznaczają konieczność poniesienia bardzo dużych nakładów inwestycyjnych na uruchomienie nowych złóż albo uzależnienie Polski od importu węgla.

Wzrost i tak już olbrzymiego importu surowców energetycznych oznacza nowe uzależnienia i utratę przewagi konkurencyjnej. Z drugiej strony, inwestycje w eksploatację nowych złóż wiązałyby się ze znaczącą ingerencją w obecne tereny zamieszkałe, co nie wróży im powodzenia, a jeżeli już to kosztem ogromnych nakładów finansowych.

– Skąd wziąć pieniądze na dalsze wydobywanie węgla? Z bieżącej działalności kopalń nie, bo już dziś ponad połowa kopalń jest deficytowa. Dotacje z Budżetu Państwa zagrażają stabilności finansów publicznych i będą rosnąć do 2035 r. z racji samych tylko zobowiązań emerytalnych. Obecnie przekraczając 4,6 mld zł. rocznie. Możliwe jest co najwyżej utrzymanie ich na obecnym poziomie – mówi Grzegorz Skarżyński – Z dotacji UE również nie, bo dzisiejsze prawodawstwo UE określa maksymalny okres wsparcia dla górnictwa węgla do 2027, przy czym w większości dla działań już podjętych. UE wyklucza wykorzystanie nowych złóż węgla brunatnego.

Pozostaje nam zatem zastanowić się jak obecne dotacje wykorzystać mądrzej. Skoro konsumenci już dziś muszą dopłacać w postaci droższej energii, jak zrobić, żeby finansowali reformę systemu, a nie konserwowali obecną agonię górnictwa. 

Wskazujemy na węgiel jako gwarancję bezpieczeństwa energetycznego Polski, ale przy obecnych cenach wydobycia nie daje on gwarancji bezpieczeństwa ekonomicznego. Niezbędnym uzupełnieniem staje się OZE.

Koszt użytkowania węgla znacząco wzrośnie po roku 2015 za sprawą nowego globalnego porozumienia klimatycznego. To będzie też rok, w którym zaczną wygasać programy pomocowe dla sektora górniczego.

W 2013 i 2014 roku po raz pierwszy w historii w ustawodawstwie Chin i USA pojawiły się zapisy bezpośrednio ograniczające emisję CO2. UE przestała być jedynym obszarem gospodarczym prowadzącym aktywną politykę klimatyczną. Globalne porozumienie klimatyczne staje się coraz bardziej prawdopodobne. Polsce, jako pojedynczemu niedużemu krajowi, i to członkowi UE, trudno będzie uzyskać specjalne ulgi dla własnej energetyki węglowej.

Węgiel pozostanie podstawą naszej energetyki, ale jego wykorzystanie będzie coraz droższe, co pod znakiem zapytania postawi konkurencyjność polskiej gospodarki. Postulowana przez UE integracja rynków energii w Europie nie ograniczy się do rynku gazu, ale obejmie również rynki energii elektrycznej. Oznacza to możliwość dopływu na polski rynek energii tańszej np. z Niemiec. Czyli kolejny krok w stronę uzależnienia.

Stąd też każda analiza i debata na temat niezależności energetycznej musi uwzględniać dziś OZE. W kontekście bezpieczeństwa energetycznego, niezależności od zagranicznych dostaw, ale też możliwości rozwoju technologicznego rodzimej energetyki.

Unijna polityka klimatyczna to nie są fanaberie rządów bogatych państw Zachodu, ale przemyślana strategia i część otoczenia biznesowego, w jakim będziemy funkcjonowali. Wyciągnijmy z tego korzyści dla Polski.

Każde dotacje są i pozostaną bolesne dla podatnika. Patrząc jednak realistycznie na obecną sytuację polskiego sektora energetycznego i nasze geopolityczne uwarunkowania, musimy zdać sobie sprawę ze strategicznego znaczenia tych subsydiów. Nie są złem koniecznym, ale ceną polskiej niezależności energetycznej.

Budowa bezpieczeństwa energetycznego wymaga krytycznego spojrzenia na to, co nas dziś otacza. Liczby mogą być porażające i politycznie niewygodne, ale też pokazują, że zdecydowane działania mogą przynieść skuteczne rozwiązania – podsumowuje Andrzej Cylwik, ekspert CASE.

PSEW