Ruszają spory sądowe ws. certyfikatów. Na pierwszy ogień BOŚ

Ruszają spory sądowe ws. certyfikatów. Na pierwszy ogień BOŚ
Fot. Energa

Energa rozpoczyna walkę o zwrot pieniędzy, które wydała na zielone certyfikaty kupowane od operatorów farm wiatrowych na podstawie zawartych kilka lat temu długookresowych umów. Zdaniem Energii i pracujących dla niej prawników, te umowy są nieważne.. wygląda jednak na to, że nie do końca.

Zawarte kilka lat temu umowy na zakup zielonych certyfikatów zaczęły przeszkadzać państwowym spółkom obrotu wraz ze spadkiem giełdowych cen certyfikatów.

Dzięki tym umowom, do których wpisano niższe od występujących wówczas na rynku, ceny zielonych certyfikatów, firmy zobowiązane do ich zakupu chciały zmniejszyć koszty realizacji tzw. obowiązku OZE i zabezpieczyć się na wypadek wzrostu cen certyfikatów w przyszłości.

REKLAMA

Rynkowe ceny certyfikatów jednak mocno spadły. Gdy na giełdzie można było kupować certyfikaty po cenach wynoszących nawet 10 razy mniej niż jeszcze kilka lat wcześniej, zawarte wówczas długookresowe umowy, zakładające zakup certyfikatów po znacznie wyższej, stałej cenie, zaczęły przeszkadzać państwowym koncernom energetycznym.

Kilka tygodni temu prezes Energi Daniel Obajtek uznał, że zawarte przez jego firmę kilka lat temu długookresowe umowy na zakup certyfikatów są nieważne i zapowiedział podjęcie działań zmierzających do zwrotu wydanych na ten cel pieniędzy.

Gdyby uznać, że Energa certyfikatów nie kupiła, nie wywiązałaby się w ten sposób z określonego udziału zielonej energii w swoim miksie energetycznym. To mogłoby wiązać się np. z koniecznością wniesienia tzw. opłat zastępczych za minione lata, co okazałoby się rozwiązaniem droższym niż realizacja zakupu certyfikatów po cenach zawartych w umowach.

Jak informuje dzisiaj „Rzeczpospolita”, Energa i reprezentująca ją kancelaria SMM Legal, przystępuje do wyegzekwowania kosztów związanych z „bezpodstawnym wzbogaceniem się inwestorów”, od których Energa kupowała zielone certyfikaty.

REKLAMA

Zdaniem SMM Legal umowy na zakup certyfikatów zostały zawarte niezgodnie z prawem, ponieważ nie uwzględniono przy ich zawieraniu prawa zamówień publicznych.

Mecenas Przemysław Maciak z kancelarii SMM Legal informuje o wysłaniu wezwań do zawarcia porozumień z inwestorami, zakładających zwrot w sumie 600 mln zł, które Energa wydała na zakup zielonych certyfikatów.

Ta kwota ma stanowić jednak nie całość kosztów poniesionych przez Energę w związku z zakupem zielonych certyfikatów, ale jedynie różnicę między zrealizowaną ceną wynikającą z kontraktów długoterminowych a ceną rynkową certyfikatów.

Wynika z tego, że mimo, iż prezes Energi Daniel Obajtek ogłosił umowy na zakup certyfikatów za nieważne i zawarte niezgodnie z prawem, w praktyce Energa będzie dochodzić zwrotu nie całych kosztów poniesionych w związku z realizacją tych umów, ale tylko ich części.

Jak informuje „Rzeczpospolita”, pierwsza sprawa sądowa, która będzie efektem działań Energi, ma się odbyć za dwa dni, a jej stroną będzie BOŚ Bank, czyli jeden z banków kredytujących w ostatnich latach energetykę wiatrową. W kolejce mają być – oprócz samych operatorów farm wiatrowych – m.in. Alior, mBank, PKO BP, Raiffeisen, a nawet Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, który również przyznawał kredyty na rozwój energetyki wiatrowej w Polsce.

Link do artykułu w „Rzeczpospolitej”

red. gramwzielone.pl