Wiceprezes PSEW komentuje założenia ustawy odległościowej [wywiad]

Wiceprezes PSEW komentuje założenia ustawy odległościowej [wywiad]
Grzegorz Skarżyński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej

W wywiadzie dla portalu Gramwzielone.pl Grzegorz Skarżyński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, komentuje propozycje regulacji, które wpisano do skierowanego do Sejmu projektu ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych (tzw. ustawy odległościowej) autorstwa posłów Prawa i Sprawiedliwości.

Gramwzielone.pl: Jak PSEW ocenia pomysł minimalnej odległości farm wiatrowych od domów z zachowaniem dystansu odpowiadającego 10-krotnej długości elektrowni wiatrowej? Jak wpłynie to na rozwój rynku wiatrowego i jak podobne regulacje wyglądają w innych europejskich krajach?

Grzegorz Skarżyński, wiceprezes PSEW: – Powszechnym standardem w krajach europejskich, ale i innych też, jest lokowanie turbin wiatrowych w oparciu o analizy akustyczne. Jest to o tyle uzasadnione, że w różnych miejscach, przy różnym ukształtowaniu terenu, fale dźwiękowe roznoszą się w inny sposób. W niektórych krajach istnieją zalecenia by nie lokować farm wiatrowych bliżej niż minimalna odległość, która wynosi  najczęściej ok.  500 m. Nie jest to odległość arbitralnie wyznaczona, bowiem z wielu analiz akustycznych wynika, że właśnie 500 m. stanowi w przeważającej ilości przypadków granicę, poza którą dźwięk emitowany przez turbinę wiatrowa spada poniżej norm akustycznych. Zalecenia, ale nie zakazy.

REKLAMA

Jaką minimalną odległość od zabudowań w praktyce oznaczałby zapis o 10-krotnej wysokości elektrowni wiatrowej?

– Współczesne turbiny maja wysokość, łącznie ze śmigłem, między 150 a 200 metrów, co oznacza że 10-krotna wysokość to 1,5 – 2 km, co jest odległością wielokrotnie większą niż zasięg rozchodzenia się dźwięku przekraczającego dopuszczalne normy. Pragnę zwrócić uwagę, ze proponowany dystans 10h odnosi się nie do zabudowań mieszkalnych, ale też o funkcjach mieszkaniowych oraz do form ochrony przyrody.

W polskim krajobrazie urbanistycznym charakterystyczne są pojedyncze zabudowania, najczęściej łączące funkcje gospodarcze z mieszkalnymi. Ponad 20 proc. powierzchni kraju zajmują także tereny chronione przyrodniczo. Nie ma więc możliwości, by istniał jakikolwiek projekt wiatrowy, o ilości turbin większej niż 2-3, który spełniałby tą normę 10h.

Oczywiście padają głosy, że przecież można instalować mniejsze turbiny na niższych masztach, ale to oznacza, że musielibyśmy instalować niszowe turbiny o niskiej wydajności, które poza wszystkim wcale mniej nie hałasują niż duże turbiny. Bylibyśmy więc chyba jedynym krajem, w którym regulacje promowałyby nieefektywne technologie wytwarzania energii odnawialnej.

Czy uznanie elektrowni wiatrowej jako całości za budowlę to dobry pomysł? Jak wpłynie to na wysokość podatków, które płacą operatorzy farm wiatrowych?

– Sądzę, że ten problem wynikł niejako przy okazji, a przynajmniej wierzę, że tak właśnie to się odbyło. Wydaje się, że zmiana definicji budowli miała w zamierzeniach autorów projektu umożliwić kontrolę stanu technicznego turbin przez UDT. Skutek jest jednak taki, że oznacza wielokrotne podwyższenie podatku od nieruchomości, bowiem definicja budowli służy bezpośrednio wykładni tego, co jest podstawą do wymiaru tego podatku.

Sprawa ta na początku rozwoju sektora wiatrowego budziła kontrowersje, ale została uregulowana zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, bowiem generator turbiny wiatrowej w żadnej mierze nie nosi cech budowli. Ta propozycja zmiany definicji przypomina trochę „unijną” anegdotę,  że na potrzeby klasyfikacji statystycznej przyjmuje się, że rak jest rybą. Także i tu przyjmuje się, że generator jest budowlą, a zatem jako podstawę do wyliczania wysokości podatku bierze się wartość początkową nie – części budowlanej, która wynosi około 25 proc. – 30 proc. wartości całej inwestycji, a 100 proc. tej wartości, co w konsekwencji oznacza, że podatek wzroście 3,5-4 razy – chyba bezprecedensowy wzrost obciążeń podatkowych na przestrzeni lat, może z wyjątkiem kasyn. To wygląda raczej jak sankcja karna, nie jak podatek.

W projekcie ustawy postuluje się wprowadzenie nowej decyzji zezwalającej na użytkowanie, która ma być wydawana przez Urząd Dozoru Technicznego. Czy to dobry pomysł i czy rozwiąże on problemy, które mogą wyniknąć w przypadku awarii elektrowni wiatrowych? Co taki dodatkowy obowiązek może oznaczać dla inwestorów?

– Po pierwsze trzeba sobie zadać pytanie, skąd się wziął ten pomysł. Otóż w Polsce jest jakiś niewielki procent wiatraków, najczęściej używanych, sprowadzonych przez osoby prywatne, co do których istnieją wątpliwości, czy spełniają normy techniczne i czy są prawidłowo serwisowane i które często nie są w ogóle ubezpieczone. I to jest ta grupa instalacji wiatrowych, co do których powinno się wprowadzić kontrole UDT.

Natomiast wprowadzenie pozwolenia na eksploatację dla nowych inwestycji, gdzie turbiny posiadają odpowiednie certyfikaty producenta uznawane w całej Europie i które są serwisowane przez producenta, jest po prostu kolejną sankcją administracyjną, którą zamierza się wprowadzić bez żadnych przesłanek. Co więcej propozycja idzie dalej i przewiduje odnawianie takiego pozwolenia co dwa lata, a co więcej w bliżej nie zdefiniowany sposób nakłada obowiązek kontroli przez UDT dokonywanych napraw. Opłata za pozwolenie na eksploatację ma sięgać 1 proc. wartości inwestycji, a więc kwoty wziętej po prostu z sufitu.

Trudno to oceniać inaczej jak kolejne sankcje w stosunku do energetyki wiatrowej. Gdyby chciano rzeczywiście rozwiązać problem turbin wiatrowych nieprawidłowo eksploatowanych, to wprowadzono by znane z innych krajów rozwiązania, że te turbiny, które są serwisowane przez producenta lub inną certyfikowaną firmę, zgodnie z określonymi przez producenta zasadami serwisu, nie podlegają odrębnej kontroli.  

REKLAMA

Projekt ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych ma uporządkować zasady lokowania farm wiatrowych na podstawie przepisów planistycznych. Obecnie nie jest do końca jasne, czy farmy wiatrowe można budować tylko na podstawie miejscowych planów zagospodarowania czy też decyzji WZ. Czy kierunek wskazany w tym wypadku w projekcie ustawy jest słuszny?

– W dzisiejszym reżimie prawnym farmy można budować na podstawie zarówno planów miejscowych jak w WZ. Proponowana ustawa zakłada, że będzie możliwa budowa farm wiatrowych wyłącznie w oparciu o plany miejscowe i wtedy gdy warunki WZ spełniają wymóg minimalnego dystansu (w ograniczonym czasowo zakresie).

Idea, by jedyną decyzją lokalizacyjną dla farm wiatrowych był plan miejscowy, jest słuszna, przy czym powinien istnieć okres przejściowy dla tych pozwoleń na budowę, które zostały wydane w pełnym poszanowaniu prawa, w oparciu o WZ i w oparciu o otrzymane pozwolenie środowiskowe, które wydawane jest także z udziałem lokalnej społeczności.

Należy więc przy okazji rozwiać jeden z mitów, że można wybudować wiatrak bez żadnych konsultacji społecznych. Owszem można, ale mały, najczęściej używany. Nowoczesnych wiatraków tak się nie da zbudować, bo wymagają decyzji środowiskowej, a ta jest prowadzona transparentnie z udziałem lokalnej społeczności.  Kierunek jest więc słuszny, tyle tylko, że wprowadzone minimum odległości 10h jest nadrzędne w stosunku do uchwalonych już planów, a wiec niezależnie od tego, że w danej gminie uchwalono plan, miejscowa społeczność jest za tym, żeby budować wiatraki, nie było żadnych działań na skróty, projekt uzyskał decyzje środowiskową, czyli spełnia wszystkie normy – i tak nie będzie można wybudować elektrowni wiatrowej.

Projektowana ustawa ingeruje więc w jedno z podstawowych praw lokalnych społeczności, a mianowicie w prawo do decydowania o ładzie przestrzennym i inwestycjach. Jakie ważne przesłanki stoją za tym, żeby to prawo tak drastycznie ograniczać? W uzasadnieniu ustawy znajdujemy bardzo wątpliwe argumenty, które obala praktyka funkcjonowania sektora wiatrowego w krajach o znacznie bogatszych doświadczeniach z działania elektrowni wiatrowych. A więc kolejna sankcja adresowana w stosunku do energetyki wiatrowej.

Z jakimi konsekwencjami będą musieli liczyć się deweloperzy realizowanych już projektów, którzy posiadają ważne np. decyzje o warunkach zabudowy?

– Gdyby utrzymały się zapisy tej ustawy, nie ma możliwości wybudowania elektrowni wiatrowej w oparciu o WZ, nawet jeżeli deweloper posiada ważną decyzję środowiskową, jeżeli nie jest zachowana minimalna odległość 10h

Jak nowe przepisy jeśli zostaną przyjęte w takiej formie wpłyną na rozwój polskiego rynku wiatrowego w kontekście planowanych aukcji? Jak wiele projektów, które były przygotowywane do aukcji, może przepaść z tego powodu?  

– Wpływ jest jednoznacznie negatywny, bo po pierwsze w przypadku projektów wiatrowych, które wygrają aukcję, będzie mniej czasu na wybudowanie instalacji niż w przypadku innych technologii. Nie będzie można wobec nich stosować zamiennych pozwoleń na budowę, które dopuszczone będą dla innych technologii, i to wszystko w stosunku do projektów, które otrzymały pozwolenia na budowę przed wejściem w życie tej ustawy. Po wejściu w życie ustawy nie będzie możliwe uzyskanie pozwolenia na budowę, gdy nie będzie zachowany limit 10h, co oznacza, że z pewnością ponad 95 proc. zaawansowanych projektów trzeba będzie skreślić.  

Czy w regulacjach zaproponowanych w nowym projekcie ustawy znajdujecie Państwo jakieś pozytywy, które mogą korzystnie wpłynąć na rozwój rynku wiatrowego?

– Są kierunkowo elementy pozytywne, o których wspominałem, a mianowicie możliwość objęcia dozorem technicznym elektrowni nieprawidłowo eksploatowanych, czy też przyjęcie planów miejscowych jako podstawy lokalizacji elektrowni wiatrowych, ale sposób wdrożenia tych pozytywnych elementów skutecznie niweluje te pozytywy. I w konsekwencji mamy ustawę nie – o warunkach inwestowania w elektrownie wiatrowe, ale o wprowadzeniu dodatkowych sankcyjnych obciążeń i stopniowej eliminacji energetyki wiatrowej z polskiego systemu energetycznego. Taki jest bowiem skutek wprowadzenia tej ustawy w życie.

Jakie działania podejmie teraz PSEW, aby wpłynąć na zmianę zaproponowanych, niekorzystnych dla deweloperów wiatrowych regulacji i na ile takie zmiany wydają się możliwe w kontekście aktualnego układu sił w Sejmie?

– PSEW zawsze działał i w dalszym ciągu będzie działał pokazując w sposób udokumentowany argumenty podważające zasadność wprowadzenia tej spec ustawy i konstrukcji poszczególnych zapisów. Będziemy też zadawać głośno pytanie, jakie to przesłanki powodują, że tak fundamentalna w swoim charakterze ustawa – bo dotykająca i podmiotowości planistycznej gmin i zwiększania obciążeń podatkowych i ograniczenia praw nabytych – jest procedowana w sposób uproszczony, a więc bez konsultacji międzyresortowych, pełnych konsultacji społecznych i bez oceny skutków wprowadzenia regulacji.

Naszym zdaniem nie wydarzyło się nic, co by prowokowało zastosowanie takiego trybu prac nad tą ustawą. Dziś nikt nie buduje nowych farm wiatrowych, bo system wsparcia zielonych certyfikatów jest wygaszony, a o aukcjach będzie decydował rząd. Nie ma więc potrzeby żadnego pośpiechu, by zrealizować jakiś ważny interes społeczny czy cel gospodarczy.

gramwzielone.pl