Domowa instalacja fotowoltaiczna na trackerach. Doświadczenia jednego z pierwszych użytkowników w Polsce
{więcej}Jeden z czytelników naszego portalu wykonał w swoim ogrodzie domową instalację fotowoltaiczną na trackerze. Jakie są efekty jej pracy? Ile kosztowała, a ile generuje oszczędności?
Dwie instalacje fotowoltaiczne Pana Marcina zostały zainstalowane na trackerach dwuosiowych, czyli podążających za słońcem w płaszczyźnie pionowej i poziomej. Dzięki zainstalowaniu czujników kierunku padania światła, panele są zawsze ustawione prostopadle do kąta padania światła słonecznego. System PV składa się z 2 trackerów, każdy po 30 paneli fotowoltaicznych, każdy o mocy 200 Wp, co daje razem moc nominalną 12 kWp.
W słoneczny dzień sierpnia obie instalacje fotowoltaiczne Pana Marcina produkują ok. 80-90 kWh. W dniu 30 września, przy umiarkowanym zachmurzeniu jest to 40 kWh. Jak zwraca uwagę nasz czytelnik, jest to wynik lepszy niż wskazywały prognozy. – Gdy energii ze słońca jest zbyt mało w stosunku do bieżącego zapotrzebowania, w ułamku sekundy, niezauważalnie dla użytkownika, instalacja przełącza się na sieć zewnętrzną w całości lub uzupełnia sobie brakującą część z sieci energetycznej. Dla przykładu: jeśli instalacja PV produkuje 4 kW, a zapotrzebowanie jest na 6 kW, to brakujące 2 kW jest „dociągane” z sieci.
– Jest to niezauważalne i nawet nie wiem, kiedy to się dzieje. Za 3 tygodnie zainstaluję komputer, który będzie to pokazywał w czasie rzeczywistym na stronie www, a odbiorniki prądu będą sterowane układem, dopasowującym konsumpcję prądu do bieżącej produkcji i optymalizując zużycie własne (także z powodu słabej treści propozycji Dużego Trójpaku). W sytuacji gdy produkowanej energii jest za dużo, przepływa ona do sieci dystrybucyjnej przy spełnieniu wielu warunków technicznych, których pilnuje elektronika inwertera oraz automatyka uzgodniona w siecią dystrybucyjną. Wszystko to jest otoczone warstwą zabezpieczeń technicznych – np. w przypadku zaniku prądu do zera (np. prace na lokalnym transformatorze) cała instalacja w ułamku sekundy wyłącza się, tak by nie porazić pracującego na lokalnym transformatorze pracownika sieci. Takie działanie jest standardem i nazywa się „anti-islanding” – informuje Pan Marcin.
Jakie korzyści dostrzega Pan Marcin po uruchomieniu swojego systemu fotowoltaicznego? – Korzyści są oczywiste: liczniki energii stają w miejscu. Rocznie płaciliśmy ok. 8.500 zł na energię elektryczną, z której wytwarzamy światło, ogrzewanie i CWU. Ogrzewanie i CWU w budynku uzyskujemy za pomocą zasilania pompy ciepła woda-woda o mocy 14 kW oraz grzałki wspomagającej o mocy 6 kW. Jako zabezpiecznie mamy jeszcze jedną grzałkę 6 kW, ale w ostatnim roku włączyła się tylko raz, gdy temperatura spadła poniżej –30’C – informuje Pan Marcin, dodając, że liczy na obniżenie rocznych kosztów energii dzięki zainstalowaniu systemu PV rocznie do ok. 1.000 zł, a nawet do zera, gdy zamontuje akumulator ciepła w postaci 1.000-litrowego zasobnika buforowego wyposażonego w grzałkę o mocy 2 kW, który odbierze i przechowa nadmiar prądu z instalacji fotowoltaicznej w postaci wody zagrzanej do temp 85’C.
– To jest podwójnie opłacalne, bo obniżę koszty dwóch podmiotów gospodarczych, które prowadzę, ale co ważniejsze – mogę w swojej działalności biznesowej przekonywać przyszłych klientów do fotowoltaiki, pokazując im realną, prawdziwą instalację demonstracyjną a nie obrazki skopiowane z Google. Daję możliwość szkoleń na prawdziwej, istniejącej instalacji a nie na obietnicach – dodaje Pan Marcin.
A jak nasz czytelnik ocenia efekty pracy trackerów? – Jestem przekonany do trackerów z paru powodów. Żeby porównać „gruszki z gruszkami” musiałbym mieć instalację porównawczą w tej samej miejscowości i o podobnych parametrach, co jest mało prawdopodobne. Ale dla przykładu: oddalona o 8 km, podobna instalacja na dachu, której parametry pracy są dostępne on-line, produkuje o 30-35% mniej energii od mojej. To pokrywa się z szacowanym przeze mnie wzrostem produkcji w przedziale +30, +40%. Wybór instalacji PV na trackerach dwuosiowych spowodowany był także chęcią realizacji instalacji pokazowej, żeby prezentować jak efektywne może być rozwiązanie solarne, oraz ograniczeniami przestrzennymi – bryła budynku nie bardzo nadaje się do solarów instalowanych na dachu. Trackery działają bezgłośnie, niezawodnie, a zamontowana automatyka chroni je przed silnym wiatrem czy opadami śniegu. Dla sąsiadów są one ciekawostką, którą podglądają podczas spacerów i w sposób oczywisty pojawia się temat do rozmowy o roli energii w naszym życiu – informuje Pan Marcin.
Ile kosztowała budowa instalacji? – To jedno z trudnych pytań, bo tu koszty mają parę warstw i ich zrozumienie wymaga zrozumienia księgowości i podatków. Pierwsza warstwa to całkowity koszt brutto i wynosi on dla instalacji 6 kWp 92.000 zł brutto lub 111.000 zł (w zależności od różnic konstrukcyjnych). Druga warstwa to kwota netto, wynikająca z rozliczenia podatku w wyniku inwestycji i rozliczenia podatku VAT. Wtedy cena wynosi netto 75.500 zł. W tej kwocie mieści się dotacja, jaką otrzymałem, w wysokości 60%, czyli koszt netto minus dotacja, wyniósł 30.200 zł. I to nie koniec, bo w czwartym kroku kwota ta podlega amortyzacji w księgach, więc w przypadku jednoosobowej działalności można całość tej kwoty wliczyć w amortyzację jednorazowo. Jeśli więc wykorzystałem inwestycję w tej części jako tarczę podatkową, to można spokojnie zdjąć z tego jeszcze 19% a w spółce kapitałowej – amortyzować to przyśpieszoną stawką. W prostszym modelu z 30.000 zł odzyskują jeszcze 5.500 zł podatku i tak mamy instalację za 24.500 zł, która daje oszczędności 8.500 zł rocznie. Jeśli więc ktoś mówi, że PV się nie opłaca, no cóż, mówić można wszystko, a excell wie swoje – tłumaczy Pan Marcin.
– W rozbiciu na elementy instalacja składa się z trackera, paneli, kosztów części stałoprądowej, prac ziemnych i prac projektowych. Szczegółowe zestawienie nie ma tu większego znaczenia, bo proporcje tych części wynikają tylko ze sprawności negocjacyjnej cen poszczególnych części. I tak panele kupowałem w Holandii, inwertery w Czechach, prace projektowe na Śląsku, część elektroniki w Niemczech, montaż siłami lokalnymi i wraz ze specjalistami ze Śląska. Więc to jest taki ponadregionalny projekt – tłumaczy Pan Marcin, dodając, że koszty operacyjne są zerowe, a zużycie prądu do zasilania systemu poruszania trackerów bazującego na dwóch silniczkach na 24V jest niezauważalne.
Koniec części pierwszej.
Druga część artykułu ukaże się na portalu Gramwzielone.pl za tydzien.
gramwzielone.pl