Jak rozwijać innowacyjne technologie fotowoltaiczne „made in Poland” [wywiad]

Jak rozwijać innowacyjne technologie fotowoltaiczne „made in Poland” [wywiad]
Filip Granek i Zbigniew Rozynek

Dr inż. Filip Granek, naukowiec prowadzący od lat badania nad fotowoltaiką w instytutach naukowych w Polsce, Holandii, Niemczech, Australii czy Chinach, w tym także w prestiżowym niemieckim instytucie Fraunhofer ISE, a ostatnio współtwórca polskiej spółki XTPL, opowiada w wywiadzie dla portalu Gramwzielone.pl o opracowanej przez XTPL technologii umożliwiającej obniżenie kosztu produkcji ogniw i modułów fotowoltaicznych, a także o warunkach, w jakich młode spółki technologiczne w Polsce mogą realizować podobne przedsięwzięcia.

Link do pierwszej części wywiadu na temat zalet technologii opracowanej przez XTPL.

Czy waszej pracy nie towarzyszy taka obawa, że rozwiązanie, nad którym pracujecie, ktoś inny zrobi szybciej i lepiej?

REKLAMA

– Zawsze gdy szansa rynkowa jest duża, duża jest też konkurencja. W naszym przypadku konkurencja jest globalna. Znamy firmy, które działają w Finlandii, Izraelu, USA, Korei Płd. i próbują promować swoje rozwiązania. Nie są one jednak na etapie wielkich wdrożeń, choć niektóre są dojrzalsze od pozostałych. Istnieją też duże koncerny, które swoją pracą rozwiązują istniejące problemy. Każdy z tych graczy chce osiągnąć ten sam cel, jednak próbuje dojść do niego niejako innymi drogami. Mamy zatem konkurencję i poczucie, że branża nie jest łatwa. Jednocześnie widzimy takie zalety naszego rozwiązania, które pozwalają myśleć, że jest sens rozwijać tę technologię. Produkty konkurencyjne jeszcze nie pochłonęły rynku transparentnych elektrod, alternatywnych do tlenku indowo-cynowego. Nasza metoda pozwala na wytwarzanie przewodzących prąd elektryczny linii metalicznych dużo węższych niż pozostałe, dlatego jestem bardzo dobrej myśli.

Naszym atutem jest też doświadczenie i ogromne poświęcenie całego zespołu. Jako osobie, która pracowała w kraju i za granicą, udawało mi się pozyskiwać różne granty i stypendia, współpracować z krajowym i zagranicznym przemysłem, ale czując szansę, jaka jest w spółce XTPL, zrezygnowałem z innych rzeczy. Teraz jestem już w 100-procentach zaangażowany w to przedsięwzięcie. Niezmiernie ważny jest fakt, że nie jestem w nim sam. Nasz zespół to osoby nie tylko z bogatym doświadczeniem w pracy naukowej, ale również spełnieni przedsiębiorcy, z ogromną wiedzą w zakresie budowania i skalowania inicjatyw biznesowych.

Oczywiście startup technologiczny, jest z natury obarczony wysokim ryzykiem i ma mniejsze szanse powodzenia niż działający biznes. Trudno przewidzieć z góry, czy się uda, czy nie. Jednak mając doświadczenie w różnych projektach realizowanych z przemysłem, mam intuicję, że nasz proces może zostać przeskalowany z laboratorium do poziomu gotowości do wdrożenia, a rynek będzie tym zainteresowany.

Moją intuicję potwierdzają rozmowy, które prowadzimy z potencjalnymi odbiorcami naszej technologii w kraju i za granicą. Widzimy, że jest zainteresowanie i realna potrzeba rynkowa. 

Czy Polska to dobry kraj na rozwijanie takiego innowacyjnego, fotowoltaicznego przedsięwzięcia?

– Patrząc globalnie, Polska nie jest dużym graczem, jeśli chodzi o fotowoltaikę. W Polsce działają jednak firmy, które robią naprawdę ciekawe rzeczy, jak choćby ML System z Rzeszowa. Współpracuję z nimi od czasów, kiedy pracowałem jeszcze w Niemczech. Później, po powrocie do Wrocławia, podczas pracy w EIT+, prowadziliśmy wspólne projekty. To jedna ze spółek w Polsce, które są odważne, myślą o wysokiej technologii i o jej międzynarodowym zastosowaniu – nie tylko o lokalnej niszy. Bardzo im kibicuję i wiem, że to może być dla nas potencjalny partner do wdrożenia naszego rozwiązania. Takich przedsiębiorstw w kraju jest więcej, na przykład firma Saule Technologies pracująca nad technologią wytwarzani perowskitowych ogniw słonecznych.

Jak postrzega Pan otoczenie naukowo-biznesowe w Polsce, którego wsparcia potrzebujecie, aby rozwinąć wasz produkt i jak wygląda ono w porównaniu z otoczeniem w bardziej rozwiniętych krajach?

– Działalność zagranicznych instytutów badawczych wspierających innowacyjny przemysł to proces, który trwa od wielu lat. Dzięki temu ludzie po obu stronach stołu (naukowcy z jednostek badawczych oraz przedsiębiorcy) wiedzą dokładnie, czego mogą od siebie oczekiwać. Mają do dyspozycji m.in. specjalne jednostki dedykowane do tego, aby wpierać lokalny przemysł. I nie są to uniwersytety, tylko centra badawcze, które są skupione na współpracy z przemysłem.

U nas w Polsce do tej pory funkcjonowały głównie jednostki nastawione na badania podstawowe lub instytuty branżowe. To w ich strukturach działali naukowcy, którzy jednocześnie współpracowali z biznesem. Teraz nadszedł czas na szersze zespolenie nauki z biznesem. To nie jest łatwy proces, są to jednak wciąż dwa różne światy, które dopiero uczą się ze sobą rozmawiać. Z jednej strony przemysł w Polsce w dużej mierze nie budował swojej pozycji na bazie innowacyjnej technologii. Z drugiej, nauka nie była dotychczas skupiona na aspekcie praktycznego zastosowania swoich badań. Teraz to się zmienia. Przemysł stara się nauczyć tego, jak być innowacyjnym, potrzebuje wsparcia nauki. Nie wie jednak do końca, czego może oczekiwać od jednostek naukowych, a te nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co muszą mu dać, żeby był zadowolony.

Ten proces trwa, jest niezmiernie interesujący i widzę już wiele wspaniałych sygnałów. Moim ulubionym, bo najbardziej mi znanym, przykładem jest EIT+, który rozumie nową sytuację i dopasowuje się do potrzeb rynkowych. Uczestniczyłem w nim w takich projektach badawczych w ścisłej współpracy z przedsiębiorcami, które kończyły się sukcesem.

Sam jednak zdecydowałem się na realizację mojego pomysłu poza jednostką naukową, poczułem w którymś momencie, że to jest dobry czas, aby zmierzyć się z wyzwaniami, jakie stawia budowanie własnego przedsiębiorstwa.

Konkludując, mogę powiedzieć, że na polu współpracy nauki z biznesem jesteśmy dopiero na początku drogi. To wiąże się z różnymi trudnościami, których nie można uniknąć w sytuacji budowania nowego modelu działania. Jednak ci, którzy dziś wkładają dużo zaangażowania i wysiłku w tworzenie nowej rzeczywistości, mają szansę na większy rozwój.

Pracował Pan m.in. w najbardziej znanej w świecie fotowoltaiki jednostce badawczej w niemieckim instytucie Fraunhofer ISE. Co można z modelu, w którym funkcjonuje ten instytut, przenieść na polski grunt? 

– Instytuty Fraunhofera są według mnie najlepszymi instytutami na świecie w zakresie wspierania innowacyjności w przedsiębiorstwach. Co przesądza o ich sukcesie? Po pierwsze mają już długą historię. Proces uczenia się i szukania najlepszych doświadczeń jest już za nimi. Wiedzą, co robić i dlaczego. Po drugie Niemcy mają jeden z najbardziej innowacyjnych przemysłów, a to oznacza, że na rynku jest bardzo duże zapotrzebowanie na tego typu usługi, zatem siłą rzeczy dużo dzieje na styku nauki i biznesu.

W Polsce, jak już wspomniałem, dopiero zaczynamy ten proces ścisłej współpracy nauki z biznesem i budowania gospodarki opartej na innowacyjnych  technologiach, o globalnym znaczeniu. Nie ma jeszcze jednostek z długą historią. Nie ma też wiele firm, które mają bardzo duże zapotrzebowanie na badania. Trudno zatem dziś ocenić, czy budujemy tę współpracę dobrze, czy źle, bo kluczowej jest to, że ją budujemy. Możemy natomiast zastanowić się, co możemy robić lepiej. Szukając dobrych, sprawdzonych rozwiązań, na których można się wzorować, warto bardzo pokornie przyglądać się takim modelom jak Fraunhofer w Niemczech, jak VTT w Finlandii, jak IMEC w Belgii i inne. Trzeba korzystać z tego, co od lat działa już za granicą i mądrze studiować wiele reguł, m.in. dotyczących tego, w jaki sposób chroniona jest własność intelektualna, w jaki sposób nagradzani są jej twórcy, jak zmotywować pracowników, jak promować postawy przedsiębiorcze wśród naukowców, jak działać z przedsiębiorstwami, aby te czuły, że dostają dobrą usługę, jak działać, żeby zdążyć z realizacją zlecanych prac na czas, jak mówić wspólnym językiem. Tego po prostu trzeba się nauczyć.

W Polsce w taki sposób działają już jednostki typu EIT+. Podpatrują najlepszych, poprawiają to, co nie zdaje egzaminu, ale dochodzenie do perfekcji musi trochę potrwać. Tej cierpliwości nie może nam zabraknąć. Często oczekuje się, że takie instytuty od razu powinny mieć bardzo dużo zleceń od przedsiębiorstw. To jest jednak często nierealne oczekiwanie. Każda nowo utworzona jednostka badawcza, nakierowana na wspieranie innowacyjnego biznesu, potrzebuje tzw. kilkuletniego pasa startowego w postaci wsparcia budżetowego, by w trakcie kolejnych lat pieniądze pozyskiwane przez te jednostki od przemysłu były coraz większe.

REKLAMA

Warto pamiętać, że nawet Fraunhofer ma tylko 30 proc. budżetu od przemysłu, 30 proc. to dotacja centralna, a 30 proc. to niezależne granty.

Trudno zatem oczekiwać, aby rodzime jednostki zaczęły utrzymywać się jedynie ze zleceń od przemysłu. Jak wspomniałem, firm zainteresowanych współpracą jest mało, a dodatkowo w Polsce nie ma jeszcze aż takiej kultury finansowania. Wymaganie od instytucji naukowych tego, aby skupiły się tylko na zleceniach, oznaczałoby utratę świetnej energii, która może przekształcić się w genialne projekty.

Dobrym rozwiązaniem, które pchnęłoby do przodu tego typu jednostki, mogłaby być jeszcze jedna perspektywa finansowania bazowego. Ona pozwoliłaby im pójść do przodu. Oczywiście niech to finansowanie maleje, żeby wymuszać generowanie przychodów, ale trzeba zrozumieć, że z dnia na dzień ten proces się nie uda. Instytucje nie mogą od razu robić komercjalizacji, skoro nie mają jeszcze całej potrzebnej infrastruktury, nie miały czasu na wypracowanie unikalnego know-how i własności intelektualnej, którą można komercjalizować.

Powiem może górnolotnie, że te jednostki są naszym dobrem narodowym. One same w sobie nie są celem, ale narzędziem. Celem jest innowacyjna gospodarka, a ta potrzebuje dobrze działających instytutów naukowych nakierowanych na wspieranie innowacyjnego przemysłu krajowego w kilku kluczowych miastach w Polsce. I żeby innowacyjna gospodarka się nam udała w Polsce, usługa centrów badawczych musi być dostępna.

W projektach badawczych, które piszemy, od razu zakładamy, że będziemy współpracować z takimi jednostkami jak EIT+, bo one dadzą nam bardzo dużą wartość dodaną. Jako wciąż mała firma nie musimy mieć sprzętu, który jest bardzo drogi, a który nam na co dzień nie jest potrzebny. EIT+ ma też ekspertów, którzy wiedzą, jak ten sprzęt obsługiwać. W zakresie takiej współpracy będę chciał przenieść na nasz grunt wzorce z Fraunhofera.

Taki pomysł, który miał połączyć duży polski przemysł z nauką w obszarze fotowoltaiki, forsował b. prezes KGHM.

– Muszę powiedzieć, że jestem wielkim fanem wizji rozwoju fotowoltaiki, jaką przedstawiał prezes Wirth. Chciał, aby materiały, które wydobywa KGHM, włączać do fotowoltaiki. Dobrze by było, gdyby duże firmy poszły w takim kierunku.

Na ile wsparcie takich procesów może realizować NCBiR?

– NCBiR świetnie wpasowuje się w wizję finansowania badań w jednostkach publicznych i w innowacyjnych firmach. Przede wszystkim jednak swoimi programami próbuje doprowadzać do współpracy przedsiębiorców z naukowcami, którzy razem mogą starać się o granty. Finansowanie, które NCBiR daje, wymusza trochę takie sojusze przemysłowo-naukowe, dzięki czemu pojawia się w kraju bardzo ważne doświadczenie, a jakość tej współpracy stale się podnosi.

Jako firma XTPL napisaliśmy wniosek o grant z programu NCBiR. Jego pozyskanie by nas mocno uskrzydliło, pozwoliłoby przeskoczyć na inny poziom gotowości technologicznej. Myślę, że to, co robimy, idealnie wpisuje się w założenia NCBiR, ale wiem też, że zawsze w procesie oceny jedne projekty dostają dotacje, a inne nie, bo chętnych jest więcej niż możliwości.

Mamy teraz w kraju okienko czasowe, w którym można wykorzystać duże środki na innowacyjne projekty i przedsięwzięcia. Jeśli nawet tylko jakaś część publicznych pieniędzy zostanie sensownie zagospodarowana, to będziemy mieć za kilka lat zupełnie inny horyzont firm i doświadczenia we współpracy nauki z biznesem. Już funkcjonujące przedsiębiorstwa przestawią się na innowacyjną działalność, powstaną też nowe i będą rosły w siłę. Niektórzy, gdy skończy się dofinansowanie, powrócą do swojego modelu, ale inni zostaną na wyższym poziomie. Nie umiem określić, na ile to zmieni naszą innowacyjność w skali globalnej, ale jestem bardzo dobrej myśli.

Ważne jest też dostrzeżenie, że nie wszystkie firmy działające w Polsce muszą stać się innowacyjne. Często pojawiają się spółki takie jak nasza, które od początku są ekstremalnie innowacyjne. Oczywiście w przypadku części z nich zadziała selekcja naturalna, ale pozostałe mogą stworzyć zupełnie nowy wymiar polskiego przemysłu.

Ja osobiście cieszę się, że jestem w takim przełomowym momencie historii w Polsce. Mamy stabilną gospodarkę, otwarte granice, ja się nauczyłem mówić po angielsku w szkole podstawowej, a moi rodzice nie mieli takiej szansy. Mogłem wyjechać na zagraniczne staże i wrócić do kraju, w którym dużo się dzieje i są programy, które to wspierają. Nie wszystko jest jeszcze doskonałe, ale idzie w dobrym kierunku. Trzeba to wykorzystać i łapać wiatr w żagle.

Oprócz finansowania na poziomie krajowym są też środki, o które można się ubiegać bezpośrednio w Brukseli. Działalność taka jak wasza idealnie wpisuje się w programy Komisji Europejskiej.

– Tak, rzeczywiście, jest dużo firm, które mogą skorzystać ze środków zagranicznych, nie wszystkie jednak potrafią dostrzec te szanse. My je widzimy i na poziomie europejskim też staramy się o projekty badawczo-rozwojowe. W ostatnich latach brałem udział w tego typu projektach od strony zagranicznych jednostek naukowych, we współpracy z firmami,  wiem więc, jak to działa, i dostrzegam w tych programach kolejną szansę dla takich małych innowacyjnych startupów jak nasz. W lutym złożyliśmy wniosek w ramach jednego z takich konkursów – europejskiego programu wspierania innowacyjnych firm z sektora MŚP.

Rozmawiamy także o potencjalnych konsorcjach badawczych z kolegami z zagranicznych instytutów i międzynarodowych przedsiębiorstw wysokich technologii, z którymi możemy rozwijać pewne koncepcje technologiczne – nasze rozwiązanie byłoby ich jakąś częścią składową. Dla nas to zdecydowanie dobry kierunek.

Chcę przy tym podkreślić, że nasz biznes nie ma polegać na konsumowaniu dotacji. One mają nam pomóc wzmocnić nasze rozwiązanie, być lewarem, dzięki któremu pomnożymy środki inwestorów, i niejako zredukować ryzyka technologiczne, jakie są jeszcze przed nami. Na końcu interesuje nas jedno – doprowadzenie do krajowych i międzynarodowych wdrożeń technologii XTPL.

Wszyscy, którzy budują naszą firmę, mają swoje sukcesy. Wchodzimy do tej spółki po to, aby zbudować znaczącą wartość. Cieszy nas szansa na bycie na froncie zmian gospodarczych w Polsce i napędza nas opcja doprowadzenia nanotechnologicznego rozwiązania, nad którym pracujemy, do poziomu globalnych wdrożeń. 

gramwzielone.pl